sobota, 31 sierpnia 2013

"Room 206" - Chapter thirteen



Kartka z pamiętnika…
Mówią, że nikt nie umiera na ziemi, że ludzie żyją dopóty, dopóki ktoś o nich pamięta.
Zawsze myślałem, że śmierć przychodzi wraz ze starością. Z utratą sił i zmarszczkami na ciele. Nigdy nie sądziłem, że może spotkać tak młodą osobę, jaką jestem.
Mama zawsze powtarzała, że śmierć jest wszędzie wokół nas. Wystarczy chwila nieuwagi…
Mówiła, że przychodzi wraz z chorobą, z wypadkiem, z chwilami słabości i co najważniejsze…z zapomnieniem.
Miała rację…

- Powiedz mi – poprosił Niall – Jaki naprawdę jest stan Harry`ego? Wiem, że lekarz nie mówi mi wszystkiego?

Stali na środku korytarza i rozmawiali. Liam właśnie kończył obchód, kiedy blondyn wyszedł z Sali 206. Nie mógł się oprzeć pokusie, by nie podejść do Liama i nie zapytać.

Gdy był u Harry`ego widział na jego twarzy zmęczenie. Harry próbował to ukryć uśmiechem, ale Niall zbyt dobrze go znał, by się na to nabrać. Wiedział, że stan przyjaciela nie jest najlepszy. Widział to w jego oczach, lekko przygaszonych, bez tych zadziornych iskierek i sztucznym uśmiechu.
Wiedział też, że gdy zapyta lekarza prowadzącego, ten nie powiem mu prawdy. Dlatego jedynym sposobem, by dowiedzieć się jak naprawdę jest stan Harry`ego był Liam.

- Niall…- zaczął – przecież wiesz, że nie mogę.

- Wiem.- odparł – Ale ty z kolei wiesz, że nikomu nic nie powiem. Nikt się nie dowie. Ja po prostu się martwię…- kontynuował – Gdy dziś u niego byłem, nie był tym Harry `m którego znam. Jakby tamten chłopak zniknął gdzieś, zastąpiony przez zmęczenie i szare tęczówki. Nie było wiecznie roześmianego, wesołego Harry`ego tylko ktoś bardzo podobny do niego, ale bez tego błysku w oczach i szczerego uśmiechu. Ja…po prostu chce wiedzieć.

Liam spojrzał na blondyna i mógł zobaczyć na jego twarzy troskę o swojego przyjaciela. Martwił się.
Liam widział to w jego oczach. Smutek, ale i ból przeszywały jego niebieskie tęczówki.
Rozumiał go. Harry był jego najlepszym przyjacielem. Łączyła ich bardzo silna więź o czym chłopak niejednokrotnie mógł się przekonać patrząc na nich z boku. Kochali się – jak przyjaciele.
Zdawał sobie sprawę z tego, że Niall najzwyczajniej w świecie nie chce stracić Harry`ego, a wiedział, że to nadchodzi. Dlatego chciał wiedzieć. By kiedy to już nastąpi być przygotowanym na koniec.
Choć Liam wątpił by coś takiego jak przygotowanie na śmierć w ogóle istniało.

Niall też wątpił w coś takiego, ale mimo to chciał wiedzieć .
I chociaż bał się tej wiedzy. Bał się słów, które może usłyszeć to musiał poznać prawdę.

Liam milczał przez chwilę rozważając wszystkie za i przeciw, aż w końcu kiwnął głową na znak zgody. Na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmiech, gdy szatyn zaprosił go gestem by usiedli.

- Masz rację, Niall...- zaczął Liam – Stan Harry`ego nie jest dobry. Ciężko jest określić to ile czasu mu zostało, bo jego stan zmienia się z godziny na godzinę. Biorąc pod uwagę wyniki badań, mogę ci powiedzieć, że nie zostało go dużo. Może to być dzień, dwa, a może to być nawet tydzień.

- Ale…przecież była poprawa…- zaczął Niall, a w jego  oczy zaczęły się robić wilgotne.

- Tak, ale tylko chwilowa. Teraz jest jeszcze gorzej, niż było wcześniej. Serce Harry`ego nie wytrzymuje. Podajemy mu leki, ale mają one swoje skutki uboczne, a bez nich Harry nie da rady. Nie chce robić ci nadziei na to, że będzie dobrze. Zdążyłem poznać go i wiem, że jest fantastycznym chłopakiem. Nie zasługuje na taki los. Nikt nie zasługuje.- Liam zrobił przerwę pozostawiając ich w ciszy. Żadne z nich się nie odezwało, pogrążone w swoich myślach. – Nie nastawiaj się zbyt optymistycznie… - zaczął po chwili. –  Prawdopodobnie…to są ostanie dni.

Niall siedział przez chwilę w ciszy próbując ułożyć sobie w głowie te informacje.

To już koniec.

Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.

- Dzięki. – powiedział spoglądając na Liama.

Ten tylko uśmiechnął się delikatnie ściskając dłonią jego kolano.

- Nie trać nadziei, Niall – zaczął Liam – To nie musi się tak skończyć.

- Ale przecież… - odparł blondyn spoglądając na przyjaciela – Powiedziałeś, że…

- Wiem co powiedziałem… – kontynuował Liam. – i powiedziałem ci to, ponieważ mnie o to prosiłeś. Przypadek Harry’ego nie jest konwencjonalny. Jego organizm nie zawsze działa tak, jak się tego po nim oczekuje.  Historia jego choroby jest długa i wiele razy popełniane były błędy.  – zatrzymał się na chwilę, by zebrać myśli, po czym kontynuował. – Nie chce ci robić nadziei na to, że będzie dobrze, bo oboje dobrze wiemy, że nie będzie. Nie da się sprawić, by choroba Harry`ego zniknęła całkowicie, ale można odłożyć ją w czasie, co próbujemy właśnie zrobić.  Staramy się przedłużyć mu życie, jak najdłużej się da, ale jego organizm nie zawsze nam na to pozwala. Po prostu…Harry umrze. Może nie dziś, może nie jutro, może za rok. Ale umrze i jedyne, co możemy zrobić to sprawić, by ten czas, który mu pozostał, bym najlepszym w jego życiu.

Spojrzał na Nialla, po twarzy którego spływały łzy i nie mógł się powstrzymać, by nie przytulic go.
Blondyn wtuli się w niego, a brązowooki kołysał go przez chwilę, dopóki ten się nie uspokoił.

- Uśmiechnij się, Niall – rzekł, odsuwając się od przyjaciela. – Jeszcze nic nie jest przesądzone. 

I Niall uśmiechnął się delikatnie, patrząc w oczy Liama, które patrzyły na niego z troską i współczuciem, ale również radością i wiarą, ponieważ jeśli był na świecie ktoś, kto wierzył, że sobie poradzi, to tą osoba był właśnie Liam. 


~~~*~~~

- Przyniosłem ci babeczkę – powiedział wesoło Louis siadając obok łóżka Harry’ego.- Twoja ulubiona.

Harry wyprostował się i oparł o poduszki. Uśmiech wstąpił na jego twarz, a oczy zaświeciły się widząc zarumienioną twarz Louisa i bałagan na jego głowie. Był uroczy.
Kosmyki jego kasztanowych włosów sterczały we wszystkie możliwe strony, a niebieskie tęczówki rozświetlały wesołe iskierki. Szeroki uśmiech błąkał się po jego delikatnej twarzy i Harry nie mógł zaprzeczyć miłości, którą czuł wobec starszego chłopaka.

- Bananowa? – zapytał, a szatyn przytaknął głową. – Dziękuje, Loulou.

Wziął przysmak do ręki i przysunął się do niebieskookiego chłopaka, kradnąc z jego ust pocałunek.

- Zjesz ze mną? – zapytał.

Louis pokręcił przecząco głową.

- Jest twoja.

- Czy w takim razie, mogę zrobić z nią co tylko chcę?

- Tak.- opowiedział bez wahania Louis.

- Okej.- odrzekł Harry.- Chce, abyś zjadł ją razem ze mną.

- Harry…- rzekł  po chwili starszy chłopak.

- Loulou…

Harry umiejscowił swoje szmaragdowe spojrzenie w turkusowych tęczówkach Louisa. I choć Louis bardzo starał się nie poddawać temu spojrzeniu, w pewnej chwili nie wytrzymał.
I kiedy Harry zobaczył, jak twarz chłopaka rozluźnia się, a oczy łagodnieją, wiedział, że wygrał.

- Okej. – powiedział w końcu.

Twarz Harry`ego rozświetlił uśmiech, ukazując jego dwa dołeczki, a oczy zaświeciły się. Odpakował muffinkę z papieru i podsunął ja Louisowi, zmuszając go tym samym do otworzenia buzi.

- Ale…- zaczął, lecz Harry nie pozwolił mu skończyć, wsadzając mu przysmak do ust. Louis odgryzł więc niewielki kawałek babeczki, przeżuł po czym połknął.

- Teraz ty.- powiedział do kędzierzawego chłopaka.

Harry posłusznie odgryzł kawałek ciastka, a błogi uśmiech wstąpił na jego twarz.

- Poważnie, Louis to jest najlepsza babeczka bananowa jak kiedykolwiek jadłem.

Louis tylko uśmiechnął się, pochylając jednocześnie, aby dosięgnąć warg młodszego chłopaka.
Złożył na nich czuły pocałunek, który szybko pogłębił, smakując tym samym drugi raz bananowego przysmaku.

Harry odłożył resztki babeczki na szafkę obok, a gdy już to zrobił Louis naparł delikatnie na jego ciało.
Młodszy chłopak położył się z powrotem na łóżku, a Louis usiadł na nim okrakiem.
Całowali się namiętnie i zachłannie, jakby miał być to ich ostatni pocałunek.
W pewnym momencie Louis zjechał swoimi ustami na szyję Harry`ego i zassał fragment jego delikatnej skóry. Chłopak jęknął cicho na ten gest, a fala dreszczy przeszła przez jego ciało. Louis dawno nie robił mu malinki.

Po chwili szatyn oderwał się od jego szyi z głośnym mlaśnięciem. Złożył jeszcze jeden, delikatny pocałunek w kąciku jego ust po czym wtulił się w jego bok. Harry objął go ramieniem, przytulając mocniej do siebie i ucałował czubek jego głowy.

Dawno nie miał Louisa tak blisko i zdążył się za tym stęsknić. Odkąd leżał w szpitalu nie spędzili ze sobą ani jednej nocy. I nie chodziło tu o jakiekolwiek intymne zbliżenia.
Chodziło  możliwość bycia blisko. Czucia ciepła drugiej osoby i jej oddechu na szyi. Słuchania rytmu jej serca.  Harry naprawdę niczego więcej nie potrzebował do szczęścia. Louis był wszystkim, czego chciał. Dlatego, gdy szatyn wtulił twarz w zagłębienie między jego szyją, a obojczykiem i objął go ręką w pasie, uśmiech wstąpił na twarz Harry`ego, gdy uświadomił sobie, że w tej właśnie chwili, trzyma w ramionach cały swój świat.

Leżeli wtuleni w siebie. Harry z głową na poduszce, a Louis zwinięty przy jego boku z głową na jego klatce piersiowej i ręką oplatającą pas Loczka.

Panowała cisza, przerywana jedynie przez ich oddechy i ciche wyznania miłości. Ręka Harry`ego sunęła w górę i w dół po jego ramieniu od czasu do czasu zagłębiając się w jego kasztanowych włosach, co wywoływało pomruk zadowolenia wydostający się z ust Louisa. Uśmiech błąkał się po ich twarzach, a oczy świeciły się jasnym blaskiem.

Nie zaprzestając miziania Louisa po ramieniu Harry pochylił się by ucałować jego czoło. Na ten gest Louis uśmiechnął się i odwrócił twarz w kierunku swojego chłopaka. Harry odwzajemnił uśmiech, ukazując przy tym swoje dwa dołeczki i pochylił się jeszcze raz, by tym razem posmakować jego warg. Louis odwzajemnił pieszczotę, wychodząc językowi Harry`ego naprzeciw i rozpoczynając wspólny taniec. Ich wargi łączyły się w czułych i namiętnych pocałunkach, przerywanych jedynie jękami przyjemności, wydostającymi się z ich gardeł.

Gdy zabrakło im powietrza odsunęli się od siebie. Ich oddechy były przyspieszone, wargi napuchnięte, a miłość rozpierała ich i unosiła się w powietrzu.  Byli w sobie niewątpliwie zakochani. Nie dało się zaprzeczyć.

- Kocham cię.- powiedział Harry, wpatrując się w niebieskie oczy szatyna.

- Ja ciebie tez kocham Harry, bardzo.- odparł i uniósł się delikatnie by złożyć pocałunek na ustach Harry`ego, po czym osunął się i z powrotem ułożył głowę na jego klatce piersiowej, dokładnie w tym miejscu, gdzie w lekko przyspieszonym tempie biło jego serce.

- Wiesz, że jesteś pierwszym.- głos loczka przerwał cieszę.

- Co?

- Jesteś moim pierwszym chłopakiem, Louis. Przed tobą nie było nikogo.

Louis podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w zielone oczy chłopaka siedzącego naprzeciwko niego.

- Harry…- zaczął – Mówisz poważnie?

Loczek pokiwał głową na znak zgody. – Przed tobą nie miałem nikogo.

Uśmiech wstąpił na twarz starszego chłopaka, gdy pochylał się by skraść Harry`emu pocałunek.  – Cieszę się – powiedział szczęśliwym głosem. – Tak bardzo się cieszę. Kocham cię.

Uśmiech rozświetlił twarz kędzierzawego chłopca, gdy Louis osunął w się w dół łóżka, by położyć się na nim, i splótł ich place razem.

- Szkoda, ze nie mogę powiedzieć tego samego o sobie.

- Nie szkodzi.- przerwał Harry, słysząc zawód i smutek w głosie Louisa, i składając pocałunek w jego włosach.

- Chciałbym.

- Naprawdę?

- Tak. – powiedział pewnie Louis.- Chciałbym, żebyś był moim pierwszym chłopakiem i zarazem ostatnim. - zatrzymał się na chwilę, by zebrać myśli, po czym kontynuował – Historia z Markiem miała miejsce, gdy miałem piętnaście lat. Wtedy byłem jeszcze dzieckiem, które nic nie wiedziało o życiu. Zanim to się wydarzyło miałem dwóch chłopaków, jeśli można to tak nazwać. Niby byliśmy razem, ale wszystko sprowadzało się do trzymana za rękę. I wtedy to było okej. Naprawdę okej. Byliśmy dziećmi, a wszystko co robiliśmy było dość niewinne i w pewnym stopniu urocze. To jak poznawaliśmy siebie, kiedy trzymanie drugiej osoby za rękę było czymś wielkim, a o pocałunkach się nie rozmawiało. Choć z czasem ciekawość zwyciężyła i którego dnia nasze usta spotkały się. Nie był to pocałunek. W żadnym, nawet najmniejszym stopniu go nie przypomniał. Zwykły buziak. Nic takiego, a wtedy miało to ogromne znaczenie i za każdym razem wywoływało uśmiech na naszych twarzach. I tak się to wszystko ciągnęło, aż w końcu rozpadło się, gdy dotarło do nas, że to nie ma przyszłości.- Louis ponownie urwał swoją wypowiedź, ściskając mocniej dłoń Harry`ego. Przez chwilę nie mówił nic, a ciszę w pokoju przerywał jedynie ich oddech, kiedy po kilku minutach szatyn kontynuował. -  Wtedy myślałem, że to miłość, że kocham. Lecz teraz wiem, że nawet w najmniejszym stopniu nie była to prawda. Dopiero, gdy spotkałem ciebie, zobaczyłem co to prawdziwa miłość. To ty pokazałeś mi co to znaczy kochać i jak należy kochać. Dlatego chciałbym…tak bardzo chciałbym, żebyś był moim pierwszym chłopakiem. Wtedy wiedziałbym, że nie musze już nikogo szukać, bo najzwyczajniej w świecie nie znalazłbym. Teraz mam już to wszystko, czego chce i czego potrzebuję. I tym wszystkim jesteś ty, Harry. 

Odwrócił głowę w kierunku loczka i mógł zobaczyć jak pojedyncza łza spłynęła po policzku Harry`ego, gdy usłyszał słowa Louisa.  Szatyn starł ja kciukiem, po czym ucałował jego policzek. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Louis odezwał się.

- Tak bardzo cię kocham i tak bardzo cieszę się, że to właśnie ja mogłem pokazać ci to wszystko.  Przeprowadzić, przez ten labirynt uczuć. Przez miłość, która jest prawdziwa. Radość, która w każdym stopniu jest szczera. Prawdę, choć tak ciężko było ją powiedzieć. Zazdrość, której zdarzało nam się doświadczyć.  Zaufanie, na które tak ciężko zapracować. Troskę, którą obdarzamy siebie nawzajem i poczucie bezpieczeństwa, które tak bardzo liczy się w życiu, a które czujemy przy sobie w każdej chwili. I cieszę się, że przez cały ten czas, ty ani na chwilę nie puściłeś mojej dłoni.  Trzymałeś się jej, ufając mi bezgranicznie, niczym Cuma przymocowana do statku i ani razu się nie zawahałeś. Przyjąłeś wszystko to, co chciałem ci dać, nie pytając o nic. I tak bardzo cię kocham za to wszystko i za wszystko inne co zrobiłeś i czego nie zrobiłeś. Po prostu cię kocham. Jak nikogo innego.

W oku Harry`ego zakręciła się pojedyncza łza, by po chwili spłynąć po jego policzku.
Tak bardzo kochał tego niebieskookiego chłopaka. Nawet nie wyobrażał sobie, że to uczucie może być tak silne. Że tak bardzo w to zabrnie. Ale choćby miał przejść przez to wszystko jeszcze raz. Tą niepewność i załamanie, które w pewnym momencie przeżył, nie zawahałby się, ani chwili.

- Powiesz mi, za co jeszcze mnie kochasz? - zapytał po chwili, a jego głos delikatnie zadrżał.

Nie mógł sobie tego odmówić. Tak bardzo lubił słuchać, jak bardzo jest dla Louisa ważny.

- Kocham cię , ponieważ jesteś mój…- zaczął Louis, gładząc policzek Harry`ego palcem i uśmiechając się czule do niego. – Ponieważ tak bardzo potrzebujesz być kochanym.  Za każdym razem, gdy cię dotykam czuje się co najmniej jak bohater. Za każdym razem, gdy na mnie patrzysz, czuję się potrzebny i kochany. Kocham cię za twój uśmiech, dzięki któremu się uśmiecham, za twoje oczy – najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziałem, twoje poczucie humoru, które zawsze potrafi mnie rozbawić, za twoją dziecinność i dojrzałość jednocześnie. Za upór, który zawsze w sobie masz, za wytrwałość, z jaką pokonujesz wszystkie życiowe przeszkody, za pogodę ducha, która nigdy cię nie opuszcza. Kocham, gdy splatasz nasze place razem, i gdy całujesz mnie tak, że zapominam o całym świecie.  Kocham cię właśnie za to wszystko i za nic jednocześnie. Po prostu kocham, bez definicji.

Gdy Louis skończył swoją wypowiedź Loczek przyciągnął go do namiętnego pocałunku. Czuł radość na słowa Louisa i wielką miłość, ogarniająca jego ciało i serce, które jakby napęczniało pod wpływem tych słów i wybijało szybszy rytm. Tak bardzo kochał tego chłopaka.

- A ty za co mnie kochasz?- zapytał Louis kilka chwil później, gdy niechętnie odsunęli się od siebie.

- Kocham cię, ponieważ, gdy cię dotykam czujesz się jak bohater. Gdy na ciebie patrzę czujesz się kochany. Kocham cię za twój uśmiech, który przyprawia mnie o szybsze bicie serca, za twoje ciepłe niebieskie oczy, w których zawsze znajduje to, czego szukam, za twoje silne ramiona, które sprawiają, że czuje się bezpiecznie, za twoje żarty i za spokój, który nie pozwala mi zwariować. Kocham cię za twoją ambicję, dzięki której zawsze osiągasz wyznaczone sobie cele, za radość z jaką kroczysz przez życie. Za miłość do pasków. Za zwariowane pomysły. Za spontaniczność, której mi brakuje. Kocham cię, ponieważ mógłbyś kochać kogokolwiek innego, a kochasz mnie.

Warga Louisa zadrżała, a kropelka przezroczystej cieczy spłynęła w dół jego twarzy.

- Na zawsze, Harry.- powiedział opierając swoje czoło o to Harry`ego.

- Na zawsze.
~~~*~~~
- Jak tam sprawy z Niallem, hm?- zapytał Louis, gdy razem z Liamem siedzieli wieczorem w salonie i oglądali film.

- W porządku – odrzekł chłopak. – Świetnie się dogadujemy. Ostatnio byliśmy nawet na kawie. Jest fajnie.

Liam posłał Louisowi delikatny uśmiech, który szatyn odwzajemnił.

- Podoba ci się. – powiedział po chwili Louis.

- Co? – chłopak spojrzał  na Louisa pytającym wzrokiem, a zdezorientowanie błąkało się po jego twarzy.

- Nie co, tylko kto.- odpowiedział szatyn z uśmiechem. – Niall.

Twarz Liama przybrała czerwony kolor, a jego brązowe spojrzenie spuszczone zostało w dół.

Zawstydził się,
a to był dobry znak.

Louis zachichotał.

- A więc jednak.- powiedział z uśmiechem.

- Nie, to nie tak…

- A więc jak?- zapytał

Liam westchnął krótko, po czym odważył się spojrzeć Louisowi w oczy. Bał się jego reakcji, sam nie wiedział dlaczego, jakby ten mógł go wyśmiać za to uczucie. Ale gdy tylko spojrzał w niebieskie oczy przyjaciela, strach gdzieś uleciał, zastąpiony przez uczucie ulgi, gdy dostrzegł jego ciepłe spojrzenie, pełne zrozumienia i akceptacji. I w tej chwili cieszył się jak nigdy, że to właśnie Louis jest jego najlepszym przyjacielem.

- Okej. Masz racje.- powiedział w końcu.- Podoba mi się.

Louis posłał przyjacielowi ciepły uśmiech, po czym poklepał go delikatnie po plecach.

- Cieszę się.- powiedział. – Niall to świetny facet.

- Wiem. – rzekł, a uśmiech rozświetlił jego twarz.- Jest inny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest uroczy i taki niewinny.  Wiecznie roześmiany. Optymista. Jest po prostu…, ale to i tak nie znaczenia.

- Dlaczego? – zapytał Louis, widząc jak radość opuszcza twarz Liama.

- Bo on woli dziewczyny.

- Oh…- rzekł Louis i roześmiał się, a Liam spojrzał na niego pytającym wzrokiem. – Nie byłbym tego taki pewien.

- Co masz na myśli?

- Sam go o to zapytaj.- powiedział, po czym wstał i udał się do kuchni.

Liam siedział przez chwilę na kanapie, zastanawiając się nad słowami Louisa. Czyżby miał szanse i też podobał się blondynowi? Chciałby. Bardzo by chciał. Ten chłopak jest wyjątkowy i Liam wiedział, gdzieś tam w środku, że już tego pierwszego dnia chciał by wynikło z tego coś więcej. Po prostu…nie mógł oprzeć się pokusie jego niebieskich oczu i uroczemu uśmiechowi który zawsze mu towarzyszył.
Chciał pójść do Louisa i zapytać go o to, ale znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ten nic mu nie powie. Więc odpuścił, stawiając sobie za cel, by dowiedzieć się tego od samego Nialla.

Wszedł do kuchni, gdzie stał Louis oparty o blat stołu wpatrując  się w okno, i stanął obok niego.

- Myślisz o nim.

- Nm…?- Louis spojrzał na przyjaciela nieobecnym wzrokiem.

- Myślisz o nim.- powtórzył.

- Tak. – rzekł prosto.- Tęsknie za nim.

- Widziałeś się z nim kilka godzin temu. – przypomniał Louisowi.

- Wiem – odrzekł. – Ale tęsknię.

Liam spojrzał na przyjaciela i mógł dostrzec smutek, który zagościł w jego oczach. Kochał. I naprawdę tęsknił. Zrobiło mu się smutno, gdy patrzył tak na Louisa. Nic nie można było zrobić.

- Louis…- zaczął

- Wiem, ze to koniec. – powiedział, a w jego oczach zalśniły się łzy. – Patrzę na niego i widzę zmęczenie w jego zielonych oczach. Stara się uśmiechać, ale nie zawsze mu to wychodzi. Ja po prostu…tak bardzo nie chce go stracić.

Liam przytulił go do siebie, a Louis wtulił się w jego ciało i rozpłakał. Liam kołysał go chwilę, pocierając dłońmi jego plecy, by chociaż trochę się uspokoił.

- Nie stracisz.- powiedział w końcu, gdy płacz przestał targać jego ciałem.

- Tak bardzo chciałbym, żeby był szczęśliwy. –powiedział po chwili, odsuwając się od Liama i patrząc na niego swoimi zapłakanymi oczyma.

- Jest. – powiedział, posyłając przyjacielowi szczery, ciepły uśmiech.- Uwierz mi, że będąc z tobą jest szczęśliwy. Jak jeszcze nigdy.

I Louis uwierzył, odwzajemniając jednocześnie uśmiech Liama.

~~~
Hi! Przybywam do was dzień wcześniej, ale to dlatego, że jutro nie dałabym rady wstawić tego rozdziału. Cieszycie się? :) Co do rozdziału...jeśli myślałam, że ósmy rozdział był beznadziejny, to ten, to kompletne dno. Mimo, że zawarłam w nim wszystko to, co chciałam i planowałam wyszedł okropny. Ale mam nadzieję, że dacie radę jakoś przez niego przebrnąć.
Dziękuje wam bardzo za komentarze. Ciesze się, że podoba wam się chociaż w najmniejszym stopniu moja twórczość i liczę na to, że pod tym rozdziałem również pojawi się wiele opinii. Więc komentujcie i klikajcie w reakcje. :)
I tak na koniec powiem, że jest to już ostatni rozdział tej historii. Przed nami jeszcze tylko epilog. :)

Och i jeszcze jedno, zapomniałabym.

Chciałabym serdecznie podziękować Katie Wood za nominacje do Versatile Blogger. Jest mi bardzo miło, że w swoich nominacjach znalazła miejsce na mojego bloga. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę być nominowana do czegokolwiek. Więc dziękuje Ci Katie x.

A oto zasady:



  • Podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry;
  • Pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award;
  • Ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby;
  • Nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują;
  • Poinformować o fakcie nominowania autorów blogów.   

7 faktów o mnie:
- kocham mleko
- uwielbiam jesień
- nie lubię koloru różowego
- moje oczy są niebieskie lub zielone w zależności od tego, jak pada światło
- moje włosy kręcą się w styczności z wilgotnym powietrzem
- uwielbiam Nowy York, choć nigdy w nim nie byłam
- uwielbiam pisać, choć jestem umysłem ścisłym

Co do nominacji blogów. Nie wiele znam tych, które są na blogspocie, a nie wiem czy Tumblr wchodzi w grę.  Na dziś zostawie to bez nominacji, a w tygodniu pomślę nad nimi i zaktualizuje ten wpis. :)

Jeszcze raz bardzo dziękuje! xx.

Do napisania!

niedziela, 25 sierpnia 2013

"Room 206" - Chapter twelve



Kartka z pamiętnika…
Marzenia.
Dlaczego tak bardzo chcemy je mieć? Czemu brakuje nam odwagi by je realizować?
Dlaczego żyjemy po to by je spełniać, skoro za każdym razem tchórzymy gdy mamy szanse na ich spełnienie?
Podobno marzenia to nadzieja na to, że jutro będzie lepiej.
Podobno każdego dnia budzimy się z nadzieją, że dziś spełni się to, czego tak bardzo pragniemy.
Podobno nie da się żyć bez nadziei.
Mamy nadzieję, a więc mamy marzenia.
Tylko czy mamy odwagę by je realizować?
Niall kiedyś powiedział, że marzenia to gwiazdy, które rozświetlają niebo nocą, i że każda z nich to niespełnione marzenie, któregoś z nas- ludzi.
Mówił, że gdy któraś gwiazda spada jedno marzenie spełnia się.
Nie wierzyłem w to.
Myślałem, że to tylko historyjka, którą opowiada się dzieciom by kształtowały swoją wyobraźnię.
Myliłem się.
Gwiazdy spadają i dziś właśnie spadła jedna z nich.
Moja.

- Przyniosłeś?- zapytał Harry Nialla.

- Tak. Mam.- powiedział wskazując na przedmiot znajdujący się w jego lewej dłoni.

Harry uśmiechnął się i wyciągnął ręce, a Niall podał mu gitarę. Chłopak wyjął ja z futerału, nastroił i przeciągnął pierwszy raz palcami po strunach. Instrument wydał dźwięk, a dołeczki w policzkach Harry’ego pokazały się. Zaczął grać melodię, na razie bez słów, próbują przypomnieć sobie jak brzmiała.

Blondyn patrzył na to wszystko z boku, słuchając dźwięku jaki wygrywał Harry.
Melodia była ładna. Prosta, bez żadnych skomplikowanych nut. I Niall wiedział już, że cała piosenka przyjaciela też taka będzie. Piękna w swej prostocie.

- Chcę mu ją dzisiaj zagrać jak przyjdzie.- powiedział Harry nie podnosząc wzroku.

Niall uśmiechnął się delikatnie. - Powinieneś.

- Myślisz, że mu się spodoba?

- Oczywiście, że tak.- rzekł Niall.- Jestem przekonany, że będzie nią zachwycony. Włożyłeś w nią tyle serca i pracy, a Louis nie należy do osób które nie potrafią docenić wysiłku jaki ktoś wkłada w to, by je uszczęśliwić. Harry…- Niall zrobił przerwę, patrząc przez chwilę w oczy przyjaciela po czym kontynuował.-  Jestem pewien, że Louisowi się spodoba.

Hary uśmiechnął się i przyciągnął przyjaciela do uścisku.

- Więc…-zaczął loczek odsuwając się od blondyna i posyłając mu szeroki uśmiech.- Jak tam sytuacja z Liamem?

- Ugh…Harry!- powiedział Niall, a na jego twarzy pojawił się grymas.- Już ci mówiłem, ze nic między nami nie ma. Jesteśmy przyjaciółmi. Nic więcej.

- Powiedz mi w takim razie…- zaczął Harry.- Dlaczego mam wrażenie, że jest inaczej?

- Ponieważ za dużo o tym wszystkim myślisz.

- Niall…

- Nie. – blondyn przerwał jego wypowiedź.- Liam to świetny facet, nie zaprzeczę. Jest sympatyczny i ma wielkie serce. Ale naprawdę wątpię, żeby coś z tego kiedykolwiek było. Liam jest przystojny i z pewnością nie jeden facet chciałby go mieć. A ja…? Ja nawet  nie wiem czy jestem gejem.

- Nie musisz nim być.

- Harry…jak ty to sobie wyobrażasz?

- Normalnie. Podoba ci się.- Harry bardziej stwierdził niż zapytał.

- Tak.- odpowiedział niebieskooki.- Ale to nie ma znaczenia, ponieważ ja nie podobam się jemu, a nawet jeśli tak jest to wątpię by miało to jakąkolwiek przyszłość. Ja nawet nie umiem się określić.

- Nikt od ciebie tego nie wymaga Niall.- powiedział Harry.- Nie musisz być gejem, aby kochać chłopaka. To nie działa w ten sposób.

- W takim razie w jaki?

- Możesz być hetero i jednocześnie kochać Liama. Zawsze wolałeś dziewczyny i patrząc na ciebie wiem, że w tej kwestii nie wiele się zmieniło. Ale wiem też, że na żadną z nich nigdy nie spojrzałeś tak, jak patrzysz właśnie na niego. Uwielbienie i radość bije z twoich tęczówek za każdym razem gdy go widzisz, a chemię czuć na odległość. Możesz być Bi, ale możesz tez być Liam-seksualny.

- Liam-seksualny?

- Tak. – odparł- Jeszcze żaden chłopak nie zawrócił ci w głowie, ponieważ faceci nigdy nie byli obiektami twoich westchnień i nadal tak jest. Jedynie Liam zwrócił twoją uwagę i zajął ją na tyle, że przestałeś oglądać się nawet za dziewczynami. Jeśli to nie jest zauroczenie, to nie wiem co to jest.

- Ciekawość?- zapytał nieśmiało

- Ciekawość? – prychnął-  Niall, kogo próbujesz oszukać?

- Ehh…- westchnął blondyn.- Masz racje. Może rzeczywiście się zauroczyłem. Ale...co ja mam z tym zrobić?

- Dać szanse.

- Szanse?- zapytał.- Harry, ja nawet nie wiem czy on czuje do mnie to samo. Nie chce się ośmieszyć. Nie chce stracić naszej przyjaźni. Zbyt wiele dla mnie znaczy.

- W takim razie daj temu czas.- powiedział Harry wpatrując się w lazurowe oczy przyjaciela.- Jeśli ma coś z tego być i jest wam to pisane, czas sam przyniesie ci rozwiązanie.

- Może masz racje.- rzekł Niall po chwili.- Poczekam i zobaczę jak to wszystko się rozwinie.

- Tylko jeśli uda wam się nie zmarnuj tego i daj szanse tej miłości. Bo może to być najpiękniejsza rzecz jaka cię w życiu spotka.

- Dzięki Harry. – powiedział Niall i przytulił się do chłopaka- Obiecuję Ci, że choćby nie wiem co, nie zmarnuje tego.

Harry uśmiechnął się.- Trzymam cię za słowo.
~~~*~~~

Subtelny dotyk i delikatny ruch warg tuż przy jego własnych wybudziły Harry`ego z krainy snów. Powoli otworzył oczy, a jego zielone tęczówki ujrzały na swojej drodze roześmiane spojrzenie Louisa.

- Cóż za miła pobudka. – wymamrotał sennie. – Czym sobie na nią zasłużyłem?

Louis zachichotał cicho.

- Tęskniłem.- powiedział i delikatnie naparł na wargi loczka.

- Nmm…ja też. – szepnął Harry w usta szatyna.

Louis odsunął się i splótł ich palce razem. Potarł kciukiem wierzch dłoni Harry`ego po czym zapytał.

- Jak się czujesz hm?

- W porządku. – odpowiedział Harry.- Lekarze mówią, że jest poprawa, więc może nie wszystko stracone?

Louis uśmiechnął się, gdy zobaczył dwa dołeczki w policzkach Harry`ego.

Była nadzieja i choć może zgubna, Louis nie potrafił się nie cieszyć. Tak bardzo chciał wierzyć.

- Będzie dobrze.

Dwa proste słowa, a były wszystkim co Harry chciał usłyszeć.

I może Louis nie do końca w nie wierzył, bo stan Harry`ego zmieniał się z dnia na dzień, to nie mógł sobie ich odmówić, ponieważ uśmiech Harry`ego i jego roześmiane tęczówki pełne nadziei były tego warte.

Zapanowała cisza, przerywana jedynie przez ich oddechy mimo to nie czuli się skrepowani.

Tak bardzo jak lubili ze sobą rozmawiać, tak bardzo lubili spędzać razem czas w ciszy nic nie mówiąc.
Nie potrzebowali słów by się rozumieć. W tej chwili to ich gesty, przepełnione miłością, troska i uwielbieniem mówiły same za siebie.
Miłość w najczystszej postaci.

Louis rozejrzał się dookoła.

- Gitara?- zapytał zwracając uwagę Harry`ego i spoglądając na instrument.

Harry puścił dłoń Louisa i wziął sprzęt do ręki.

- Niall przyniósł.- powiedział loczek i przeciągnął palcami po strunach.- Wiesz…- zaczął – napisałem dla ciebie piosenkę i chciałbym ci ją zagrać.

- Napisałeś…dla mnie piosenkę?

- Tak.- rzekł Harry.- Chciałem ci w ten sposób pokazać jak bardzo cię kocham i jak bardzo ważny dla mnie jesteś. Pracowałem nad nią długi czas i w końcu udało mi się ją skończyć. Chciałem, żebyś miał coś namacalnego ode mnie. Coś, co przypominało by ci o mnie, gdy mnie już nie będzie. Żebym nie był tylko wspomnieniem, które wyblaknie za jakiś czas. Chciałem byś miał coś, do czego zawsze będziesz mógł wrócić, gdy będziesz chciał. Jakąś cząstkę mnie. Coś, co zawsze będziesz mógł schować do kieszeni i zabrać ze sobą, gdziekolwiek nie pójdziesz.

Harry spojrzał na Louisa, który siedział obok i wpatrywał się swoim niebieskim spojrzeniem w młodszego chłopaka. Jego oczy zaszkliły, a dolna warga zadrżała na słowa, które wypowiedział loczek.

- Zagraj mi.- poprosił.

Harry wziął oddech i przejechał palcami po strunach. Instrument wydał dźwięk i już po chwili Louis mógł usłyszeć pierwsze wersy piosenki.
 
Your hand fits in mine like it's made just for me
(Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie)
But bear this in mind it was meant to be.

(Ale zapamiętaj to, to było nam przeznaczone)
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
(I łączę kropki z piegami na twoich policzkach)
And it all makes sense to me.
(I to wszystko ma dla mnie sens)

I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you're smile.
(Wiem, że nigdy nie lubiłeś zmarszczek przy twoich oczach, kiedy się uśmiechasz)
You've never loved your stomach or your thighs.
(Nigdy nie lubiłeś swojego brzucha i swoich ud)
The dimples in your back at the bottom of your spine.
(Dołeczków na twoich plecach u dołu twojego kręgosłupa)
But I'll love them endlessly.
(Ale ja będę kochał je bez końca)

I won't let these little things slip out of my mouth.
(Nie pozwolę by te małe rzeczy wymsknęły się z moich ust)
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
(Ale jeśli to zrobię, oh to ty z nimi tworzysz całość)
I'm in love with you and all these little things.
(Jestem zakochany w tobie i w tych małych rzeczach)

You can't go to bed without a cup of tea..
(Nie możesz iść do łóżka bez filiżanki herbaty)
And maybe that's the reason that you talk in your sleep.
(I może to dlatego mówisz przez sen)
And all those conversations are these secrets that I keep
(I te wszystkie rozmowy są sekretami, które skrywam)
Though it makes no sense to me.
(Mimo, że nie mają dla mnie sensu)
 
I know you're never loved the sound of your voice on tape,
(Wiem, że nigdy nie lubiłeś swojego głosu na kasecie)
You never want to know how much you weigh.
(Nigdy nie chciałeś wiedzieć ile ważysz)
You still have to squeeze into your jeans,
(Nadal musisz wciskać się w swoje dżinsy)
But you're perfect to me.
(Ale dla mnie jesteś idealny)

I won't let these little things slip out of my mouth..
(Nie pozwolę by te małe rzeczy wymsknęły się z mich ust)
But if it's true it's you, it's you they add up to.
(Ale jeśli to prawda to ty, to ty z nimi tworzysz całość)
I'm in love with you and all these little things.
(Jestem zakochany w tobie i tych małych rzeczach)
 
You'll never love yourself half as much as I love you.
(Nigdy nie pokochasz siebie tak mocno, jak ja kocham ciebie)
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
(Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, ale chcę żeby tak było kochanie)
If I let you know, I'm here for you,
(Jeśli pokaże ci, że jestem tu dla ciebie.)
Maybe you'll love yourself, Like I love you. Ooh..
(Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham ciebie)
 
I've just let these little things slip out of my mouth.
(Właśnie pozwoliłem by te małe rzeczy wymsknęły mi się z ust)
'Cause it's you, oh it's you.. it's you they add up to.
(Ale to ty, oh to ty…to ty z nimi tworzysz całość)
And I'm in love with you and all these little things.
(Jestem zakochany w tobie i tych małych rzeczach)

I won't let these little things slip out of my mouth.
(Nie pozwolę by te małe rzeczy wymsknęły się z moich ust)
But if it's true. it's you.. it's you they add up to.
(Ale jeśli to zrobię, to ty…to ty z nimi tworzysz całość)
I'm in love with you. And all your little things.
(Jestem zakochany w tobie i twych małych rzeczach)
Łzy ciekły po policzkach Louisa, gdy Harry wygrywał ostatnie dźwięki. Piosenka była śliczna. Tak bardzo prawdziwa. Opisywała wszystkie jego cechy: pozytywne jak i te negatywne, ale  w dobrym świetle.

I Harry zrobił to dla niego. Tylko dla niego, bo dla nikogo innego Harry nigdy wcześniej nie napisał piosenki. I to w jakiś sposób sprawiało, że Louis poczuł się wyjątkowy. Kochany i potrzebny. Miał w rękach czyjeś szczęście i to było niesamowite uczucie.

Harry oddał mu wszystko co miał. Swoją miłość i serce, które biło dla niego i tylko dla niego.
I to było coś wspaniałego. Być odpowiedzialnym za czyjąś radość i mieć poczucie, że tylko nasza osoba jest w stanie wywołać iskierki w jej oczach.

Takie niesamowite, że wszystko czego potrzebuje do szczęścia to nasz uśmiech.

Harry odłożył gitarę na bok i spojrzał na Louisa, który wpatrywał się w niego swoimi zaszklonymi oczami.

- Powiedz coś.- poprosił

Louis milczał chwilę, szukając odpowiednich słów, by opisać swój zachwyt nad utworem, lecz takowe nie nadchodziły, ponieważ Louis nie znał słów, by opisać to, jak bardzo był zachwycony piosenką Harry`ego.

- Wiem, że może nie jest idealna i nie…- zaczął Harry, lecz nie dane mu było skończyć.

- Jest piękna.- wykrztusił Louis.- Przepiękna.

Delikatny uśmiech rozświetlił twarz Harry`ego.

- Naprawdę ci się podoba?

- Podoba to mało powiedziane.- zaczął starszy chłopak.- Nie znam słów by opisać to jak bardzo jest niezwykła. To…jest najpiękniejsza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałem i…dziękuje. 

Louis ścisnął dłoń Harry`ego, a ten przybliżył się do niego i starł kciukiem łzy, które zastygły na policzkach szatyna. Ucałował delikatnie jego nos po czym złożył krótki pocałunek na jego wargach.

- Cieszę się, że ci się podoba.- rzekł loczek i uśmiechnął się.

- Bardzo.- odparł Louis.- Jeszcze nikt, nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.

- W takim razie mam nadzieje, że postawiłem poprzeczkę wystarczająco wysoko.- Harry uśmiechnął się zadziornie przyciągając Louisa blisko do siebie.

Szatyn usiadł na łóżku, tak, że prawie stykali się nosami i uśmiechnął się.

- Tak. Zdecydowanie nikt nie będzie w stanie jej przebić.- Powoli, niespiesznie przybliżył się do Harry`ego i pocałował go.

Twarz kędzierzawego rozświetlił najbardziej promienny uśmiech, jaki Louisowi było dane kiedykolwiek zobaczyć, gdy Harry uświadomił sobie, że w ten bardzo niekonwencjonalny sposób Louis właśnie powiedział mu, że go kocha i że zawsze będzie.
I może to nie było do końca dobrze, to w tej chwili Harry odrzucił te myśli na sam kraniec swojego umysłu, mówiąc sobie, że pomyśli nad tym później.

W tej chwili nie liczyło się nic innego, jak tylko malinowe usta niebieskookiego chłopaka stanowczo i zarazem delikatnie poruszające się przy jego własnych.
~~~*~~~

Niall opuścił sale Harry`ego i udał się w dół korytarza w celu opuszczenia szpitala.

Jedynie tydzień został mu do występu i musiał się przygotować. Co z tego, że miał już napisaną piosenkę i dobraną linie melodyczną, skoro jeszcze nic nie zostało ustalone? 
Musiał porozmawiać z Mattem na temat jego wejścia i o tym jak ma brzmieć jego utwór.
Wiadomym było, że blondyn sam nie będzie grał swojej piosenki, a jedynie śpiewał podczas, gdy melodia będzie grana przez sekcję muzyczną.

Niall jeszcze się z nimi nie spotkał w tej sprawie i w ogóle nie wiedział czy będzie potrafił się z nimi zgrać. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwe, ponieważ był już świadkiem takich sytuacji.
Oprócz tego pozostała jeszcze sprawa scenografii.

Niall uważał to za coś zbędnego, ponieważ chciał aby słowa i melodia mówiły same za siebie. Nie potrzebował pięknych widoków i scen z tyłu. Jedyne czego potrzebował, by wyrazić dokładnie to co chciał to lampki w kolorze białym tworzące zasłonę za jego plecami, prowizoryczny głośnik na którym będzie mógł usiąść i mikrofon.

Ale Pani Wollen miała zupełnie inne zdanie na ten temat i Niall wiedział, że przekonanie jej do jego wizji nie będzie łatwe.

Doszedł do końca korytarza i skręcił w prawo, a jego wzrok padł na chłopaka w białym fartuchu.
Liam. Stał do niego bokiem, więc nie mógł go zobaczyć i rozmawiał z lekarzem stojącym tuż obok niego.

Podszedł bliżej i zatrzymał się kilka kroków od nich. Teraz bez problemu mógł usłyszeć jak wymieniają zdania na temat jakiegoś pacjenta i omawiają odpowiedni sposób leczenia.
Przysiadł na krześle i poczekał aż drugi lekarz odszedł po czym podniósł się i podszedł do brązowookiego chłopaka.

Patrzył się w swoje kartki i zupełnie nie zwracał uwagi na otaczający go świat.

Niall stanął za nim i szepnął mu do ucha.

- Cześć Liam.

Chłopak wzdrygnął się, a plik kartek, który spoczywał w jego ręce rozsypał się po podłodze.

- Niall.- powiedział spoglądając na blondyna.- Chcesz, żebym zawału dostał?

Niall tylko uśmiechnął się szeroko na widok miny przyjaciela.

- Ciebie też miło widzieć.- powiedział po czym schylił się i pomógł zebrać leżące na ziemi kartki.

- Co cię do mnie sprowadza?- spytał Liam podnosząc się i układając papiery.

- No wiesz?- rzekł Niall udając oburzenie – To już nie można tak po prostu odwiedzić swojego przyjaciela?

Liam roześmiał się, na co Niall zareagował tym samym.

- A tak na poważnie…- zaczął- Właśnie wychodziłem od Harry`ego, zobaczyłem, że stoisz i rozmawiasz, to pomyślałem sobie, że podejdę i zapytam co słuchać.

- No cóż…nie wiele się zmieniło od naszej ostatniej rozmowy. Szpital, dom i tak w kółko. A co u ciebie?

- W porządku, dziękuje.- odparł.- właśnie skończyłem piosenkę na występ. Musze jeszcze tylko dogadać się z ludźmi od scenografii i z sekcji muzycznej i wszystko będzie gotowe.

Niall posłał szatynowi uśmiech, co on odwzajemnił.

- A kiedy występ? – zapytał Liam wpatrując się z niebiskie oczy blondyna.

- Za tydzień. – odparł.- Jeśli masz czas i ochotę to możesz wpaść.

- Czy to zaproszenie?- zapytał Liam, a jego oczy zaświeciły się.

Niall zarumienił się spuszczając oczy w dół.

- Um…tak jakby…tak.-Podniósł wzrok ku górze, a jego tęczówki spotkały te brązowe Liama i cały stres oraz zmieszanie związanie z tą sytuacją uleciało gdzieś.

- Przyjdę.- powiedział Liam.

Oczy Nialla zaświeciły się, a na twarz wpłynął uśmiech, gdy słowa przyjaciela dotarły do jego uszu.
Przez chwilę stali wpatrując się w siebie i nic nie mówiąc. Po chwili jednak słowa Liama przerwały ciszę.

- Masz może ochotę na kawę?

- Teraz?

- Tak.- odparł szatyn.- Mam akurat przerwę.

- Chętnie.- odpowiedział Niall i uśmiechnął się.

- W takim razie zapraszam.

Liam odwzajemnił uśmiech blondyna po czym ruszyli wzdłuż korytarza, kierując się w stronę bufetu.
Żadne z nich nie przyznawało się przed samym sobą, jak wielkie znaczenie ma dla nich obecność drugiego chłopka. Obaj cieszyli się na każde spotkanie i uwielbiali spędzać ze sobą czas. I choć czasami ich ciała reagowały w dziwny sposób na gesty drugiego to jednak odsuwali od siebie myśli o tym na sam kraniec umysłu, będąc pewnym, że drugi chłopak wcale tak tego nie odwzajemnia. Bali się przyznać do uczuć, jakie zaczęły się w nich rozbudzać, będąc pewnym, że gdy tylko spróbują się otworzyć przed sobą wszystko to co mają i co udało im się osiągnąć jako para przyjaciół rozpadnie się.
I choć bardzo chcieli, by ich znajomość przeniosła się na wyższe tory, to jednak nic nie umieli z tym zrobić. Mimo to nadzieja kwitła w ich sercach za każdym razem gdy widzieli roześmiane tęczówki drugiego chłopaka. Nie chcieli się poddawać, ani rezygnować z tego uczucia, ponieważ wierzyli, że pewnego dnia stanie się ono faktem. Bo przecież wszystko można zmienić.

~~~
Hey, hey... :) dziś będzie krótko, postaram się. Rozdział - mi się podoba, ale sami oceńcie jak wyszedł i nie bójcie się napisać, że wam sie nie podoba lub jest zły, czy coś. Będę przynajmiej wiedziała, że muszę się poprawić. :)
Przykro mi, że tak mało osób komentuje. Wiem, że trochę was tu zagląda, a komentarzy z rozdziału na rozdział jest coraz mniej...czemu? Jeśli wam się nie podoba - piszcie! To naprawdę motywuje.
Nie chce robić progu komentarzy, ani nic w tym stylu, bo nie o to chodzi, ale byłoby mi bardzo miło, gdyby każdy, kto przeczytał choć część tego opowiadania, zostawił coś po sobie. Och...i dziękuje tym, którzy mimo wszystko, zostawiają swoją opinię. :)
Dlatego komentujcie, proszę - to dla mnie naprawdę wiele znaczy. i klikacie w reakcje.
Tyle ode mnie. Chyba nie wyszło tak źle. :)
Do napisania!

niedziela, 18 sierpnia 2013

"Room 206" - Chapter eleven



Kartka z pamiętnika…
Strach.
Jak bardzo potrafi zmienić nasze życie?
Jak to jest, że pojawiający się obezwładnia nas i sprawia, że jesteśmy niezdolni do jakiegokolwiek ruchu? Dlaczego tak bardzo paraliżuje?
Doświadczyłem strachu. Poddałem się jego mechanizmom. Pozwoliłem by mną kierował.
Dziś wiem, że to był błąd.
Dużo straciłem, a przerażenie które mną wtedy targało było nie do opisania.
Jednak teraz wiem, że nawet w najmniejszym stopniu nie mogło się równać z tym, które czuje dziś. Wiem, że go zranię. Wiem, że zobaczę w turkusowym spojrzeniu łzy, które nigdy nie powinny się tam znaleźć. Wiem, że będzie cierpiał – z mojego powodu.
Boje się.
Boję się ujrzeć smutek, na jego delikatnej twarzy. Boje się zobaczyć rozpacz w jego ciepłych oczach. Boje się ujrzeć drżenie jego malinowych warg.
A więc strach.
Ale wiem, że każda prawda jest lepsza od kłamstwa i wiem, że mimo mojego strachu przed jego reakcja, on  musi ją poznać.
Boje się, ale wierze. Wierze w niego. Wierze w nas.


Louis siedział na krześle w szpitalnej sali tuż obok łózka Harry’ego. Jego dłoń splątana była w uścisku razem z dłonią chłopaka leżącego na łóżku.
Harry spał, a Louis tak jak obiecał czuwał przy nim, by gdy tylko ten się obudzi pierwszą osobą jaką zobaczy był właśnie Louis.

Gdy kilka godzin temu Louis przyjechał do szpitala, łzy ciekły po jego policzkach, a umysł oczekiwał najgorszego.  Niall siedział i płakał, tłumacząc się, że nic nie mógł zrobić. To po prostu się stało.
Louis rozumiał to i nie był zły na Nialla czy coś podobnego. On po prostu był zły na siebie, że nie było go przy Harrym i nic nie mógł zrobić, że mu nie pomógł. Szatyn wiedział, że takie obwinianie się jest bez sensu, ponieważ nawet jeśli by tam był nie mógł by nic zrobić. Nie miał wpływu na reakcje Harry’ego i nie było żadnego sposobu by im zapobiec.

To była najzwyczajniej w świecie próba przekonania samego siebie, że mógł się przydać, że był potrzebny, a nie było go tam. Próba umiejscowienia tego co się stało i jakby chęć znalezienia przyczyny, byle tylko odepchnąć od siebie prawdziwy obraz tamtego wydarzenia.
Louis nie rozumiał dlaczego Niall się obwiniał, ale nic nie mówił poza tym, że to nie jego wina. Wiedział, że blondyn również próbował odepchnąć od siebie prawdę, próbując zrzucić to na siebie, byle tylko nie musieć mówić tego na głos.

I Louis rozumiał go.

Żaden z nich nie chciał przyjąć prawdy do wiadomości, mimo iż ta uderzyła ich prosto w twarz.
Obaj siedzieli na korytarzu i czekali na jakiekolwiek informacje od lekarzy, ale takowych było brak.
Więc nie mogli nic zrobić jak tylko czekać, a czas niemiłosiernie się dłużył.
Gdy w końcu lekarze wyszli z Sali Louis wraz z Niallem podbiegli do nich, próbując dowiedzieć się czegoś o stanie Harry’ego.

Louis tak bardzo chciał usłyszeć, że wszystko jest w porządku. Że to nic i że Harry jest cały i zdrowy na tyle, na ile może być.

Lecz prawda była zupełnie inna.

- Przykro mi.- powiedział lekarz prowadzący- Stan Harry’ego nie jest najlepszy. Jego serce jest słabe i nierówno pracuje, co było przyczyną utraty przytomności Pana Stylesa. Na razie jego stan jest stabilny, ale nie jest to nic pewnego. Tak szybko jak się poprawił, tak szybko może ulec zmianie. Nie chciałbym straszyć, ani nic, ale…proszę nie nastawić się zbyt optymistycznie. Prawdopodobnie Panu Styles`owi zostało tylko kilka dni. Jego serce jest bardzo słabe.

Po tych słowach lekarz udał się w głąb korytarza zostawiając chłopców samych pod drzwiami Sali.
Łzy płynęły po policzkach Louisa podobnie, jak to działo się w przypadku Nialla.

Miał stracić Harry’ego. Miał go już nigdy więcej nie zobaczyć. Teraz. Gdy tak bardzo go potrzebował.
Nie! To nie mogła być prawda.

Louis otarł łzy spływające po jego twarzy i powoli wszedł do Sali w której leżał kędzierzawy chłopak.
Podszedł do łóżka i usiadł na krześle.

Oczy Harry’ego wpatrywały się w niego, gdy tylko przekroczył próg Sali.
Harry posłał mu uśmiech, gdy ten zajął miejsce po czym chwycił jego dłoń i splótł ich palce razem.
Pierwsze łzy wypłynęły zza powiek Louisa.

Bał się tego.  Tak Bardzo, cholernie mocno się bał.

- Loulou…- głos Harry’ego przerwał cisze, jaka do tej pory panowała miedzy nimi.

- Tak bardzo nie chcę cię stracić- wyszeptał Louis.-  Tak bardzo nie chcę byś odchodził. Potrzebuję cię Harry.

Łza spłynęła po policzku młodszego chłopaka, gdy patrzył w zaczerwienione od płaczu oczy Louisa.
Właśnie tego się bał. Smutku i rozpaczy malującej się na twarzy szatyna. Bał się jego łez, ponieważ wiedział, że to on jest ich powodem. A tak bardzo nie chciał nim być.

Chciał sprawiać, że Louis będzie się uśmiechał. Ale nigdy płakał, choć wiedział, że jest to nieuniknione. Nie dopuszczał do siebie tej myśli.

- Nie płacz Louie – rzekł Harry i starł kciukiem łzy spływające po policzku starszego chłopaka.- Nie płacz, proszę. Nie stracisz mnie. Ja zawsze będę przy tobie. To się nie zmieni. Nigdy.

Louis spojrzał w oczy Harry’ego, które patrzyły na niego z miłością. Tak wielką, jakiej jeszcze nigdy nie widział.  Posłał mu delikatny uśmiech, który jednak nie sięgał jego oczu i ścisnął mocniej jego dłoń.

- Pocałuj mnie Louis.- poprosił Harry, a szatyn nie wahał się ani chwili, tylko pochylił się nad młodszym chłopakiem i złożył delikatny, czuły, a zarazem namiętny pocałunek na jego ustach.
Gdy odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza głowa Harry’ego znalazła się na poduszce, a powieki opadły w dół.

- Jesteś zmęczony Curly.- stwierdził Louis.- Odpoczywaj.

- Obiecaj mi – poprosił Harry – Że jak się obudzę, będziesz obok. I będziesz pierwszą osobą jaką zobaczę po otwarciu oczu.

- Obiecuję Harry.- powiedział Louis.- A teraz śpij.

Powieki Harry’ego opadły, a oddech powoli normował się.

- Kocham Cię Louis.- dźwięk głosu Harry’ego dotarł do jego uszu, a uśmiech mimowolnie wpłynął na jego twarz.

- Ja ciebie też kocham Harry.- powiedział i złożył delikatny pocałunek na ich splecionych dłoniach.

I tak Louis spędził całą noc siedząc przy łóżku Harry’ego i trzymając jego dłoń.
Był Niall, który siedział przy Harrym przez chwilę, ale później poszedł, ponieważ rano miał zajęcia.
Nie zamienili słowa. Nie musieli. Rozumieli się tak po prostu.

~~~*~~~
Ruch dłoni delikatnie zaciskającej się na jego własnej wyciągnął Louisa z krainy Morfeusza.
Uniósł głowę do góry, a wolną ręką przetarł zaspane oczy. Dopiero po chwili spostrzegł, że zielone tęczówki Harry’ego wpatrują się w niego z miłością, a uśmiech rozświetla twarz młodszego chłopaka.
Louis poprawił się na krześle i ścisnął mocniej dłoń Harry’ego, której palce nadal były splatane z jego własnymi.

- Jesteś – szepnął Harry przerywając ciszę.

- Obiecałem.- rzekł Louis i pochylił się nad loczkiem by złożyć na jego ustach pocałunek.

Chciał się odsunąć, lecz niespodziewanie zęby Harry’ego zacisnęły się delikatnie na jego dolnej wardze nie pozwalając mu się odsunąć. Szatyn uśmiechnął się i przysunął bliżej ponownie łącząc ich usta w pocałunku, jednocześnie go pogłębiając.

Gdy po kilku chwilach odsunęli się od siebie ich oddechy były przyspieszone, a na twarzach gościł szeroki uśmiech.

- Dzień dobry Curly.- powiedział Louis.- Jak się czujesz?

- Dobry.- odpowiedział loczek, a dwa dołeczki w jego policzkach stały się bardziej widoczne.- Dobrze, ale tylko dlatego, że jesteś tu ze mną.  

Uśmiech Louisa poszerzył się, a serce zaczęło wybijać szybszy rytm, gdy umysł zarejestrował słowa wypowiedziane przez młodszego chłopaka. W tej chwili Louis nie czuł niczego innego jak miłość, którą darzył Harry’ego. Tak bardzo wielką i niespotykaną. Tak bardzo wyjątkową.

Lecz zaraz potem uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy uświadomił sobie, dlaczego tak właściwie to wszystko ma miejsce. I znów w jego wnętrzu pojawił się strach i ból.  Tak bardzo nie chciał zostać sam. Tak bardzo chciał, aby Harry nie umierał. Jednak los chciał inaczej.

Smutek i troska o młodszego chłopaka owładnęły go, gdy parzył w jego szmaragdowe oczy. Tak bardzo piękne, święcące się jasnym blaskiem. Uśmiech, który wywoływał radość w jego oczach i na jego twarzy i głos od którego przechodził go dreszcz.

To wszystko miał stracić, ponieważ na Górze Ktoś chciał tak, a nie inaczej.

A Louis tak bardzo nie chciał by tak było.

Chciał Harry’ego już zawsze, by codziennie móc budzić się wtulonym w jego ciało i słuchać piosenek w jego wykonaniu. By codziennie móc wywoływać uśmiech na jego pełnych malinowych wargach i słuchać jego śmiechu. By móc po prostu z nim być.

To było wszystko czego Louis w tej chwili chciał.

Ale wiedział, że to nie będzie możliwe. Stan Harry’ego nie był dobry i Louis najzwyczajniej w świecie martwił się, że wszystko co tak bardzo kocha i czego chce rozsypie się jak domek  z kart, prędzej niż by chciał. A Louis wiedział, że nigdy by nie chciał.

- Martwisz się.- głos Harry’ego wyrwał Louisa z zamyślenia.

Przeniósł wzrok na chłopaka leżącego na łóżku i uśmiechnął się delikatnie.

- A kto by się nie martwił.- rzekł. – Ja po prostu tak bardzo nie chcę cię stracić Harry. Boję się. Boje się dnia w którym obudzę się, a ciebie nie będzie. Boję się dnia w którym nie usłyszę twojego głosu i nie będę mógł się do ciebie tak po prostu przytulić. Boję się dnia, w którym nie poczuję twoich ust,  składających na moich pocałunek na „ Dzień dobry” i   dnia w którym nasze palce nie splotą się razem. Kocham Cię Harry. Tak strasznie mocno cię kocham i najzwyczajniej w świecie boje się dnia, w którym ciebie zabraknie i zostanę sam.

Łzy spłynęły po policzkach Louisa, lecz starł je ręką.

- Louis.- powiedział Harry drżącym od emocji głosem.- Już ci to mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz i będę powtarzał tak długo dopóki mi nie uwierzysz.-rzekł Harry siadając na łóżku i biorąc w swoje obie ręce twarz Louisa. Starł kciukiem łzy, które po nim spływały i pocałował lekko jego wargi.- Nie stracisz mnie. – zaczął wpatrując się  w niebieskie oczy szatyna.- Ja zawsze będę przy tobie. A wiesz czemu?- zapytał, a Louis pokręcił przecząco głową.- Ponieważ nikt nie umiera na ziemi Louis, dopóki wspomnienie o nim żyje w sercach tych, którzy zostają. Wiem, że mnie kochasz i ja też kocham ciebie. Dlatego nie odejdę i zawsze będziesz mógł mnie znaleźć…tutaj.- powiedział Harry kładąc dłoń na piersi Louisa, tam gdzie w przyspieszonym tempie biło jego serce. – Wystarczy, że o mnie pomyślisz. Będę żył w tobie Louis i tak długo, jak długo będziesz o mnie myślał i mnie pamiętał będę tu, cokolwiek by się nie działo. – Harry spojrzał w załzawione oczy swojego chłopaka i ucałował delikatnie oba jego policzki.- Dlatego proszę cię, nie płacz. Nie potrafię patrzeć na twoje łzy. Bolą. Po prostu…cieszmy się tym co jest teraz, dobrze?

Louis pokiwał twierdząco głową i uśmiechnął się delikatnie, choć uśmiech ten nie sięgał jego oczu.
Pochylił się i docisnął swoje usta do tych Harry’ego.

- Kocham cię, Harry.- powiedział.

- Ja ciebie tez bardzo kocham, Louis.

- Spójrz- powiedział Harry odsuwając od siebie Louisa i wskazując na pomieszczenie w którym się znajdowali.- Znów tu jesteśmy.
- Um…- delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Louisa, gdy przypomniał sobie dzień w którym spotkał Harry’ego pierwszy raz. – Sala 206. To tu wszystko się zaczęło.

I przerażającym był fakt, że to właśnie tu wszystko miało się skończyć. Ale czy było lepsze miejsce?

- Cieszę się.- powiedział Harry, a w jego policzkach ukazały się dwa dołeczki. – Cieszę się, że wtedy wszedłeś do tej Sali. Naprawdę twoja wizyta wtedy, to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. Ty jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.

- Harry…- głos Louisa był drżący i łamał się.- Jesteś wszystkim wiesz?

Lecz Harry zamiast odpowiedzieć wpił się mocno w jego wargi, przyciągając Louisa bliżej do siebie.
Lubił to. Lubił mieć Louisa blisko i czuć jego zapach. Lubił zapach mięty w oddechu szatyna, a jeszcze bardziej lubił jego perfumy, których nie mógł zidentyfikować inaczej niż „Louis”. Lubił czuć ciepło jego ciała i dłonie splątane na jego karku. Kochał jego dotyk, a jeszcze bardzie kochał to jak bardzo czuły i delikatny był w tym wszystkim co robił. Jak dużo miłości wkładał w pieszczoty.
Harry kochał w nim wszystko i choć wiedział, że ma rodzinę i przyjaciół to właśnie Louisa będzie mu brakowało najbardziej, gdy będzie już po drugiej stronie.    

~~~*~~~
Kiedy Louis wrócił po południu do szpitala zastał rodzinę Harry’ego siedzącą przy łóżku chłopaka. Nie chcąc im przeszkadzać szatyn zajął jedno z krzeseł znajdujących się na korytarzu i czekał, aż rodzice Harry’ego i jego siostra opuszczą salę i będzie mógł wejść i zobaczyć swojego chłopaka. Może wydawać się dziwnym, ale Louis naprawdę tęsknił.  Widział się z Loczkiem zaledwie kilka godzin temu, ale w jego sercu już zdążyło zagościć to nieprzyjemne uczucie zwane tęsknotą. To było dziwne, zważając na fakt, iż wiele razy nie widzieli się nawet całe dnie i Louis dawał radę. Teraz było inaczej. Louis nie mógł się doczekać, aż w końcu zobaczy Harry’ego i będzie mógł go przytulić. Może to miało związek z tym, że to były ostatnie dni? Wcześniej, za każdym razem gdy się nie widzieli przez cały dzień Louis miał tę świadomość, że Harry czeka na niego w domu z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Cokolwiek się nie działo, Louis wiedział, że zobaczy Harry’ego nawet jeśli miałby go wiedzieć jedynie śpiącego na jego kanapie. To nie miało znaczenia, dopóki Harry był obok i Louis wiedział, że czeka na niego, i że jeśli rano się obudzi loczek będzie przy nim.

Dziś było inaczej.

Louis nie miał tej pewności, że gdy wróci Harry będzie na niego czekał i przywita go uśmiechem, tak bardzo uwielbianym przez niego. Zdawał sobie sprawę z czasu jakim im pozostał i może właśnie to było powodem jego wielkiej tęsknoty? Chciał wykorzystać każdą chwilę. Nie zmarnować ani jednej minuty i nie przegapić żadnego uśmiechu rozświetlającego twarz młodszego chłopaka.
Chciał po prostu z nim być. Potrzeba bliskości owładnęła go i Louis nie mógł nic zrobić. Tak po prostu czuł i nie zmieni tego.

Wiedział, że z uczuciami nie da się walczyć i nawet nie próbował.

Oddał serce chłopakowi w lokach, o figlarnym zielonym spojrzeniu i pięknemu uśmiechowi oraz jego uroczym dołeczkom.  I choć wiedział jak to się skończy nie zamieniłby tego uczucia na żadne inne.
Harry trzymał w dłoni jego serce i Louis wiedział, że cokolwiek się nie stanie tam będzie bezpieczne.
Loczek dobrze o nie zadba i nie pozwoli by rozpadło się na miliony kawałeczków.
I choć wiedział, że nic nie będzie dobrze gdy Harry odejdzie Louis uwierzył w jego słowa, ponieważ obietnice Harry’ego zawsze były spełnione.  I Louis wiedział, choć nie do końca był świadomy jak, że teraz też tak będzie. Harry dotrzyma obietnicy.
Drzwi od szpitalnej sali otworzyły się, a rodzina Harry’ego wyszła na korytarz. Louis podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko niej, gotowy zmierzyć się z bliskimi swojego chłopaka.

- Dzień dobry.- przywitał się.- Jestem Louis Tomlinson. Chłopak Harry’ego.

Tata Loczka- Des- podszedł bliżej i uścisnął jego dłoń, posyłając jednocześnie uśmiech. To samo zrobiła siostra Harry’ego – Gemma- jak sama zdążyła się przedstawić, po czym oboje odeszli w dół korytarza informując uprzednio mamę zielonookiego, że czekają na nią na dole.
Ta jedynie skinęła głową na znak, że rozumie po czym przeniosła swój wzrok na Louisa.
Popatrzyła na niego przez chwilę po czym uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego dłoń. Louis ścisnął ją oddając uśmiech.

- Jestem Anne.- przedstawiła się.- A więc to ty jesteś tym chłopakiem, który skradł serce mojego syna. Harry bardzo dużo o tobie mówi, wręcz buzia mu się nie zamyka.

Policzki Louisa przybrały czerwony kolor, a spojrzenie powędrowało w dół.

- Mam nadzieję, że dobre rzeczy.- powiedział Louis.

- Och…- uśmiechnęła się.- naturalnie. Opisuje cię w samych superlatywach. Jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego złego słowa o tobie. Nawet nie potrafi wymienić żadnej twojej wady.

Twarz Louisa rozświetlił uśmiech, gdy pomyślał sobie jak Harry opisuje same jego zalety nie dostrzegając wad. Louis był pewny, że zdecydowanie nie przypominał tego chłopaka, którego opisuje Harry, ponieważ loczek zawsze go idealizował zamieniając każdą negatywna rzecz na tą pozytywną i wymieniając coraz to nowe zalety szatyna o których ona sam nie miał pojęcia, że je posiada.
Ale czy mógłby się gniewać na Harry’ego za idealizowanie go? Zdecydowanie nie, zważając na fakt, ze on robił dokładnie to samo w stosunku do niego.

- Cieszę się.- powiedział.- Harry to świetny chłopak. A właśnie…jak on się czuje?

Twarz Anne zmieniła wyraz z radosnej na smutną, a przebiegający po niej cień zabrał chwilową radość z jej tęczówek zostawiając w nich jedynie ból i smutek.

Louis poniekąd rozumiał ją.
Musiała pozwolić odejść komuś, kogo kochała. Louis też cierpiał, ale to był inny ból.

Anne musiała pogodzić się z tym, że jej dziecko umrze i w tym aspekcie były to zupełnie inne uczucia, niż te, którymi Louis darzył Harry’ego.  Nie wiedział jak to jest. Wątpił czy ktokolwiek byłby w stanie zrozumieć, jak wielki ból i cierpienie targa nią, gdy musi patrzeć jak jej jedyny syn umiera na jej oczach, a ona nic nie może zrobić. Smutek w jej tęczówkach…

Tylko matka wie, jak ciężko jest pogodzić się ze strata dziecka. Louis widział te wszystkie uczucia wymalowane na jej twarzy i był to całkiem nowy widok. Niespotykany dla niego wcześniej, ponieważ nikt, nigdy nie okazywał takich uczuć wobec niego.

Matczyna miłość może i była i Louis wiedział, że w jakimś tam stopniu z pewnością była prawdziwa, lecz nie na tyle by zaakceptować. Wiedział, że Jay kochała go na swój własny, osobisty sposób, mimo to miał do niej żal. Odepchnęła go. Tak po prostu pozwoliła mu odejść, bez słowa, bez jednego smutnego spojrzenia z tego powodu. Tak po prostu przekreśliła go.

I Louis patrząc teraz na mamę swojego chłopaka dostrzegł na jej twarzy te wszystkie uczucia, których nie widział na twarzy swojej matki w tamten dzień, gdy opuszczał ich dom. To go bolało.
Anne cierpiała. Wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy. Kochała. I musiała pozwolić tej „miłości” odejść.

- Jest lepiej.- rzekła Anne.- Choć wystarczy spojrzeć w jego oczy, by wiedzieć, że próbuje ukryć swój ból. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szyby, za którą leżał chłopak.- Harry nigdy nie lubił mówić o swoich uczuciach i pokazywać swoich słabości. Za każdym razem gdy coś go bolało lub gdy miał z czymś problem próbował sobie radzić sam, nie prosząc o pomoc. Tak było od zawsze i dopiero ty to zmieniłeś. – Kobieta posłała Louisowi ciepły uśmiech spoglądając na niego.- Nie wiem co zrobiłeś, ale wiem, że Harry jeszcze nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy jak jest teraz. Otworzył się przed nami i bardzo dużo o tobie mówi. O tym jak bardzo ważny dla niego jesteś, jak bardzo cię kocha, i że boli go fakt, że umierając zostawi Cię tu samego. Harry zawsze był przygotowany na śmierć. Wiedział, że umrze i może to jakoś wpłynęło na to, że pogodził się z tym. Ale potem poznał Ciebie. I dziś Harry nie chce umierać. Nie chce odchodzić, wiedząc, że tam gdzie pójdzie ciebie nie będzie. On naprawdę bardzo cię kocha. – Kobieta odwróciła głowę w kierunku szatyna i posłała mu wdzięczny uśmiech.- Nie wiem, co zrobiłeś, ale bardzo ci za to dziękuje. Harry pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze się uśmiecha i uśmiech ten sięga jego oczu. Wiem, że to twoja zasługa i wiedz, że bardzo się cieszę, że to właśnie ty jesteś tym, który skradł jego serce. Wiem, że szczerze go kochasz. To widać.

Anne podeszła do Louisa i przytuliła go delikatnie. – Dziękuje.- powiedziała.

Dziwne uczucie ogarnęło ciało Louisa. Już dawno nie czuł matczynej troski wobec własnej osoby i dziś Anne podarowała mu jej odrobine. To było przyjemne uczucie, za którym Louis zdecydowanie zdążył się stęsknić. Lecz zanim zdążył się tym nacieszyć Anne odsunęła się.

- To ja dziękuje.- powiedział Louis posyłając kobiecie uśmiech. – Za niego. Jest całym moim światem. Chciałbym do niego pójść.

- Oczywiście.- rzekła.- Harry czeka na ciebie. Przez cały czas naszej wizyty u niego mówił tylko o tobie i tym, że nie może się doczekać, aż cię zobaczy.

Louis uśmiechnął się i poszedł do drzwi.

- Do widzenia.- powiedział i posłał kobiecie uśmiech, po czym nacisnął klamkę otwierając drzwi Sali.
~~~*~~~
Harry leżał na łóżku i patrzył w sufit, gdy Louis wszedł do środka. Loczek powitał go promiennym uśmiechem po czym usiadł na łóżku. Szatyn podszedł do chłopaka z uśmiechem na ustach i zajął miejsce na krześle obok jego łóżka.

- Tęskniłem.- powiedział Harry przyciągając Louisa do uścisku. Szatyn wtulił się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

- Ja też.- szepnął.

Po chwili odsunęli się od siebie

- Nie było cię.- powiedział Harry.- Już myślałem, że nie przyjdziesz.

Louis mógł dostrzec  smutek na twarzy młodszego chłopaka i łzę, która zakręciła się w jego oku i nie mógł powstrzymać się przed tym by nie ucałować jego malinowych warg. Dotarło do niego, że Harry naprawdę o tym pomyślał. Że Louis przestraszył się i już go nie będzie chciał, bo kto by chciał chorego chłopaka , który na dodatek zaraz umrze?

Louis nie mógł uwierzyć, że zasiał w sobie taką myśl. To było niedorzeczne, bo przecież Louis kochał Harry’ego i chłopak doskonale o tym wiedział.

-Harry, spójrz na mnie.- rzekł Louis unosząc podbródek loczka.- Kocham cię słyszysz. Kocham i będę kochać nie ważne co się stanie. Powinieneś to wiedzieć. Jestem przy tobie teraz i będę do samego końca, kiedykolwiek nastąpi. Nie wyobrażam sobie dnia w którym miałbym przestać Cię chcieć, bo to najzwyczajniej w świecie nie jest możliwe. Więc powiedz mi proszę, dlaczego tak pomyślałeś?

Po policzku Harry’ego spłynęła łza i musiał wziąć kilka głębszych oddechów by być pewnym, że jego głos nie zadrży.

- Przepraszam. – powiedział.- Ja po prostu…nie wiem czemu tak pomyślałem. Chyba…bo ty jesteś idealny i dlaczego chciałbyś mieć mnie, skoro mógłbyś mieć każdego. Kogoś kto nie jest chory i nie jest zwyczajny tak jak ja. Kogoś wyjątkowego, kto będzie przy tobie zawsze. A ja…ja nie jestem nikim specjalnym…

- Harry. – Louis przerwał. –Nawet tak nie mów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo jesteś niezwykły. I tym co sprawia, że jesteś tak bardzo niezwykły jest fakt, że ani trochę nie jesteś tego świadomy. Nie chcę wszystkich facetów tylko ciebie. I nie ważne jak bardzo byli by niesamowici wiem, że żaden z nich nawet nie może się z tobą równać. Kocham cię i choćbym mógł mieć wszystkich, jak twierdzisz, nie chcę ich. A wiesz czemu?- Harry pokręcił przecząco głową.- Bo żaden z nich nie jest tobą. Tylko ciebie chcę. Inni nie mają znaczenia. Tylko ty się liczysz.

Po policzkach Harry’ego spływały kropelki przezroczystej cieczy gdy przyciągnął Louisa do namiętnego pocałunku. Szatyn odwzajemnił pieszczotę i wydał z siebie ciche westchnięcie gdy Harry pogłębił pocałunek. Loczek zjechał ustami niżej na szyje Louisa i zassał ją delikatnie zostawiając na niej ślad w postaci malinki.

Szatyna przebiegł dreszcz gdy Harry przygryzł wrażliwą skórę na jego szyi. Przesunął po niej kilka razy językiem by potem odsunąć się nieznacznie i dmuchnąć w nią chłodnym powietrzem.

- Teraz wszyscy będą wiedzieli, że jesteś tylko mój.- powiedział odsuwając się od Louisa.

- Tylko twój.- powtórzył Louis.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego mnie nie było?- zapytał po chwili.

- Mm…- Harry spojrzał na niego.

- Byłem w teatrze. Poprosiłem by przełożyli moje występy na inny tydzień i wziąłem kilka dni wolnego, by móc spędzić ten czas tylko z tobą. Nie pozbędziesz mnie się tak łatwo.- zażartował i uśmiechnął się.

Harry spojrzał na niego zaszklonymi oczami.

- I zrobiłeś to dla mnie?

- Tylko dla ciebie.- powiedział i przybliżył się do Harry’ego składając na jego ustach delikatny pocałunek.- Teraz jestem tylko twój.

- Cały mój? – zapytał loczek uśmiechając się.

- Cały twój.

~~~
Rozdział jedenasty już za nami. Aż nie mogę uwierzyć, że tak szybko to zleciało. Jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog...
Nadal nie wiem, czy będę pisać drugą część tego opowiadania. Ale wiem, że zanim pojawi się coś nowego po zakończeniu tej historii pojawią się dwa shoty, prawdopodobnie, a potem...cóż...zobaczy się. Mam pomysł na kolejną, krótką, historii Larry`ego, ale zobaczymy.:)
Do anonima, który chciał Zialla. Cóż...nie wiem, czy umiałabym go napisać, a poza tym brakuje mi pomysłu na ich historię, więc na razie mówię nie. Ale jeśli lubisz ich razem mogę ci polecić te opowiadania. Są naprawdę świetne. :)Ziall (najbardziej urocze opowiadanie, jakie czytałam <3), Ziall, Ziall.
Dziękuje wam za komentarze. Wasza opinia naprawdę dużo dla mnie znaczy. :) Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę nie wiem, co mam jeszcze napisać, więc Dziękuje! :) Wasza opinia daje tyle motywacji do pisania, gdy się wie, że ktoś to czyta i mu się to podoba.
Więc komentujcie dalej. Nawet jeśli wam się nie podoba - piszcie. I klikajcie w reakcje.
Jeśli chcecie się pobawić w pytania to postaci, bądź zapytać o coś mnie - piszcie Tu. Nie bójcie się pytać. Bardzo chętnie wam odpowiem na wszystkie pytania. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!