Kartka z pamiętnika…
Strach.
Jak bardzo potrafi zmienić nasze życie?
Jak to jest, że pojawiający się obezwładnia nas i sprawia, że jesteśmy niezdolni do jakiegokolwiek ruchu? Dlaczego tak bardzo paraliżuje?
Doświadczyłem strachu. Poddałem się jego mechanizmom. Pozwoliłem by mną kierował.
Dziś wiem, że to był błąd.
Dużo straciłem, a przerażenie które mną wtedy targało było nie do opisania.
Jednak teraz wiem, że nawet w najmniejszym stopniu nie mogło się równać z tym, które czuje dziś. Wiem, że go zranię. Wiem, że zobaczę w turkusowym spojrzeniu łzy, które nigdy nie powinny się tam znaleźć. Wiem, że będzie cierpiał – z mojego powodu.
Boje się.
Boję się ujrzeć smutek, na jego delikatnej twarzy. Boje się zobaczyć rozpacz w jego ciepłych oczach. Boje się ujrzeć drżenie jego malinowych warg.
A więc strach.
Ale wiem, że każda prawda jest lepsza od kłamstwa i wiem, że mimo mojego strachu przed jego reakcja, on musi ją poznać.
Boje się, ale wierze. Wierze w niego. Wierze w nas.
Jak bardzo potrafi zmienić nasze życie?
Jak to jest, że pojawiający się obezwładnia nas i sprawia, że jesteśmy niezdolni do jakiegokolwiek ruchu? Dlaczego tak bardzo paraliżuje?
Doświadczyłem strachu. Poddałem się jego mechanizmom. Pozwoliłem by mną kierował.
Dziś wiem, że to był błąd.
Dużo straciłem, a przerażenie które mną wtedy targało było nie do opisania.
Jednak teraz wiem, że nawet w najmniejszym stopniu nie mogło się równać z tym, które czuje dziś. Wiem, że go zranię. Wiem, że zobaczę w turkusowym spojrzeniu łzy, które nigdy nie powinny się tam znaleźć. Wiem, że będzie cierpiał – z mojego powodu.
Boje się.
Boję się ujrzeć smutek, na jego delikatnej twarzy. Boje się zobaczyć rozpacz w jego ciepłych oczach. Boje się ujrzeć drżenie jego malinowych warg.
A więc strach.
Ale wiem, że każda prawda jest lepsza od kłamstwa i wiem, że mimo mojego strachu przed jego reakcja, on musi ją poznać.
Boje się, ale wierze. Wierze w niego. Wierze w nas.
Louis siedział na krześle w szpitalnej sali tuż obok łózka Harry’ego.
Jego dłoń splątana była w uścisku razem z dłonią chłopaka leżącego na łóżku.
Harry spał, a Louis tak jak obiecał czuwał przy nim, by gdy tylko ten się obudzi pierwszą osobą jaką zobaczy był właśnie Louis.
Gdy kilka godzin temu Louis przyjechał do szpitala, łzy ciekły po jego policzkach, a umysł oczekiwał najgorszego. Niall siedział i płakał, tłumacząc się, że nic nie mógł zrobić. To po prostu się stało.
Louis rozumiał to i nie był zły na Nialla czy coś podobnego. On po prostu był zły na siebie, że nie było go przy Harrym i nic nie mógł zrobić, że mu nie pomógł. Szatyn wiedział, że takie obwinianie się jest bez sensu, ponieważ nawet jeśli by tam był nie mógł by nic zrobić. Nie miał wpływu na reakcje Harry’ego i nie było żadnego sposobu by im zapobiec.
To była najzwyczajniej w świecie próba przekonania samego siebie, że mógł się przydać, że był potrzebny, a nie było go tam. Próba umiejscowienia tego co się stało i jakby chęć znalezienia przyczyny, byle tylko odepchnąć od siebie prawdziwy obraz tamtego wydarzenia.
Louis nie rozumiał dlaczego Niall się obwiniał, ale nic nie mówił poza tym, że to nie jego wina. Wiedział, że blondyn również próbował odepchnąć od siebie prawdę, próbując zrzucić to na siebie, byle tylko nie musieć mówić tego na głos.
I Louis rozumiał go.
Żaden z nich nie chciał przyjąć prawdy do wiadomości, mimo iż ta uderzyła ich prosto w twarz.
Obaj siedzieli na korytarzu i czekali na jakiekolwiek informacje od lekarzy, ale takowych było brak.
Więc nie mogli nic zrobić jak tylko czekać, a czas niemiłosiernie się dłużył.
Gdy w końcu lekarze wyszli z Sali Louis wraz z Niallem podbiegli do nich, próbując dowiedzieć się czegoś o stanie Harry’ego.
Louis tak bardzo chciał usłyszeć, że wszystko jest w porządku. Że to nic i że Harry jest cały i zdrowy na tyle, na ile może być.
Lecz prawda była zupełnie inna.
- Przykro mi.- powiedział lekarz prowadzący- Stan Harry’ego nie jest najlepszy. Jego serce jest słabe i nierówno pracuje, co było przyczyną utraty przytomności Pana Stylesa. Na razie jego stan jest stabilny, ale nie jest to nic pewnego. Tak szybko jak się poprawił, tak szybko może ulec zmianie. Nie chciałbym straszyć, ani nic, ale…proszę nie nastawić się zbyt optymistycznie. Prawdopodobnie Panu Styles`owi zostało tylko kilka dni. Jego serce jest bardzo słabe.
Po tych słowach lekarz udał się w głąb korytarza zostawiając chłopców samych pod drzwiami Sali.
Łzy płynęły po policzkach Louisa podobnie, jak to działo się w przypadku Nialla.
Miał stracić Harry’ego. Miał go już nigdy więcej nie zobaczyć. Teraz. Gdy tak bardzo go potrzebował.
Nie! To nie mogła być prawda.
Louis otarł łzy spływające po jego twarzy i powoli wszedł do Sali w której leżał kędzierzawy chłopak.
Podszedł do łóżka i usiadł na krześle.
Oczy Harry’ego wpatrywały się w niego, gdy tylko przekroczył próg Sali.
Harry posłał mu uśmiech, gdy ten zajął miejsce po czym chwycił jego dłoń i splótł ich palce razem.
Pierwsze łzy wypłynęły zza powiek Louisa.
Bał się tego. Tak Bardzo, cholernie mocno się bał.
- Loulou…- głos Harry’ego przerwał cisze, jaka do tej pory panowała miedzy nimi.
- Tak bardzo nie chcę cię stracić- wyszeptał Louis.- Tak bardzo nie chcę byś odchodził. Potrzebuję cię Harry.
Łza spłynęła po policzku młodszego chłopaka, gdy patrzył w zaczerwienione od płaczu oczy Louisa.
Właśnie tego się bał. Smutku i rozpaczy malującej się na twarzy szatyna. Bał się jego łez, ponieważ wiedział, że to on jest ich powodem. A tak bardzo nie chciał nim być.
Chciał sprawiać, że Louis będzie się uśmiechał. Ale nigdy płakał, choć wiedział, że jest to nieuniknione. Nie dopuszczał do siebie tej myśli.
- Nie płacz Louie – rzekł Harry i starł kciukiem łzy spływające po policzku starszego chłopaka.- Nie płacz, proszę. Nie stracisz mnie. Ja zawsze będę przy tobie. To się nie zmieni. Nigdy.
Louis spojrzał w oczy Harry’ego, które patrzyły na niego z miłością. Tak wielką, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Posłał mu delikatny uśmiech, który jednak nie sięgał jego oczu i ścisnął mocniej jego dłoń.
- Pocałuj mnie Louis.- poprosił Harry, a szatyn nie wahał się ani chwili, tylko pochylił się nad młodszym chłopakiem i złożył delikatny, czuły, a zarazem namiętny pocałunek na jego ustach.
Gdy odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza głowa Harry’ego znalazła się na poduszce, a powieki opadły w dół.
- Jesteś zmęczony Curly.- stwierdził Louis.- Odpoczywaj.
- Obiecaj mi – poprosił Harry – Że jak się obudzę, będziesz obok. I będziesz pierwszą osobą jaką zobaczę po otwarciu oczu.
- Obiecuję Harry.- powiedział Louis.- A teraz śpij.
Powieki Harry’ego opadły, a oddech powoli normował się.
- Kocham Cię Louis.- dźwięk głosu Harry’ego dotarł do jego uszu, a uśmiech mimowolnie wpłynął na jego twarz.
- Ja ciebie też kocham Harry.- powiedział i złożył delikatny pocałunek na ich splecionych dłoniach.
Harry spał, a Louis tak jak obiecał czuwał przy nim, by gdy tylko ten się obudzi pierwszą osobą jaką zobaczy był właśnie Louis.
Gdy kilka godzin temu Louis przyjechał do szpitala, łzy ciekły po jego policzkach, a umysł oczekiwał najgorszego. Niall siedział i płakał, tłumacząc się, że nic nie mógł zrobić. To po prostu się stało.
Louis rozumiał to i nie był zły na Nialla czy coś podobnego. On po prostu był zły na siebie, że nie było go przy Harrym i nic nie mógł zrobić, że mu nie pomógł. Szatyn wiedział, że takie obwinianie się jest bez sensu, ponieważ nawet jeśli by tam był nie mógł by nic zrobić. Nie miał wpływu na reakcje Harry’ego i nie było żadnego sposobu by im zapobiec.
To była najzwyczajniej w świecie próba przekonania samego siebie, że mógł się przydać, że był potrzebny, a nie było go tam. Próba umiejscowienia tego co się stało i jakby chęć znalezienia przyczyny, byle tylko odepchnąć od siebie prawdziwy obraz tamtego wydarzenia.
Louis nie rozumiał dlaczego Niall się obwiniał, ale nic nie mówił poza tym, że to nie jego wina. Wiedział, że blondyn również próbował odepchnąć od siebie prawdę, próbując zrzucić to na siebie, byle tylko nie musieć mówić tego na głos.
I Louis rozumiał go.
Żaden z nich nie chciał przyjąć prawdy do wiadomości, mimo iż ta uderzyła ich prosto w twarz.
Obaj siedzieli na korytarzu i czekali na jakiekolwiek informacje od lekarzy, ale takowych było brak.
Więc nie mogli nic zrobić jak tylko czekać, a czas niemiłosiernie się dłużył.
Gdy w końcu lekarze wyszli z Sali Louis wraz z Niallem podbiegli do nich, próbując dowiedzieć się czegoś o stanie Harry’ego.
Louis tak bardzo chciał usłyszeć, że wszystko jest w porządku. Że to nic i że Harry jest cały i zdrowy na tyle, na ile może być.
Lecz prawda była zupełnie inna.
- Przykro mi.- powiedział lekarz prowadzący- Stan Harry’ego nie jest najlepszy. Jego serce jest słabe i nierówno pracuje, co było przyczyną utraty przytomności Pana Stylesa. Na razie jego stan jest stabilny, ale nie jest to nic pewnego. Tak szybko jak się poprawił, tak szybko może ulec zmianie. Nie chciałbym straszyć, ani nic, ale…proszę nie nastawić się zbyt optymistycznie. Prawdopodobnie Panu Styles`owi zostało tylko kilka dni. Jego serce jest bardzo słabe.
Po tych słowach lekarz udał się w głąb korytarza zostawiając chłopców samych pod drzwiami Sali.
Łzy płynęły po policzkach Louisa podobnie, jak to działo się w przypadku Nialla.
Miał stracić Harry’ego. Miał go już nigdy więcej nie zobaczyć. Teraz. Gdy tak bardzo go potrzebował.
Nie! To nie mogła być prawda.
Louis otarł łzy spływające po jego twarzy i powoli wszedł do Sali w której leżał kędzierzawy chłopak.
Podszedł do łóżka i usiadł na krześle.
Oczy Harry’ego wpatrywały się w niego, gdy tylko przekroczył próg Sali.
Harry posłał mu uśmiech, gdy ten zajął miejsce po czym chwycił jego dłoń i splótł ich palce razem.
Pierwsze łzy wypłynęły zza powiek Louisa.
Bał się tego. Tak Bardzo, cholernie mocno się bał.
- Loulou…- głos Harry’ego przerwał cisze, jaka do tej pory panowała miedzy nimi.
- Tak bardzo nie chcę cię stracić- wyszeptał Louis.- Tak bardzo nie chcę byś odchodził. Potrzebuję cię Harry.
Łza spłynęła po policzku młodszego chłopaka, gdy patrzył w zaczerwienione od płaczu oczy Louisa.
Właśnie tego się bał. Smutku i rozpaczy malującej się na twarzy szatyna. Bał się jego łez, ponieważ wiedział, że to on jest ich powodem. A tak bardzo nie chciał nim być.
Chciał sprawiać, że Louis będzie się uśmiechał. Ale nigdy płakał, choć wiedział, że jest to nieuniknione. Nie dopuszczał do siebie tej myśli.
- Nie płacz Louie – rzekł Harry i starł kciukiem łzy spływające po policzku starszego chłopaka.- Nie płacz, proszę. Nie stracisz mnie. Ja zawsze będę przy tobie. To się nie zmieni. Nigdy.
Louis spojrzał w oczy Harry’ego, które patrzyły na niego z miłością. Tak wielką, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Posłał mu delikatny uśmiech, który jednak nie sięgał jego oczu i ścisnął mocniej jego dłoń.
- Pocałuj mnie Louis.- poprosił Harry, a szatyn nie wahał się ani chwili, tylko pochylił się nad młodszym chłopakiem i złożył delikatny, czuły, a zarazem namiętny pocałunek na jego ustach.
Gdy odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza głowa Harry’ego znalazła się na poduszce, a powieki opadły w dół.
- Jesteś zmęczony Curly.- stwierdził Louis.- Odpoczywaj.
- Obiecaj mi – poprosił Harry – Że jak się obudzę, będziesz obok. I będziesz pierwszą osobą jaką zobaczę po otwarciu oczu.
- Obiecuję Harry.- powiedział Louis.- A teraz śpij.
Powieki Harry’ego opadły, a oddech powoli normował się.
- Kocham Cię Louis.- dźwięk głosu Harry’ego dotarł do jego uszu, a uśmiech mimowolnie wpłynął na jego twarz.
- Ja ciebie też kocham Harry.- powiedział i złożył delikatny pocałunek na ich splecionych dłoniach.
I tak Louis spędził całą noc siedząc przy łóżku Harry’ego i trzymając jego dłoń.
Był Niall, który siedział przy Harrym przez chwilę, ale później poszedł, ponieważ rano miał zajęcia.
Nie zamienili słowa. Nie musieli. Rozumieli się tak po prostu.
~~~*~~~
Ruch dłoni delikatnie zaciskającej się na jego własnej wyciągnął
Louisa z krainy Morfeusza.
Uniósł głowę do góry, a wolną ręką przetarł zaspane oczy. Dopiero po chwili spostrzegł, że zielone tęczówki Harry’ego wpatrują się w niego z miłością, a uśmiech rozświetla twarz młodszego chłopaka.
Louis poprawił się na krześle i ścisnął mocniej dłoń Harry’ego, której palce nadal były splatane z jego własnymi.
- Jesteś – szepnął Harry przerywając ciszę.
- Obiecałem.- rzekł Louis i pochylił się nad loczkiem by złożyć na jego ustach pocałunek.
Chciał się odsunąć, lecz niespodziewanie zęby Harry’ego zacisnęły się delikatnie na jego dolnej wardze nie pozwalając mu się odsunąć. Szatyn uśmiechnął się i przysunął bliżej ponownie łącząc ich usta w pocałunku, jednocześnie go pogłębiając.
Gdy po kilku chwilach odsunęli się od siebie ich oddechy były przyspieszone, a na twarzach gościł szeroki uśmiech.
- Dzień dobry Curly.- powiedział Louis.- Jak się czujesz?
- Dobry.- odpowiedział loczek, a dwa dołeczki w jego policzkach stały się bardziej widoczne.- Dobrze, ale tylko dlatego, że jesteś tu ze mną.
Uśmiech Louisa poszerzył się, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm, gdy umysł zarejestrował słowa wypowiedziane przez młodszego chłopaka. W tej chwili Louis nie czuł niczego innego jak miłość, którą darzył Harry’ego. Tak bardzo wielką i niespotykaną. Tak bardzo wyjątkową.
Lecz zaraz potem uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy uświadomił sobie, dlaczego tak właściwie to wszystko ma miejsce. I znów w jego wnętrzu pojawił się strach i ból. Tak bardzo nie chciał zostać sam. Tak bardzo chciał, aby Harry nie umierał. Jednak los chciał inaczej.
Smutek i troska o młodszego chłopaka owładnęły go, gdy parzył w jego szmaragdowe oczy. Tak bardzo piękne, święcące się jasnym blaskiem. Uśmiech, który wywoływał radość w jego oczach i na jego twarzy i głos od którego przechodził go dreszcz.
To wszystko miał stracić, ponieważ na Górze Ktoś chciał tak, a nie inaczej.
A Louis tak bardzo nie chciał by tak było.
Chciał Harry’ego już zawsze, by codziennie móc budzić się wtulonym w jego ciało i słuchać piosenek w jego wykonaniu. By codziennie móc wywoływać uśmiech na jego pełnych malinowych wargach i słuchać jego śmiechu. By móc po prostu z nim być.
To było wszystko czego Louis w tej chwili chciał.
Ale wiedział, że to nie będzie możliwe. Stan Harry’ego nie był dobry i Louis najzwyczajniej w świecie martwił się, że wszystko co tak bardzo kocha i czego chce rozsypie się jak domek z kart, prędzej niż by chciał. A Louis wiedział, że nigdy by nie chciał.
- Martwisz się.- głos Harry’ego wyrwał Louisa z zamyślenia.
Przeniósł wzrok na chłopaka leżącego na łóżku i uśmiechnął się delikatnie.
- A kto by się nie martwił.- rzekł. – Ja po prostu tak bardzo nie chcę cię stracić Harry. Boję się. Boje się dnia w którym obudzę się, a ciebie nie będzie. Boję się dnia w którym nie usłyszę twojego głosu i nie będę mógł się do ciebie tak po prostu przytulić. Boję się dnia, w którym nie poczuję twoich ust, składających na moich pocałunek na „ Dzień dobry” i dnia w którym nasze palce nie splotą się razem. Kocham Cię Harry. Tak strasznie mocno cię kocham i najzwyczajniej w świecie boje się dnia, w którym ciebie zabraknie i zostanę sam.
Łzy spłynęły po policzkach Louisa, lecz starł je ręką.
- Louis.- powiedział Harry drżącym od emocji głosem.- Już ci to mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz i będę powtarzał tak długo dopóki mi nie uwierzysz.-rzekł Harry siadając na łóżku i biorąc w swoje obie ręce twarz Louisa. Starł kciukiem łzy, które po nim spływały i pocałował lekko jego wargi.- Nie stracisz mnie. – zaczął wpatrując się w niebieskie oczy szatyna.- Ja zawsze będę przy tobie. A wiesz czemu?- zapytał, a Louis pokręcił przecząco głową.- Ponieważ nikt nie umiera na ziemi Louis, dopóki wspomnienie o nim żyje w sercach tych, którzy zostają. Wiem, że mnie kochasz i ja też kocham ciebie. Dlatego nie odejdę i zawsze będziesz mógł mnie znaleźć…tutaj.- powiedział Harry kładąc dłoń na piersi Louisa, tam gdzie w przyspieszonym tempie biło jego serce. – Wystarczy, że o mnie pomyślisz. Będę żył w tobie Louis i tak długo, jak długo będziesz o mnie myślał i mnie pamiętał będę tu, cokolwiek by się nie działo. – Harry spojrzał w załzawione oczy swojego chłopaka i ucałował delikatnie oba jego policzki.- Dlatego proszę cię, nie płacz. Nie potrafię patrzeć na twoje łzy. Bolą. Po prostu…cieszmy się tym co jest teraz, dobrze?
Louis pokiwał twierdząco głową i uśmiechnął się delikatnie, choć uśmiech ten nie sięgał jego oczu.
Pochylił się i docisnął swoje usta do tych Harry’ego.
- Kocham cię, Harry.- powiedział.
- Ja ciebie tez bardzo kocham, Louis.
- Spójrz- powiedział Harry odsuwając od siebie Louisa i wskazując na pomieszczenie w którym się znajdowali.- Znów tu jesteśmy.
- Um…- delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Louisa, gdy przypomniał sobie dzień w którym spotkał Harry’ego pierwszy raz. – Sala 206. To tu wszystko się zaczęło.
I przerażającym był fakt, że to właśnie tu wszystko miało się skończyć. Ale czy było lepsze miejsce?
- Cieszę się.- powiedział Harry, a w jego policzkach ukazały się dwa dołeczki. – Cieszę się, że wtedy wszedłeś do tej Sali. Naprawdę twoja wizyta wtedy, to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Ty jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
- Harry…- głos Louisa był drżący i łamał się.- Jesteś wszystkim wiesz?
Lecz Harry zamiast odpowiedzieć wpił się mocno w jego wargi, przyciągając Louisa bliżej do siebie.
Lubił to. Lubił mieć Louisa blisko i czuć jego zapach. Lubił zapach mięty w oddechu szatyna, a jeszcze bardziej lubił jego perfumy, których nie mógł zidentyfikować inaczej niż „Louis”. Lubił czuć ciepło jego ciała i dłonie splątane na jego karku. Kochał jego dotyk, a jeszcze bardzie kochał to jak bardzo czuły i delikatny był w tym wszystkim co robił. Jak dużo miłości wkładał w pieszczoty.
Harry kochał w nim wszystko i choć wiedział, że ma rodzinę i przyjaciół to właśnie Louisa będzie mu brakowało najbardziej, gdy będzie już po drugiej stronie.
Uniósł głowę do góry, a wolną ręką przetarł zaspane oczy. Dopiero po chwili spostrzegł, że zielone tęczówki Harry’ego wpatrują się w niego z miłością, a uśmiech rozświetla twarz młodszego chłopaka.
Louis poprawił się na krześle i ścisnął mocniej dłoń Harry’ego, której palce nadal były splatane z jego własnymi.
- Jesteś – szepnął Harry przerywając ciszę.
- Obiecałem.- rzekł Louis i pochylił się nad loczkiem by złożyć na jego ustach pocałunek.
Chciał się odsunąć, lecz niespodziewanie zęby Harry’ego zacisnęły się delikatnie na jego dolnej wardze nie pozwalając mu się odsunąć. Szatyn uśmiechnął się i przysunął bliżej ponownie łącząc ich usta w pocałunku, jednocześnie go pogłębiając.
Gdy po kilku chwilach odsunęli się od siebie ich oddechy były przyspieszone, a na twarzach gościł szeroki uśmiech.
- Dzień dobry Curly.- powiedział Louis.- Jak się czujesz?
- Dobry.- odpowiedział loczek, a dwa dołeczki w jego policzkach stały się bardziej widoczne.- Dobrze, ale tylko dlatego, że jesteś tu ze mną.
Uśmiech Louisa poszerzył się, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm, gdy umysł zarejestrował słowa wypowiedziane przez młodszego chłopaka. W tej chwili Louis nie czuł niczego innego jak miłość, którą darzył Harry’ego. Tak bardzo wielką i niespotykaną. Tak bardzo wyjątkową.
Lecz zaraz potem uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy uświadomił sobie, dlaczego tak właściwie to wszystko ma miejsce. I znów w jego wnętrzu pojawił się strach i ból. Tak bardzo nie chciał zostać sam. Tak bardzo chciał, aby Harry nie umierał. Jednak los chciał inaczej.
Smutek i troska o młodszego chłopaka owładnęły go, gdy parzył w jego szmaragdowe oczy. Tak bardzo piękne, święcące się jasnym blaskiem. Uśmiech, który wywoływał radość w jego oczach i na jego twarzy i głos od którego przechodził go dreszcz.
To wszystko miał stracić, ponieważ na Górze Ktoś chciał tak, a nie inaczej.
A Louis tak bardzo nie chciał by tak było.
Chciał Harry’ego już zawsze, by codziennie móc budzić się wtulonym w jego ciało i słuchać piosenek w jego wykonaniu. By codziennie móc wywoływać uśmiech na jego pełnych malinowych wargach i słuchać jego śmiechu. By móc po prostu z nim być.
To było wszystko czego Louis w tej chwili chciał.
Ale wiedział, że to nie będzie możliwe. Stan Harry’ego nie był dobry i Louis najzwyczajniej w świecie martwił się, że wszystko co tak bardzo kocha i czego chce rozsypie się jak domek z kart, prędzej niż by chciał. A Louis wiedział, że nigdy by nie chciał.
- Martwisz się.- głos Harry’ego wyrwał Louisa z zamyślenia.
Przeniósł wzrok na chłopaka leżącego na łóżku i uśmiechnął się delikatnie.
- A kto by się nie martwił.- rzekł. – Ja po prostu tak bardzo nie chcę cię stracić Harry. Boję się. Boje się dnia w którym obudzę się, a ciebie nie będzie. Boję się dnia w którym nie usłyszę twojego głosu i nie będę mógł się do ciebie tak po prostu przytulić. Boję się dnia, w którym nie poczuję twoich ust, składających na moich pocałunek na „ Dzień dobry” i dnia w którym nasze palce nie splotą się razem. Kocham Cię Harry. Tak strasznie mocno cię kocham i najzwyczajniej w świecie boje się dnia, w którym ciebie zabraknie i zostanę sam.
Łzy spłynęły po policzkach Louisa, lecz starł je ręką.
- Louis.- powiedział Harry drżącym od emocji głosem.- Już ci to mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz i będę powtarzał tak długo dopóki mi nie uwierzysz.-rzekł Harry siadając na łóżku i biorąc w swoje obie ręce twarz Louisa. Starł kciukiem łzy, które po nim spływały i pocałował lekko jego wargi.- Nie stracisz mnie. – zaczął wpatrując się w niebieskie oczy szatyna.- Ja zawsze będę przy tobie. A wiesz czemu?- zapytał, a Louis pokręcił przecząco głową.- Ponieważ nikt nie umiera na ziemi Louis, dopóki wspomnienie o nim żyje w sercach tych, którzy zostają. Wiem, że mnie kochasz i ja też kocham ciebie. Dlatego nie odejdę i zawsze będziesz mógł mnie znaleźć…tutaj.- powiedział Harry kładąc dłoń na piersi Louisa, tam gdzie w przyspieszonym tempie biło jego serce. – Wystarczy, że o mnie pomyślisz. Będę żył w tobie Louis i tak długo, jak długo będziesz o mnie myślał i mnie pamiętał będę tu, cokolwiek by się nie działo. – Harry spojrzał w załzawione oczy swojego chłopaka i ucałował delikatnie oba jego policzki.- Dlatego proszę cię, nie płacz. Nie potrafię patrzeć na twoje łzy. Bolą. Po prostu…cieszmy się tym co jest teraz, dobrze?
Louis pokiwał twierdząco głową i uśmiechnął się delikatnie, choć uśmiech ten nie sięgał jego oczu.
Pochylił się i docisnął swoje usta do tych Harry’ego.
- Kocham cię, Harry.- powiedział.
- Ja ciebie tez bardzo kocham, Louis.
- Spójrz- powiedział Harry odsuwając od siebie Louisa i wskazując na pomieszczenie w którym się znajdowali.- Znów tu jesteśmy.
- Um…- delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Louisa, gdy przypomniał sobie dzień w którym spotkał Harry’ego pierwszy raz. – Sala 206. To tu wszystko się zaczęło.
I przerażającym był fakt, że to właśnie tu wszystko miało się skończyć. Ale czy było lepsze miejsce?
- Cieszę się.- powiedział Harry, a w jego policzkach ukazały się dwa dołeczki. – Cieszę się, że wtedy wszedłeś do tej Sali. Naprawdę twoja wizyta wtedy, to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Ty jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
- Harry…- głos Louisa był drżący i łamał się.- Jesteś wszystkim wiesz?
Lecz Harry zamiast odpowiedzieć wpił się mocno w jego wargi, przyciągając Louisa bliżej do siebie.
Lubił to. Lubił mieć Louisa blisko i czuć jego zapach. Lubił zapach mięty w oddechu szatyna, a jeszcze bardziej lubił jego perfumy, których nie mógł zidentyfikować inaczej niż „Louis”. Lubił czuć ciepło jego ciała i dłonie splątane na jego karku. Kochał jego dotyk, a jeszcze bardzie kochał to jak bardzo czuły i delikatny był w tym wszystkim co robił. Jak dużo miłości wkładał w pieszczoty.
Harry kochał w nim wszystko i choć wiedział, że ma rodzinę i przyjaciół to właśnie Louisa będzie mu brakowało najbardziej, gdy będzie już po drugiej stronie.
~~~*~~~
Kiedy Louis wrócił po południu do szpitala zastał rodzinę Harry’ego
siedzącą przy łóżku chłopaka. Nie chcąc im przeszkadzać szatyn zajął jedno z
krzeseł znajdujących się na korytarzu i czekał, aż rodzice Harry’ego i jego
siostra opuszczą salę i będzie mógł wejść i zobaczyć swojego chłopaka. Może
wydawać się dziwnym, ale Louis naprawdę tęsknił. Widział się z Loczkiem zaledwie kilka godzin
temu, ale w jego sercu już zdążyło zagościć to nieprzyjemne uczucie zwane
tęsknotą. To było dziwne, zważając na fakt, iż wiele razy nie widzieli się
nawet całe dnie i Louis dawał radę. Teraz było inaczej. Louis nie mógł się
doczekać, aż w końcu zobaczy Harry’ego i będzie mógł go przytulić. Może to
miało związek z tym, że to były ostatnie dni? Wcześniej, za każdym razem gdy
się nie widzieli przez cały dzień Louis miał tę świadomość, że Harry czeka na
niego w domu z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Cokolwiek się nie działo, Louis
wiedział, że zobaczy Harry’ego nawet jeśli miałby go wiedzieć jedynie śpiącego
na jego kanapie. To nie miało znaczenia, dopóki Harry był obok i Louis
wiedział, że czeka na niego, i że jeśli rano się obudzi loczek będzie przy nim.
Dziś było inaczej.
Louis nie miał tej pewności, że gdy wróci Harry będzie na niego czekał i przywita go uśmiechem, tak bardzo uwielbianym przez niego. Zdawał sobie sprawę z czasu jakim im pozostał i może właśnie to było powodem jego wielkiej tęsknoty? Chciał wykorzystać każdą chwilę. Nie zmarnować ani jednej minuty i nie przegapić żadnego uśmiechu rozświetlającego twarz młodszego chłopaka.
Chciał po prostu z nim być. Potrzeba bliskości owładnęła go i Louis nie mógł nic zrobić. Tak po prostu czuł i nie zmieni tego.
Wiedział, że z uczuciami nie da się walczyć i nawet nie próbował.
Oddał serce chłopakowi w lokach, o figlarnym zielonym spojrzeniu i pięknemu uśmiechowi oraz jego uroczym dołeczkom. I choć wiedział jak to się skończy nie zamieniłby tego uczucia na żadne inne.
Harry trzymał w dłoni jego serce i Louis wiedział, że cokolwiek się nie stanie tam będzie bezpieczne.
Loczek dobrze o nie zadba i nie pozwoli by rozpadło się na miliony kawałeczków.
I choć wiedział, że nic nie będzie dobrze gdy Harry odejdzie Louis uwierzył w jego słowa, ponieważ obietnice Harry’ego zawsze były spełnione. I Louis wiedział, choć nie do końca był świadomy jak, że teraz też tak będzie. Harry dotrzyma obietnicy.
Dziś było inaczej.
Louis nie miał tej pewności, że gdy wróci Harry będzie na niego czekał i przywita go uśmiechem, tak bardzo uwielbianym przez niego. Zdawał sobie sprawę z czasu jakim im pozostał i może właśnie to było powodem jego wielkiej tęsknoty? Chciał wykorzystać każdą chwilę. Nie zmarnować ani jednej minuty i nie przegapić żadnego uśmiechu rozświetlającego twarz młodszego chłopaka.
Chciał po prostu z nim być. Potrzeba bliskości owładnęła go i Louis nie mógł nic zrobić. Tak po prostu czuł i nie zmieni tego.
Wiedział, że z uczuciami nie da się walczyć i nawet nie próbował.
Oddał serce chłopakowi w lokach, o figlarnym zielonym spojrzeniu i pięknemu uśmiechowi oraz jego uroczym dołeczkom. I choć wiedział jak to się skończy nie zamieniłby tego uczucia na żadne inne.
Harry trzymał w dłoni jego serce i Louis wiedział, że cokolwiek się nie stanie tam będzie bezpieczne.
Loczek dobrze o nie zadba i nie pozwoli by rozpadło się na miliony kawałeczków.
I choć wiedział, że nic nie będzie dobrze gdy Harry odejdzie Louis uwierzył w jego słowa, ponieważ obietnice Harry’ego zawsze były spełnione. I Louis wiedział, choć nie do końca był świadomy jak, że teraz też tak będzie. Harry dotrzyma obietnicy.
Drzwi od szpitalnej sali otworzyły się, a rodzina Harry’ego
wyszła na korytarz. Louis podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko niej,
gotowy zmierzyć się z bliskimi swojego chłopaka.
- Dzień dobry.- przywitał się.- Jestem Louis Tomlinson. Chłopak Harry’ego.
Tata Loczka- Des- podszedł bliżej i uścisnął jego dłoń, posyłając jednocześnie uśmiech. To samo zrobiła siostra Harry’ego – Gemma- jak sama zdążyła się przedstawić, po czym oboje odeszli w dół korytarza informując uprzednio mamę zielonookiego, że czekają na nią na dole.
Ta jedynie skinęła głową na znak, że rozumie po czym przeniosła swój wzrok na Louisa.
Popatrzyła na niego przez chwilę po czym uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego dłoń. Louis ścisnął ją oddając uśmiech.
- Jestem Anne.- przedstawiła się.- A więc to ty jesteś tym chłopakiem, który skradł serce mojego syna. Harry bardzo dużo o tobie mówi, wręcz buzia mu się nie zamyka.
Policzki Louisa przybrały czerwony kolor, a spojrzenie powędrowało w dół.
- Mam nadzieję, że dobre rzeczy.- powiedział Louis.
- Och…- uśmiechnęła się.- naturalnie. Opisuje cię w samych superlatywach. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa o tobie. Nawet nie potrafi wymienić żadnej twojej wady.
Twarz Louisa rozświetlił uśmiech, gdy pomyślał sobie jak Harry opisuje same jego zalety nie dostrzegając wad. Louis był pewny, że zdecydowanie nie przypominał tego chłopaka, którego opisuje Harry, ponieważ loczek zawsze go idealizował zamieniając każdą negatywna rzecz na tą pozytywną i wymieniając coraz to nowe zalety szatyna o których ona sam nie miał pojęcia, że je posiada.
Ale czy mógłby się gniewać na Harry’ego za idealizowanie go? Zdecydowanie nie, zważając na fakt, ze on robił dokładnie to samo w stosunku do niego.
- Cieszę się.- powiedział.- Harry to świetny chłopak. A właśnie…jak on się czuje?
Twarz Anne zmieniła wyraz z radosnej na smutną, a przebiegający po niej cień zabrał chwilową radość z jej tęczówek zostawiając w nich jedynie ból i smutek.
Louis poniekąd rozumiał ją.
Musiała pozwolić odejść komuś, kogo kochała. Louis też cierpiał, ale to był inny ból.
Anne musiała pogodzić się z tym, że jej dziecko umrze i w tym aspekcie były to zupełnie inne uczucia, niż te, którymi Louis darzył Harry’ego. Nie wiedział jak to jest. Wątpił czy ktokolwiek byłby w stanie zrozumieć, jak wielki ból i cierpienie targa nią, gdy musi patrzeć jak jej jedyny syn umiera na jej oczach, a ona nic nie może zrobić. Smutek w jej tęczówkach…
Tylko matka wie, jak ciężko jest pogodzić się ze strata dziecka. Louis widział te wszystkie uczucia wymalowane na jej twarzy i był to całkiem nowy widok. Niespotykany dla niego wcześniej, ponieważ nikt, nigdy nie okazywał takich uczuć wobec niego.
Matczyna miłość może i była i Louis wiedział, że w jakimś tam stopniu z pewnością była prawdziwa, lecz nie na tyle by zaakceptować. Wiedział, że Jay kochała go na swój własny, osobisty sposób, mimo to miał do niej żal. Odepchnęła go. Tak po prostu pozwoliła mu odejść, bez słowa, bez jednego smutnego spojrzenia z tego powodu. Tak po prostu przekreśliła go.
I Louis patrząc teraz na mamę swojego chłopaka dostrzegł na jej twarzy te wszystkie uczucia, których nie widział na twarzy swojej matki w tamten dzień, gdy opuszczał ich dom. To go bolało.
Anne cierpiała. Wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy. Kochała. I musiała pozwolić tej „miłości” odejść.
- Jest lepiej.- rzekła Anne.- Choć wystarczy spojrzeć w jego oczy, by wiedzieć, że próbuje ukryć swój ból. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szyby, za którą leżał chłopak.- Harry nigdy nie lubił mówić o swoich uczuciach i pokazywać swoich słabości. Za każdym razem gdy coś go bolało lub gdy miał z czymś problem próbował sobie radzić sam, nie prosząc o pomoc. Tak było od zawsze i dopiero ty to zmieniłeś. – Kobieta posłała Louisowi ciepły uśmiech spoglądając na niego.- Nie wiem co zrobiłeś, ale wiem, że Harry jeszcze nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy jak jest teraz. Otworzył się przed nami i bardzo dużo o tobie mówi. O tym jak bardzo ważny dla niego jesteś, jak bardzo cię kocha, i że boli go fakt, że umierając zostawi Cię tu samego. Harry zawsze był przygotowany na śmierć. Wiedział, że umrze i może to jakoś wpłynęło na to, że pogodził się z tym. Ale potem poznał Ciebie. I dziś Harry nie chce umierać. Nie chce odchodzić, wiedząc, że tam gdzie pójdzie ciebie nie będzie. On naprawdę bardzo cię kocha. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szatyna i posłała mu wdzięczny uśmiech.- Nie wiem, co zrobiłeś, ale bardzo ci za to dziękuje. Harry pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze się uśmiecha i uśmiech ten sięga jego oczu. Wiem, że to twoja zasługa i wiedz, że bardzo się cieszę, że to właśnie ty jesteś tym, który skradł jego serce. Wiem, że szczerze go kochasz. To widać.
Anne podeszła do Louisa i przytuliła go delikatnie. – Dziękuje.- powiedziała.
Dziwne uczucie ogarnęło ciało Louisa. Już dawno nie czuł matczynej troski wobec własnej osoby i dziś Anne podarowała mu jej odrobine. To było przyjemne uczucie, za którym Louis zdecydowanie zdążył się stęsknić. Lecz zanim zdążył się tym nacieszyć Anne odsunęła się.
- To ja dziękuje.- powiedział Louis posyłając kobiecie uśmiech. – Za niego. Jest całym moim światem. Chciałbym do niego pójść.
- Oczywiście.- rzekła.- Harry czeka na ciebie. Przez cały czas naszej wizyty u niego mówił tylko o tobie i tym, że nie może się doczekać, aż cię zobaczy.
Louis uśmiechnął się i poszedł do drzwi.
- Do widzenia.- powiedział i posłał kobiecie uśmiech, po czym nacisnął klamkę otwierając drzwi Sali.
- Dzień dobry.- przywitał się.- Jestem Louis Tomlinson. Chłopak Harry’ego.
Tata Loczka- Des- podszedł bliżej i uścisnął jego dłoń, posyłając jednocześnie uśmiech. To samo zrobiła siostra Harry’ego – Gemma- jak sama zdążyła się przedstawić, po czym oboje odeszli w dół korytarza informując uprzednio mamę zielonookiego, że czekają na nią na dole.
Ta jedynie skinęła głową na znak, że rozumie po czym przeniosła swój wzrok na Louisa.
Popatrzyła na niego przez chwilę po czym uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego dłoń. Louis ścisnął ją oddając uśmiech.
- Jestem Anne.- przedstawiła się.- A więc to ty jesteś tym chłopakiem, który skradł serce mojego syna. Harry bardzo dużo o tobie mówi, wręcz buzia mu się nie zamyka.
Policzki Louisa przybrały czerwony kolor, a spojrzenie powędrowało w dół.
- Mam nadzieję, że dobre rzeczy.- powiedział Louis.
- Och…- uśmiechnęła się.- naturalnie. Opisuje cię w samych superlatywach. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa o tobie. Nawet nie potrafi wymienić żadnej twojej wady.
Twarz Louisa rozświetlił uśmiech, gdy pomyślał sobie jak Harry opisuje same jego zalety nie dostrzegając wad. Louis był pewny, że zdecydowanie nie przypominał tego chłopaka, którego opisuje Harry, ponieważ loczek zawsze go idealizował zamieniając każdą negatywna rzecz na tą pozytywną i wymieniając coraz to nowe zalety szatyna o których ona sam nie miał pojęcia, że je posiada.
Ale czy mógłby się gniewać na Harry’ego za idealizowanie go? Zdecydowanie nie, zważając na fakt, ze on robił dokładnie to samo w stosunku do niego.
- Cieszę się.- powiedział.- Harry to świetny chłopak. A właśnie…jak on się czuje?
Twarz Anne zmieniła wyraz z radosnej na smutną, a przebiegający po niej cień zabrał chwilową radość z jej tęczówek zostawiając w nich jedynie ból i smutek.
Louis poniekąd rozumiał ją.
Musiała pozwolić odejść komuś, kogo kochała. Louis też cierpiał, ale to był inny ból.
Anne musiała pogodzić się z tym, że jej dziecko umrze i w tym aspekcie były to zupełnie inne uczucia, niż te, którymi Louis darzył Harry’ego. Nie wiedział jak to jest. Wątpił czy ktokolwiek byłby w stanie zrozumieć, jak wielki ból i cierpienie targa nią, gdy musi patrzeć jak jej jedyny syn umiera na jej oczach, a ona nic nie może zrobić. Smutek w jej tęczówkach…
Tylko matka wie, jak ciężko jest pogodzić się ze strata dziecka. Louis widział te wszystkie uczucia wymalowane na jej twarzy i był to całkiem nowy widok. Niespotykany dla niego wcześniej, ponieważ nikt, nigdy nie okazywał takich uczuć wobec niego.
Matczyna miłość może i była i Louis wiedział, że w jakimś tam stopniu z pewnością była prawdziwa, lecz nie na tyle by zaakceptować. Wiedział, że Jay kochała go na swój własny, osobisty sposób, mimo to miał do niej żal. Odepchnęła go. Tak po prostu pozwoliła mu odejść, bez słowa, bez jednego smutnego spojrzenia z tego powodu. Tak po prostu przekreśliła go.
I Louis patrząc teraz na mamę swojego chłopaka dostrzegł na jej twarzy te wszystkie uczucia, których nie widział na twarzy swojej matki w tamten dzień, gdy opuszczał ich dom. To go bolało.
Anne cierpiała. Wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy. Kochała. I musiała pozwolić tej „miłości” odejść.
- Jest lepiej.- rzekła Anne.- Choć wystarczy spojrzeć w jego oczy, by wiedzieć, że próbuje ukryć swój ból. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szyby, za którą leżał chłopak.- Harry nigdy nie lubił mówić o swoich uczuciach i pokazywać swoich słabości. Za każdym razem gdy coś go bolało lub gdy miał z czymś problem próbował sobie radzić sam, nie prosząc o pomoc. Tak było od zawsze i dopiero ty to zmieniłeś. – Kobieta posłała Louisowi ciepły uśmiech spoglądając na niego.- Nie wiem co zrobiłeś, ale wiem, że Harry jeszcze nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy jak jest teraz. Otworzył się przed nami i bardzo dużo o tobie mówi. O tym jak bardzo ważny dla niego jesteś, jak bardzo cię kocha, i że boli go fakt, że umierając zostawi Cię tu samego. Harry zawsze był przygotowany na śmierć. Wiedział, że umrze i może to jakoś wpłynęło na to, że pogodził się z tym. Ale potem poznał Ciebie. I dziś Harry nie chce umierać. Nie chce odchodzić, wiedząc, że tam gdzie pójdzie ciebie nie będzie. On naprawdę bardzo cię kocha. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szatyna i posłała mu wdzięczny uśmiech.- Nie wiem, co zrobiłeś, ale bardzo ci za to dziękuje. Harry pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze się uśmiecha i uśmiech ten sięga jego oczu. Wiem, że to twoja zasługa i wiedz, że bardzo się cieszę, że to właśnie ty jesteś tym, który skradł jego serce. Wiem, że szczerze go kochasz. To widać.
Anne podeszła do Louisa i przytuliła go delikatnie. – Dziękuje.- powiedziała.
Dziwne uczucie ogarnęło ciało Louisa. Już dawno nie czuł matczynej troski wobec własnej osoby i dziś Anne podarowała mu jej odrobine. To było przyjemne uczucie, za którym Louis zdecydowanie zdążył się stęsknić. Lecz zanim zdążył się tym nacieszyć Anne odsunęła się.
- To ja dziękuje.- powiedział Louis posyłając kobiecie uśmiech. – Za niego. Jest całym moim światem. Chciałbym do niego pójść.
- Oczywiście.- rzekła.- Harry czeka na ciebie. Przez cały czas naszej wizyty u niego mówił tylko o tobie i tym, że nie może się doczekać, aż cię zobaczy.
Louis uśmiechnął się i poszedł do drzwi.
- Do widzenia.- powiedział i posłał kobiecie uśmiech, po czym nacisnął klamkę otwierając drzwi Sali.
~~~*~~~
Harry leżał na łóżku i patrzył w sufit, gdy Louis wszedł do
środka. Loczek powitał go promiennym uśmiechem po czym usiadł na łóżku. Szatyn
podszedł do chłopaka z uśmiechem na ustach i zajął miejsce na krześle obok jego
łóżka.
- Tęskniłem.- powiedział Harry przyciągając Louisa do uścisku. Szatyn wtulił się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Ja też.- szepnął.
Po chwili odsunęli się od siebie
- Nie było cię.- powiedział Harry.- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
Louis mógł dostrzec smutek na twarzy młodszego chłopaka i łzę, która zakręciła się w jego oku i nie mógł powstrzymać się przed tym by nie ucałować jego malinowych warg. Dotarło do niego, że Harry naprawdę o tym pomyślał. Że Louis przestraszył się i już go nie będzie chciał, bo kto by chciał chorego chłopaka , który na dodatek zaraz umrze?
Louis nie mógł uwierzyć, że zasiał w sobie taką myśl. To było niedorzeczne, bo przecież Louis kochał Harry’ego i chłopak doskonale o tym wiedział.
-Harry, spójrz na mnie.- rzekł Louis unosząc podbródek loczka.- Kocham cię słyszysz. Kocham i będę kochać nie ważne co się stanie. Powinieneś to wiedzieć. Jestem przy tobie teraz i będę do samego końca, kiedykolwiek nastąpi. Nie wyobrażam sobie dnia w którym miałbym przestać Cię chcieć, bo to najzwyczajniej w świecie nie jest możliwe. Więc powiedz mi proszę, dlaczego tak pomyślałeś?
Po policzku Harry’ego spłynęła łza i musiał wziąć kilka głębszych oddechów by być pewnym, że jego głos nie zadrży.
- Przepraszam. – powiedział.- Ja po prostu…nie wiem czemu tak pomyślałem. Chyba…bo ty jesteś idealny i dlaczego chciałbyś mieć mnie, skoro mógłbyś mieć każdego. Kogoś kto nie jest chory i nie jest zwyczajny tak jak ja. Kogoś wyjątkowego, kto będzie przy tobie zawsze. A ja…ja nie jestem nikim specjalnym…
- Harry. – Louis przerwał. –Nawet tak nie mów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo jesteś niezwykły. I tym co sprawia, że jesteś tak bardzo niezwykły jest fakt, że ani trochę nie jesteś tego świadomy. Nie chcę wszystkich facetów tylko ciebie. I nie ważne jak bardzo byli by niesamowici wiem, że żaden z nich nawet nie może się z tobą równać. Kocham cię i choćbym mógł mieć wszystkich, jak twierdzisz, nie chcę ich. A wiesz czemu?- Harry pokręcił przecząco głową.- Bo żaden z nich nie jest tobą. Tylko ciebie chcę. Inni nie mają znaczenia. Tylko ty się liczysz.
Po policzkach Harry’ego spływały kropelki przezroczystej cieczy gdy przyciągnął Louisa do namiętnego pocałunku. Szatyn odwzajemnił pieszczotę i wydał z siebie ciche westchnięcie gdy Harry pogłębił pocałunek. Loczek zjechał ustami niżej na szyje Louisa i zassał ją delikatnie zostawiając na niej ślad w postaci malinki.
Szatyna przebiegł dreszcz gdy Harry przygryzł wrażliwą skórę na jego szyi. Przesunął po niej kilka razy językiem by potem odsunąć się nieznacznie i dmuchnąć w nią chłodnym powietrzem.
- Teraz wszyscy będą wiedzieli, że jesteś tylko mój.- powiedział odsuwając się od Louisa.
- Tylko twój.- powtórzył Louis.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego mnie nie było?- zapytał po chwili.
- Mm…- Harry spojrzał na niego.
- Byłem w teatrze. Poprosiłem by przełożyli moje występy na inny tydzień i wziąłem kilka dni wolnego, by móc spędzić ten czas tylko z tobą. Nie pozbędziesz mnie się tak łatwo.- zażartował i uśmiechnął się.
Harry spojrzał na niego zaszklonymi oczami.
- I zrobiłeś to dla mnie?
- Tylko dla ciebie.- powiedział i przybliżył się do Harry’ego składając na jego ustach delikatny pocałunek.- Teraz jestem tylko twój.
- Cały mój? – zapytał loczek uśmiechając się.
- Cały twój.
- Tęskniłem.- powiedział Harry przyciągając Louisa do uścisku. Szatyn wtulił się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Ja też.- szepnął.
Po chwili odsunęli się od siebie
- Nie było cię.- powiedział Harry.- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
Louis mógł dostrzec smutek na twarzy młodszego chłopaka i łzę, która zakręciła się w jego oku i nie mógł powstrzymać się przed tym by nie ucałować jego malinowych warg. Dotarło do niego, że Harry naprawdę o tym pomyślał. Że Louis przestraszył się i już go nie będzie chciał, bo kto by chciał chorego chłopaka , który na dodatek zaraz umrze?
Louis nie mógł uwierzyć, że zasiał w sobie taką myśl. To było niedorzeczne, bo przecież Louis kochał Harry’ego i chłopak doskonale o tym wiedział.
-Harry, spójrz na mnie.- rzekł Louis unosząc podbródek loczka.- Kocham cię słyszysz. Kocham i będę kochać nie ważne co się stanie. Powinieneś to wiedzieć. Jestem przy tobie teraz i będę do samego końca, kiedykolwiek nastąpi. Nie wyobrażam sobie dnia w którym miałbym przestać Cię chcieć, bo to najzwyczajniej w świecie nie jest możliwe. Więc powiedz mi proszę, dlaczego tak pomyślałeś?
Po policzku Harry’ego spłynęła łza i musiał wziąć kilka głębszych oddechów by być pewnym, że jego głos nie zadrży.
- Przepraszam. – powiedział.- Ja po prostu…nie wiem czemu tak pomyślałem. Chyba…bo ty jesteś idealny i dlaczego chciałbyś mieć mnie, skoro mógłbyś mieć każdego. Kogoś kto nie jest chory i nie jest zwyczajny tak jak ja. Kogoś wyjątkowego, kto będzie przy tobie zawsze. A ja…ja nie jestem nikim specjalnym…
- Harry. – Louis przerwał. –Nawet tak nie mów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo jesteś niezwykły. I tym co sprawia, że jesteś tak bardzo niezwykły jest fakt, że ani trochę nie jesteś tego świadomy. Nie chcę wszystkich facetów tylko ciebie. I nie ważne jak bardzo byli by niesamowici wiem, że żaden z nich nawet nie może się z tobą równać. Kocham cię i choćbym mógł mieć wszystkich, jak twierdzisz, nie chcę ich. A wiesz czemu?- Harry pokręcił przecząco głową.- Bo żaden z nich nie jest tobą. Tylko ciebie chcę. Inni nie mają znaczenia. Tylko ty się liczysz.
Po policzkach Harry’ego spływały kropelki przezroczystej cieczy gdy przyciągnął Louisa do namiętnego pocałunku. Szatyn odwzajemnił pieszczotę i wydał z siebie ciche westchnięcie gdy Harry pogłębił pocałunek. Loczek zjechał ustami niżej na szyje Louisa i zassał ją delikatnie zostawiając na niej ślad w postaci malinki.
Szatyna przebiegł dreszcz gdy Harry przygryzł wrażliwą skórę na jego szyi. Przesunął po niej kilka razy językiem by potem odsunąć się nieznacznie i dmuchnąć w nią chłodnym powietrzem.
- Teraz wszyscy będą wiedzieli, że jesteś tylko mój.- powiedział odsuwając się od Louisa.
- Tylko twój.- powtórzył Louis.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego mnie nie było?- zapytał po chwili.
- Mm…- Harry spojrzał na niego.
- Byłem w teatrze. Poprosiłem by przełożyli moje występy na inny tydzień i wziąłem kilka dni wolnego, by móc spędzić ten czas tylko z tobą. Nie pozbędziesz mnie się tak łatwo.- zażartował i uśmiechnął się.
Harry spojrzał na niego zaszklonymi oczami.
- I zrobiłeś to dla mnie?
- Tylko dla ciebie.- powiedział i przybliżył się do Harry’ego składając na jego ustach delikatny pocałunek.- Teraz jestem tylko twój.
- Cały mój? – zapytał loczek uśmiechając się.
- Cały twój.
~~~
Rozdział jedenasty już za nami. Aż nie mogę uwierzyć, że tak szybko to zleciało. Jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog...
Nadal nie wiem, czy będę pisać drugą część tego opowiadania. Ale wiem, że zanim pojawi się coś nowego po zakończeniu tej historii pojawią się dwa shoty, prawdopodobnie, a potem...cóż...zobaczy się. Mam pomysł na kolejną, krótką, historii Larry`ego, ale zobaczymy.:)
Do anonima, który chciał Zialla. Cóż...nie wiem, czy umiałabym go napisać, a poza tym brakuje mi pomysłu na ich historię, więc na razie mówię nie. Ale jeśli lubisz ich razem mogę ci polecić te opowiadania. Są naprawdę świetne. :)Ziall (najbardziej urocze opowiadanie, jakie czytałam <3), Ziall, Ziall.
Dziękuje wam za komentarze. Wasza opinia naprawdę dużo dla mnie znaczy. :) Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę nie wiem, co mam jeszcze napisać, więc Dziękuje! :) Wasza opinia daje tyle motywacji do pisania, gdy się wie, że ktoś to czyta i mu się to podoba.
Więc komentujcie dalej. Nawet jeśli wam się nie podoba - piszcie. I klikajcie w reakcje.
Jeśli chcecie się pobawić w pytania to postaci, bądź zapytać o coś mnie - piszcie Tu. Nie bójcie się pytać. Bardzo chętnie wam odpowiem na wszystkie pytania. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!
Nadal nie wiem, czy będę pisać drugą część tego opowiadania. Ale wiem, że zanim pojawi się coś nowego po zakończeniu tej historii pojawią się dwa shoty, prawdopodobnie, a potem...cóż...zobaczy się. Mam pomysł na kolejną, krótką, historii Larry`ego, ale zobaczymy.:)
Do anonima, który chciał Zialla. Cóż...nie wiem, czy umiałabym go napisać, a poza tym brakuje mi pomysłu na ich historię, więc na razie mówię nie. Ale jeśli lubisz ich razem mogę ci polecić te opowiadania. Są naprawdę świetne. :)Ziall (najbardziej urocze opowiadanie, jakie czytałam <3), Ziall, Ziall.
Dziękuje wam za komentarze. Wasza opinia naprawdę dużo dla mnie znaczy. :) Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę nie wiem, co mam jeszcze napisać, więc Dziękuje! :) Wasza opinia daje tyle motywacji do pisania, gdy się wie, że ktoś to czyta i mu się to podoba.
Więc komentujcie dalej. Nawet jeśli wam się nie podoba - piszcie. I klikajcie w reakcje.
Jeśli chcecie się pobawić w pytania to postaci, bądź zapytać o coś mnie - piszcie Tu. Nie bójcie się pytać. Bardzo chętnie wam odpowiem na wszystkie pytania. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!
jejuś *-*
OdpowiedzUsuńto było piękne *-*
płakałam serio :c
cudownie piszesz, masz cholerny talent <3
kocham cię normalnie <3
Ohh... jakie to smutne ;( Myślałam, że się popłaczę. Po prostu pięknie Ci to wyszło ;*
OdpowiedzUsuńBoże, już szykowałam się na najgorsze...
OdpowiedzUsuńOd początku rozdziału tonęłam we własnych łzach (serio)
Jakie to piękne. Czytałam już dużo opowiadań ale tylko niektóre poruszyły mnie do głębi. W tym twoje. Masz wieli talent!
Cóż czekam na następny rozdział i wciąż tli się we mnie nadzieja, że Harry cudem ozdrowieje. Jestem twoją fanką. Z niecierpliwością czekam na nexta i życzę ci duuużo weny <3
http://larrystylinson-stories.blogspot.com/
Hej, hej ;) Znalazłam Twojego bloga praktycznie przypadkiem i gdy przeczytałam prolog, stwierdziłam, że chętnie sprawdzę jak wyglądają inne części. Bardzo spodobał mi się Twój styl pisania, jest bardzo dojrzały i przemyślany, w dodatku historia, którą nam przekazujesz jest przecudowna. I szczerze? Dziwię się, że jest tak mało komentarzy, bo naprawdę na nie zasługujesz. Sama prowadzę bloga i wiem jaką radość sprawia każda pochwała, no ale niestety rzadko kiedy ktoś komentuje.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twoje opowiadanie, to jestem nim zauroczona, zwłaszcza tym jak bardzo zależy na sobie Lou i Harry'emu - taka prawdziwa bezinteresowna miłość. I mimo, że Louis wie jak to się skończy, nadal wspiera Harry'ego. Czytając 11 rozdział miałam gęsią skórkę...
Nie mam pojęcia jak będzie wyglądać zakończenie, więc ciężko mi powiedzieć czy kontynuacja będzie potrzebna. Jest wiele historii, które jej nie potrzebują. Ale jeżeli się na nią zdecydujesz, to z pewnością będę czytać. Zwłaszcza, że bardzo mało jest imaginów o Niamie, a chętnie bym przeczytała jakieś. Także masz moje błogosławieństwo :P Trzymam kciuki i czekam na kolejną cześć.
hej :D Znalazłam tego bloga poprzez innego tak więc postanowiłam wszystko przeczytać. I wiesz co?? To jest piękne i strasznie wzruszające! Cały czas płakałam czytając ten rozdział. ;__; Tak bardzo nie chce, żeby Harry odszedł i zostawił LouLou :( Cały czas mam nadzieje, że jego stan się polepszy i nie umrze. Na samą myśl jego śmierci znowu ryczę! Nie, on nie może umrzeć!! Boże, to takie smutne :'( Chyba dzisiaj spać nie będę mogła. xD To słodkie, że Lou nie zostawił Harry'ego i nadal jest przy nim mimo wszystko ;3 ok, już nie dam rady więcej napisać, bo moja klawiatura niedługo będzie cała mokra. :') Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieje, że wszystko skończy się dobrze. Pozdrawiam i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę świetnie. Człowiekowi aż chce się czytać dalej. Nie często w prawdziwym życiu pojawia się taka prawdziwa miłość. Bezinteresowna, szczera, po prostu prawdziwa. Pozwalasz uwierzyć, że coś takiego naprawdę istnieje i za to dziękuję.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę duży talent. Nadałaś postacią charakter, który odbieramy w taki sposób jakbyś tego chciała. To wielki dar. Cieszę się, ze odwiedziłam twojego bloga.
W wolnej chwili zapraszam do mnie, również piszę opowiadanie. Miło by mi było gdybyś wyraziła o nim opinię. Może akurat Ci się spodoba;)