poniedziałek, 17 czerwca 2013

"Room 206" - chapter one



Kartka z pamiętnika...
Nigdy nie myślałem, że spotkam w swoim życiu kogoś , kto tak wiele zmieni jednym spojrzeniem. Jednym uśmiechem. Sposobem bycia. A jednak.
Myślałem, że zakochanie  przychodzi wraz z poznaniem drugiej osoby, z poznawaniem jej wad i zalet, upodobań. Ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że wystarczy jeden uśmiech.
Myliłem się...

Louis przemierzał szybkim krokiem szpitalne korytarze. Jego buty wydawały piskliwy dźwięk w styczności z podłogą, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach detergentów i środków odkażających. Ściany były koloru niebieskiego, który od połowy zmieniał się w biel, a na suficie zawieszone były długie lampy z dwoma żarówkami bardzo charakterystyczne dla takich miejsc. Wszędzie panowała cisza i spokój, którego Louis nie mógł zrozumieć.
Nie lubił szpitali.

Po chwili doszedł do recepcji.

- Przepraszam…- powiedział do kobiety siedzącej za białą ladą i piszącej coś w swoim zeszycie. Na jego głos podniosła wzrok i skierowała go prosto na Louisa. – Gdzie znajdę Liama Payne?

Kobieta zerknęła do swojego zeszytu, po czym powiedziała.

- Prosto korytarzem, następnie w prawo. Drugie drzwi na lewo. Sala 206.

- Dziękuje.- powiedział i posłał kobiecie delikatny uśmiech. Odwrócił się na pięcie i poszedł.

…204…205…
Jest.

Sala 206
.

Louis zapukał po czym delikatnie uchylił drzwi. Wszedł do środka, a jego wzrok padł na chłopaka w białym fartuchu, który rozmawiał z chłopakiem leżącym na łóżku.
Liam odwrócił głowę w kierunku Louisa i posłał mu ciepły uśmiech.

- Witaj Louis.- powiedział. – Dasz mi jeszcze chwilę? Zaraz kończę.

Szatyn kiwnął tylko głową na znak zgodności, a Liam odwrócił wzrok w stronę swojego pacjenta.
Dopiero teraz Louis zwrócił uwagę na chłopaka leżącego na łóżku. Miał burzę kręconych włosów na głowie, pełne malinowe usta, alabastrowe policzki i oczy…zielone. Jak trawa na wiosnę. Uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się dwa dołeczki, które sprawiły, że chłopak stał się jeszcze bardziej uroczy niż był. I Louis pomyślał, że jest on najbardziej przystojnym chłopakiem jakiego kiedykolwiek widział.

- Twój stan wraca do normy Harry. – powiedział Liam. – Więc myślę, że za dwa lub trzy dni będziesz mógł wrócić do domu.

Harry. Miał na imię Harry.

- Dziękuje doktorze.- odpowiedział Harry, a serce Louisa podskoczyło na to jak bardzo zachrypnięty i jednocześnie pociągający był jego głos.

- Mów mi Liam. Po prostu Liam.

- Dobrze…Liam.- powiedział i uśmiechnął się do starszego chłopaka.

Serce szatyna przyspieszyło swój bieg, a Louis musiał powstrzymać uśmiech, który chciał wkraść się na jego wargi gdy tylko zobaczył te dwa urocze dołeczki.

Liam pożegnał się z Harrym po czym wyszli z Sali na korytarz. Zanim przekroczył próg zerknął jeszcze ostatni raz na chłopaka leżącego na łóżku. Ich spojrzenia spotkały i Louis wiedział, że tego wieczoru na pewno nie będziesz umiał zasnąć

~~~*~~~

Drzwi zamknęły się, a Harry odchylił głowę spoglądając w biały sufit jednocześnie uśmiechając się do siebie.

Louis
.

Urocze imię.

Odkąd chłopak wszedł do Sali Harry nie mógł oderwać od niego wzroku. Bardzo starał się słuchać tego co mówi do niego Liam, lecz jego myśli co chwila uciekały, a wzrok zezował.

Był idealny.

Ubrany w ciemne rurki i białą bluzkę w granatowe paski. Do tego szara bluza zawiązana pod szyją i  czapka pod która schowane były kasztanowe włosy. 

Miał wąskie usta, mały nos i delikatnie zarumienione policzki. I oczy…niebieskie. Jak morska fala.
I Harry pomyślał, że nie widział w całym swoim życiu bardziej pięknego chłopaka niż Louis.

I miał ten uśmiech, który sprawił, że serce Harr`ego zaczęło bić szybciej. W tej chwili dziękował Bogu, że nie był przypięty do respiratora bo Louis mógłby usłyszeć jak jego obecność działa na Harr`ego. I wtedy już na pewno nie chciałby mieć z nim nic do czynienia.

To było całkiem nowe uczucie, którego Harry nigdy wcześniej nie zaznał i chłopak nie do końca wiedział co to jest.  Ale cokolwiek to było podobało się Harr`emu.
Loczek nie mógł zrozumieć jak bardzo jeden uśmiech szatyna mógł namieszać w jego głowie. Przecież się nie znali, a mimo to Harry chciał spędzić z Louisem każdą wolną chwilę.

To niedorzeczne.

A jednak.

Harry nie zastanawiał się nad tym, czy to co czuje jest słuszne, czy też nie. Po prostu czuł…
Chciał go…

Dotknąć.

Poznać fakturę jego dłoni.

Spojrzeć z bliska w te niebieskie tęczówki.

Sprawić by jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.

Chciał znów zobaczyć Louisa.

Przekręcił się na bok i wtulił twarz w poduszkę. Przywołał w swojej głowie obraz chłopaka i uśmiechnął się po czym zamknął oczy.

Tego wieczoru zasnął z nadzieją, że spotka Louisa jeszcze raz.

~~~
Hey...pierwszy rozdział już za nami i mam nadzieję, że będzie się wam podobał.
Wiem, że jest krótki, ale pisałam go w lutym i kiedy czytałam go w ciągu tego tygodnia nic nie umiałam dopisać. Jest w nim dokładnie wszystko to, co chciałam aby było.
Dziękuje wam za opinię. Naprawdę wiele dla mnie znaczy. :)
Z racji tego, że długość tego rozdziału jest taka, a nie inna pomyślałam, że rozdział drugi pojawi się za jakieś 3-4 dni, a nie za tydzień. Ale zobaczymy co z tego wyjdzie :)
To chyba tyle.
Zostawcie coś po sobie :)
Do napisania!

3 komentarze:

  1. Pięknie! ;) nie wiem czy przeczytałaś nij komentarz ostatni.. Dobra, pierwszy rozdział rzeczywiście krótki, ale szybko się to policzyło! Jedeno spojrzenie Lou na Hazze i się mu spodobał i w drugą stronę.. To cudowne! Dać jutro nawet następny rozdział! ;D Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój ostatni* potoczyło ** Przepraszam za błędy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci bardzo za komentarz. Cieszę się, że rozdział ci się podobał :)
      Co do ostatniego komentarza to tak, czytałam i dziękuje za opinię :)

      Usuń