niedziela, 1 grudnia 2013

The two sides of the mirror - rozdział czwarty



Niebo było ciemne, pokryte granatowymi chmurami z których małymi kroplami spadał deszcz, lekko wyczuwalny – niczym mokra mgła. Wiatr poruszał konarami drzew, rozrzucając ich liście we wszystkie strony, podczas gdy Harry przemierzał uliczki parku.  Szedł przed siebie, pogrążony we własnych myślach, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Mijał ludzi, którzy spieszyli się do domu, ukryci pod parasolem, by mokre krople nie dosięgły ich twarzy. I żadne z nich nawet nie zdawało sobie sprawy z obecności chłopaka, mijając go i nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem.

Jednak Harry nie przejmował się tym, idąc przed siebie i nie zwracając na nich uwagi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie mogą go zobaczyć.  Omijał kałuże mimo, że wiedział iż i tak nie będzie mokry, gdy jego stopa zetknie się z wodą. Był aniołem, a anioły miały tę wyjątkowa cechę bycia odpornym na kaprysy pogody, więc nawet padający deszcz nie sprawiał, że chował się pod drzewem, bo najzwyczajniej w świecie nie był w stanie go zmoczyć.

Pogoda dosięgała go tylko w niebie, gdzie mógł poczuć promienie słońca na swojej skórze i lekki podmuch wiatru, rozwiewający jego loczki i malujący uśmiech na jego bladej twarzy.

To nie było tak, że Harry nigdy nie czuł deszczu i nigdy nie doznał przyjemności, jaką daje spadający z nieba śnieg. Harry uwielbiał zimę, dlatego gdy tylko nadchodziła jej pora, schodził z nieba na Ziemię i przybierał ludzką postać taką, która była dostrzegalna przez innych i bawił się białym puchem tak długo, jak długo mógł, dopóki jego place u rąk i stopy nie zaczynały drętwieć z zimna. I zawsze wtedy jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech, ukazując jego dwa dołeczki, bo w takich chwilach zawsze czuł się szczęśliwy i nie tylko dlatego, że mógł ulepić bałwana i potarzać się w białym puchu, ale przede wszystkim dlatego, że zawsze w takich chwilach miał przy sobie Louisa, który podzielał jego radość, więc obaj mogli ją czerpać z tak małej rzeczy, jak właśnie śnieg.

I to było niesamowite, gdy chłopak pomyślał sobie, że jedyne co wtedy było mu potrzebne do szczęścia, to obecność jego najlepszego przyjaciela, by wszystko było w jak najlepszym porządku.  Zastanowił się przez chwilę dlaczego tak jest, że teraz, gdy Louisa nie ma, on nawet nie umie się szczerze uśmiechnąć i dotarło do niego, że całe jego szczęście i wszystkie radosne chwile, które przeżył, były radosne tylko dlatego, że miał Louisa. I już wiedział, że nic nie będzie dobrze, dopóki Louis nie wróci. A Harry wiedział, że to nie do końca jest możliwe.

Harry był bardziej niż zagubiony. Bardzo chciał wykonać swoje zadanie i dowiedzieć się, co takiego planuje Louis, ale z drugiej strony tak bardzo bał się spotkania ze starszym chłopakiem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdy tylko spotkają się i spojrzy z bliska w jego oczy, wszystkie wspomnienia wrócą i Harry nie był pewny, czy chciał, by wróciły. Bał się ich i tego co mogą z nim zrobić, a wiedział, że obecność Louisa zawsze działała na niego inaczej, niż obecność innych ludzi i Harry był pewny, że tym razem skończy się to zapewne tak samo. I gdy spojrzy w jego oczy zapomni o tym, co jest ważne i skupi się tylko na Louisie, całkowicie zaprzepaszczając swoją szanse na wykonanie zadania.

Ale z drugiej strony tak bardzo chciał go spotkać. Podejść, przytulić, spojrzeć w jego ciepłe oczy i zobaczyć w nich to, co zawsze w nich widział: uczucie. Chciał wyjaśnienia i zapewniania, że pomimo odległości, wciąż znaczy dla Louisa tyle samo, co przed tymi pięcioma laty.

I choć toczył walkę z samym sobą już bardzo długi czas: godziny mijały, przeradzały się w dni, a te w tygodnie, to wciąż nie był pewny tego, co miał zamiar zrobić. I choć Liam miał rację mówiąc mu, że wszystko zależy od niego, to czy Louis dowie się o jego uczuciu, które wcale nie pomagało w tej sytuacji, wręcz przeciwnie – tylko komplikowało wszystko, to Harry nadal nie umiał zebrać się w sobie i podjąć konkretną decyzję. 

Wiedział, że Bóg chciał, aby wykonał swoje zadanie i w końcu przestał żyć przeszłością i ruszył dalej, to jednak nie umiał sobie z tym poradzić. Nie miał określonego czasu, a głos wcale go nie popędzał, za co Harry był mu naprawdę wdzięczy.  Chciał to wszystko zrobić, by nie zawieźć Boga i nie być tym, który boi się własnych wspomnień, ale przede wszystkim chciał udowodnić samemu sobie, że potrafi – stanąć tak po prostu twarzą w twarz z Louisem i być obojętnym na cały jego urok. Choć bardzo wątpił w to, by kiedykolwiek coś takiego mogło być możliwe.

Im dłużej spacerował, tym więcej myśli wkradało się do jego umysłu, szepcząc mu, by w końcu to zrobił i nie był tchórzem, bo jest aniołem, a anioły nie boją się stawić czoła temu, co już było.

I Harry w końcu postanowił, po ponad godzinie spędzonej na myśleniu i spacerowaniu wokół pustego parku, że zrobi to. Znajdzie Louisa, choćby miał szukać go nawet w piekle i dowie się, co takiego planuje, bo naprawdę nie chciał się bać i wiedział, że może to zrobić, bo ma wystarczająco dużo siły w sobie, by pozwolić Louisowi spojrzeć w jego oczy i podarować mu najpiękniejszy uśmiech, a Harry wiedział, ze jest zdolny do tego, by uchronić się przed tym, ponieważ wierzył w siebie i swoją miłość, która jeszcze nigdy go nie zwiodła.

I gdy w końcu podniósł twarz, ukazując swoje zielone oczy światu, zobaczył go. Siedział na ławce, a jego twarz ukryta była w dłoniach i serce Harry`ego zatrzepotało nieprzyjemnie na ten widok, bo jeszcze nigdy nie widział Louisa tak bardzo przygnębionego i załamanego. I to był zdecydowanie nieprzyjemny widok i Harry nie chciał go takiego widzieć. Zdecydowanie bardzie wolał jego uśmiech.

Wolnym krokiem podszedł do szatyna i gdy był już zaledwie dwa kroki od niego, zastanowił się dlaczego chłopak nie reaguje. Wiedział, że Louis doskonale czuje jego obecność, bo był zbyt blisko, by chłopak mógł go nie czuć. Strach chciał obezwładnić jego ciało, ale nie pozwolił mu na to, zamiast tego podszedł do Louisa, stając zaledwie kilka centymetrów od niego.

- Louis – wyszeptał i już po chwili mógł zobaczyć, jak głowa chłopaka unosi się ku górze, a niebieskie tęczówki patrzą na niego ze zdziwieniem, ale i radością wypisaną w ich ciemnym odcieniu.  

- Harry – odszepnął Louis, po czym podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko przyjaciela.

Jego oczy lustrowały każdy, najmniejszy element twarzy Harry`ego, jakby chciały doszukać się w niej zmian, jakie zaszły w ciągu całego czasu ich rozłąki. I ku zdziwieniu szatyna, chłopak wcale tak bardzo się nie zmienił. Nadal był piękny, a jego oczy nadal tak bardzo jasne i szczere, ukazujące całą duszę kędzierzawego chłopca. Wciąż miały w sobie ten psotny, ciemny odcień w postaci plamek przy czarnym kółeczku, ale to wciąż były te same tęczówki, które Louis zapamiętał i nie mógł się nadziwić, że pomimo czasu jaki upłynął, on wciąż potrafił w nich zatonąć.  Jego włosy wciąż się kręciły, może tylko odrobinę mniej, ale wciąż nosiły ten sam, czekoladowy odcień i wciąż świeciły się jasnym blaskiem, zachęcając do tego, by zanurzyć w nich palce i przeczesać je. I Louis naprawdę chciał to zrobić, dopóki nie przypomniał sobie, że nie ma już prawa, by ich dotknąć.

Zatracił je dawno temu.

Zmężniał, co wywnioskował szatyn po jego posturze, która z dziecięcej stała się bardziej dojrzała i widać było, że nie należy już do chłopca, którym Harry był, zanim to wszystko się wydarzyło, ale do mężczyzny. Dorosłego i w jakimś tam stopniu dojrzałego mężczyzny. Chłopak urósł, bardzo urósł, co Louis zauważył już na początku. Miał teraz gdzieś, na oko Louisa, metr osiemdziesiąt i to było frustrujące, gdy chłopak uświadomił sobie, że sięga mu tylko do podbródka, ale i uświadomiło mu, jak wiele się zmieniło przez te pięć lat.

Stał tak, wpatrując się w zielone oczy Harry`ego i nie mógł uwierzyć, że to w końcu się dzieje. Że po tak długim czasie może go zobaczyć, tak po prostu stać obok niego i cieszyć się z obecności przyjaciela.

- Harry. – wyszeptał drugi raz, a mały, nieśmiały uśmiech zaczął się malować na jego twarzy, a Louis pomimo wielkich chęci, nie mógł go zatuszować.

Chłopak patrzył na niego, a Louis nie mógł nic wyczytać z jego spojrzenia. Po chwili Harry jednak uśmiechnął się delikatnie, a dwa małe dołeczki pokazały się w jego policzkach i Louis miał ochotę popłakać się ze szczęścia, bo Harry, jego Harry, uśmiechnął się do niego i znów mógł oglądać jego dziecięcy uśmiech, który pomimo czasu, nic się nie zmienił.

I Louis wiedział, widział to w jego oczach, że chłopak nie jest na niego zły, że ma szanse na to, by naprawić to wszystko, przynajmniej w najmniejszym stopniu. I to sprawiło, że serce Louisa, pierwszy raz od pięciu lat, zabiło mocnej.

Harry uniósł niespiesznie swoją dłoń i ułożył ją delikatnie na zarumienionym policzku Louisa, gładząc kciukiem jego powierzchnię. Skóra szatyna była szorstka, a delikatny zarost drapał chłopaka w palce, ale nie zwracał na to uwagi, zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w jego niebieskie tęczówki.

Oczy Louisa były ciemne, z jasnego błękitu przybrały kolor granatu, ale Harry wciąż mógł zauważyć ukryte w nich szare plamki i te specyficzne iskierki, które zawsze im towarzyszyły. Skóra chłopaka pociemniała, tak samo, jak włosy, które z kasztanowych przybrały barwę ciemnego brązu, lekko pomieszanego z delikatną czernią, ale mimo to wciąż pozostawały w nieładzie, który Harry doskonale znał. Wiatr rozwiewał ich kosmyki i Harry nie mógł się powstrzymać, by nie odgarnąć kilku zabłąkanych pasm z czoła Louisa. Wari chłopaka wciąż były malinowe i tak bardzo idealne, tak samo, jak jego mały nos i elfie uszy, które delikatnie odstawały. Postura szatyna zmieniła się, choć nadal pozostała nieco kobieca. Wydoroślał i choć Harry wiedział, że wszystko w nim się zmieniło, nie był już tym chłopcem, który opuszczał go pięć lat temu, ale dorosłym mężczyzną, to wciąż pozostawała jedna rzecz, która pomimo wieku i czasu, jaki upłynął nie zmieniła się ani trochę. I ta rzeczą był uśmiech, szeroki, powodujący znajome kurze łapki w okolicach oczu.

I choć Harry sam nie do końca umiał się przed sobą przyznać: tęsknił za tym, tak bardzo mocno. 

Wpatrywali się sobie w oczy, a uśmiech błąkał się po ich twarzach, podczas gdy umysł wyświetlał wspólne wspomnienia, które przyprawiały ich o radość. I Harry mógłby tu stać tak całą wieczność, z Louisem u boku, gdyby nie kropla deszczu, która uderzyła o nos szatyna i rozprysła się na jego twarz, powodując u chłopaka mrugnięcie oczami i Harry dopiero wtedy zorientował się, gdy oczy Louisa schowały się pod powiekami, co się właściwie dzieje.

Odsunął się szybko od chłopaka i stanął kilka kroków przed nim, a ciepło, które dostarczał policzek przyjaciela do jego dłoni zniknęło, powodując dziwne uczucie zimna i pustki pod palcami. 

Powietrze wokół zgęstniało i dało się wyczuć napięcie, jakie panowało między tą dwójką.  Wpatrywali się w siebie uparcie, lecz żadne z nich nie miało odwagi, by wypowiedzieć chociaż najmniejsze słowo.

Wobec tego milczeli, pogrążeni w ciszy, którą przerywał jedynie odgłos spadających kropel i uderzających o liście drzew. Minuty dłużyły się i z każdą chwilą było ich coraz więcej, gdy w pewnym momencie głos Harry`ego przerwał ciszę.

- Odszedłeś – powiedział, nie przerywając kontaktu wzrokowego i próbując doszukać się czegokolwiek w oczach Louisa. Nie znalazł w nich nic więcej, poza poczuciem winy, które wydawało się Harry`emu tak bardzo dziwne oraz zawodu.

- Wiem  - odparł Louis i odważył się podejść do loczka.

Chłopak nie odsunął się, zamiast tego uważnie śledził każdy, najmniejszy ruch przyjaciela.

- Wiem, Harry – powiedział – Wiem, ale proszę, pozwól mi wyjaśnić wszystko.

- Już wyjaśniłeś. – odrzekł, patrząc na chłopaka – Nic więcej nie musisz mówić.  Wiem wszystko.

- Nic nie wiesz, Harry! – Krzyknął. Chłopak wzdrygnął się na ten nagły wybuch, a w jego oczach pojawił się strach.

- Przepraszam – uspokoił się – Możesz dać mi kilka minut. Proszę, po prostu potrzebuję byś wiedział, jak było.

Harry zastanawiał się chwilę, po czym kiwnął głową na znak zgody i usiadł na ławce, na której jeszcze niedawno siedział Louis i już po chwili chłopak dołączył do niego.

- To nie było tak, jak myślisz – zaczął po chwili, lecz zachrypnięty głos Harry`ego przerwał mu.

- Wiem, jak było Louis. – zaczął – Odszedłeś, choć prosiłem cię, byś został. Błagałem, ale ty nawet nie raczyłeś wziąć moich słów pod uwagę. Wiedziałeś, że jesteś dla mnie ważny.  – z każdym kolejnym zdaniem wypływającym z jego ust, głos podnosił się, podczas gdy Louis patrzył tylko oniemiały na swojego przyjaciela, zupełnie nie przygotowany na jego wybuch. – Wiedziałeś, że cię potrzebuje, że byłeś moim najlepszym przyjacielem. Byłeś dla mnie, jak brat, a okazałeś się zwykłym chłopakiem, który nie zasługuje na to miano. Zostawiłeś mnie.  – zatrzymał się na chwilę, by zetrzeć łzę, która spłynęła po jego policzku. – Zostawiłeś mnie w momencie w którym potrzebowałem cię najbardziej.

- Harry…ja..

- Nie Louis. – przerwał – Słowa nie wystarczą, by naprawić to co zepsułeś. Ty tak po prostu… przekreśliłeś nas. Przekreśliłeś mnie.

 - Nie, Harry – zaczął – Ja nigdy…     

- Ty co, Louis? – zapytał patrząc na niego, oczami pełnymi bólu i smutku. – Chcesz powiedzieć, że nie chciałeś? Bzdura! Doskonale wiedziałeś co wybierasz i że tam gdzie idziesz nie mogłoby być nas. Ale nie zawahałeś się ani chwili, by dokonać wyboru. Byłem dla ciebie tylko zabawką! Kimś, kogo można odłożyć na półkę, gdy nam się znudzi. Powiedz mi…- powiedział spoglądając w jego oczy – Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłem?

Louis milczał, nie będąc zdolnym do wypowiedzenia czegokolwiek. Słowa Harry`ego uderzyły w niego z większa siłą niż przypuszczał, że mogą, ale nie próbował się przed nimi bronić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że były prawdziwe.

- Tak myślałem – odparł Harry i wstał z ławki.

- Zaczekaj – zawołał za nim Louis. – pozwól mi wyjaśnić. Tylko kilka minut.

Chłopak odwrócił się i z powrotem zajął miejsce obok przyjaciela.

Louis wziął oddech i przetarł twarz dłońmi, próbując zebrać się w sobie.

- To nie było tak, że nic dla mnie nie znaczyłeś Harry. – zaczął po chwili. – Znaczyłeś dla mnie bardzo dużo. Znaczyłeś najwięcej. – Przeniósł spojrzenie na kędzierzawego chłopca, którego oczy zaszkliły się pod wpływem tych słów. -  Ale od początku… Jak sam wiesz, zawsze byłem nieco inny, niż wszyscy pozostali chłopcy. Lubiłem psocić, łamać zasady i czasem robić innym na złość. Zawsze uciekałem i nie lubiłem słuchać, gdy do mnie mówiono. Byłem typem osoby, która lubiła postawić na swoim. A wiesz, jak było w niebie. Zasady, których musieliśmy przestrzegać. Ciągła nauka i wymagania, jakie stawiali przed nami inni, byśmy byli najlepsi w takim stopniu, w jakim tylko możemy. Określone reguły, których nie wolno było nam łamać, a ja… nie lubiłem tego.  Nienawidziłem, gdy ktoś narzucał mi własne zdanie i mówił co mam robić.  Ale nic nie mogłem na to poradzić, więc po prostu godziłem się z tym, starając się, choć nie zawsze mi to wychodziło. I wszystko było w porządku, dopóki nie poznałem Zayna. Spotkaliśmy się tu, na ziemi, gdy któregoś dnia przechadzałem się uliczkami parku, podczas gdy ty byłeś jeszcze w szkole. Nudziło mi się bez ciebie, strasznie mi się nudziło, więc pomyślałem sobie: czemu nie? Podszedł do mnie tak po prostu, bez skrepowania, z uśmiechem na ustach i zapytał, czy nie chciałbym się trochę zabawić. Zgodziłem się. – Zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na chłopaka obok, ale jego twarz nie wyrażała tym razem żadnych emocji, więc kontynuował, przenosząc wzrok na pobliskie drzewo. – Pokazał mi rzeczy, o których nie miałem pojęcia, że istnieją. Pokazał świat, tak bardzo różny od tego, który miałem na górze i było w nim coś, co uważałem na niesamowite. A mianowicie – nie było w nim zasad, żadnych reguł, oprócz jednej. Żyj tak, jak chcesz i niczym się nie przejmuj. Spodobało mi się. Pomyślałem sobie: chcę tego. Ale nie mogłem uciec z nieba, by tak po prostu żyć tutaj. Nie miałem osiemnastu lat, by decydować o sobie, a poza tym, nie chciałem cię zostawić. Więc zostałem, postanawiając sobie, że gdy tylko będę mógł, będę wracał na Ziemię. Wracałem. Za każdym razem, gdy ty byłeś zajęty nauką lub pomaganiem innym, ja wracałem, a Zayn za każdym razem pokazywał mi coś innego, co tylko bardziej sprawiało, że miałem ochotę rzucić życie tam i zacząć je tu. Lubiłem spędzać czas z mulatem, polubiliśmy się i zawsze świetnie bawiliśmy razem, ale zawsze potem wracałem do ciebie i uświadamiałem sobie, że nie mogę odejść. Nie kiedy ty tam zostaniesz. Czas spędzony z tobą zawsze znaczył dla mnie więcej niż ten spędzony z Zaynem.  Przy tobie mogłem po prostu być i nawet jak nic nie robiliśmy to i tak było cudownie, bo byliśmy razem. Nie potrzebowaliśmy słów, by się rozumieć i to było niesamowite. Znaczyłeś dla mnie naprawdę dużo Harry. Znaczyłeś wszystko. -  Spojrzał na zielonookiego i mógł dostrzec w jego oczach łzy, gdy ten obrócił twarz w jego stronę, obdarzając go smutnym spojrzeniem. Coś w klatce piersiowej Louisa poruszyło się, wywołując nieprzyjemne uczucie w środku i chłopak miał ochotę przytulic przyjaciela, bo widok łez w jego oczach była ostatnim, jaki chciał zobaczyć. – Mijał czas, a ja coraz bardziej wkręcałem się w to, co pokazywał mi chłopak. I coraz częściej przenosiłem to zachowanie tam na górę. Pamiętasz… zawsze mnie upominałeś, a ja zawsze słuchałem się ciebie. I tak to trwało. Zapytasz pewnie po co to mówię… Otóż – za każdym razem, gdy zrobiłem coś nieodpowiedniego: upominałeś mnie. Ale im dłużej razem przebywaliśmy tym mniej nieodpowiednich sytuacji dostrzegałeś w moim zachowaniu i coraz rzadziej zwracałeś mi uwagę. Zacząłem rozumieć, że im dłużej razem przebywaliśmy, tym bardziej ty stawałeś się obojętny na złe rzeczy, które czyniłem. To był mój powód, Harry, dla którego postanowiłem odejść. – Zrobił przerwę, by zaczerpnąć powietrza, po czym kontynuował wpatrując się w loczka. – Nigdy nie chciałem, byś kiedykolwiek stał się taki, jak ja. Byłeś tak bardzo niewinny Harry, i szczery w tym co robiłeś i zawsze miałeś na uwadze cudze dobro, a ja tak bardzo nie chciałem tego psuć. Postanowiłem odejść, bo wiedziałem, ze im dłużej będziemy przebywać razem, tym bardziej będziesz zatracał te wartości, które sprawiają, że jest tak bardzo wyjątkowy. Nie chciałem tego i wiedz, że widziałem… łzy w twoich oczach, gdy powiedziałem, że odchodzę. Nie reagowałem, bo wiedziałem, że gdy się poddam twoim namowom, nie będę umiał odejść. Byłeś dla mnie bardzo ważny Harry i może to dziwne, ale zostawienie ciebie tamtego dnia, było najtrudniejszą rzeczą, jaką mi przyszło kiedykolwiek zrobić, a łzy które spłynęły po twojej twarzy, gdy szeptałeś „Zostań” ostatni raz, roztrzaskały moje serce, bo Harry, byłem w tobie zakochany i wiedziałem, że musze cię zostawić, bo najzwyczajniej w świecie kochałem cię zbyt mocno, by pozwolić ci kiedykolwiek upaść.

Przeniósł wzrok na swoje splecione dłonie, po czym, po kilku chwilach, odważył się spojrzeć na kędzierzawego chłopca, który wpatrywał się w niego, a po jego bladych policzkach ciekły łzy, skapując na biała koszulkę.

Nie mówił nic, ale Louis nie musiał pytać, by wiedzieć, że czuje się zraniony. Jego oczy mówiły wszystko, co działo się w jego wnętrzu, a Louis wystarczająco długi czas mógł się w nie wpatrywać, by nauczyć się z nich czytać.

Były mocno zielone z kilkoma ciemnymi plamkami, pokryte wodospadem słonej cieczy, który powoli z nich wypływał i Louis wiedział, że chłopak toczył walkę z samym sobą i mógł jedynie mieć nadzieje, że dostanie szanse, by zrekompensować swój błąd.

I nie chodziło już o plan, który wymyślił Louis i o lustro, które miało wcielić go w życie. Chodziło o coś większego, o wiele więcej wartego, niż kilka ładnych zdobień i idealną taflę przezroczystego zwierciadła. Chodziło o przyjaźń i możliwość odzyskania jej, o uczucie i obecność, której Louisowi tak bardzo brakowało. Chodziło o Harry`ego i Louis wiedział, właśnie w tej chwili, że byłby w stanie poświęcić wszystko, by jeszcze kiedykolwiek zatracić się w jego dotyku i bezpiecznych ramionach.

Harry siedział i wpatrywał się w jeden punkt, nie do końca wiedząc co zrobić. Chciał wybaczyć Louisowi, zwłaszcza po tym co usłyszał, bo to było piękne i prawdziwe i Harry wiedział, że Louis nie kłamał, bo znał go zbyt dobrze, by ten był w stanie go oszukać. Louis nigdy nie umiał kłamać i choć chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko mogło się zmienić w czasie tych pięciu lat, to wystarczyło, że spojrzał w jego oczy, by wiedzieć, że chłopak był szczery.

Potrzebował kilku minut, by zebrać się w sobie i być pewnym, że jego głos nie zadrży i nie zdradzi w jakim jest stanie, po czym przeniósł wzrok na Louisa, który wpatrywał się w niego swoimi ciemnymi oczyma.

- Czego ode mnie oczekujesz, Louis?

Chłopak zawahał się.

- Ja… - zaczął – chciałbym odzyskać przyjaciela. Wiem, że schrzaniłem, ale, jeśli potrafisz, daj mi szansę, bym mógł to wszystko naprawić.

- Skąd mam wiedzieć, że to co powiedziałeś było prawdą, a nie zwykłą historyjką wyssaną z palca. Oboje dobrze wiemy, że potrafisz kłamać.

Harry wiedział, że było zupełnie odwrotnie, ale mimo to chciał usłyszeć potwierdzenie tego z jego ust.

- Każde słowo, które padło z moich ust było szczere. Zarówno te wypowiedziane teraz, jak i te wcześniejsze. – powiedział Louis wpatrując się jednocześnie w szmaragdowe tęczówki. – Nigdy cię nie okłamałem, Harry.

I teraz chłopak był już całkowicie pewny tego, że Louis mówił prawdę i może to, co chciał zrobić nie było do końca słuszne, to chciał dać mu tą szansę i spróbować odzyskać utraconą przyjaźń. I nie tylko dlatego, że tęsknił i że brakowało mu Louisa przez ten cały czas, ale też dlatego, że miał do wykonania zadanie, a to mogła być świetna okazja, by dowiedzieć się, co chłopakowi chodzi po głowie i co planuje.

Powoli kiwnął głową na znak zgody i mógł zobaczyć, jak twarz Louisa rozświetla się, a kurze łapki pokazują się wokół jego oczu, podczas gdy usta wyginają się w uśmiechu, który ani trochę się nie zmienił.

Louis niepewnie rozłożył ramiona w geście zaproszenia, a Harry przegryzł dolna wargę zastanawiając się co zrobić, na co serce Louisa zatrzepotało, po czym przysunął się niepewnie do szatyna i wtulił w niego, na co ten objął go ramionami.

I gdy to nastąpiło, oboje mogli poczuć charakterystyczne ciepło, które rozeszło się po ich ciałach, kiedy jasna skóra loczka spotkała się z ta ciemną Louisa i zatracić się w zapachu, jaki towarzyszył tej drugiej osobie.

I choć dotyk Louisa palił, to zatracenie się w nim było, jak powrót do domu. Do dzieciństwa i beztroski, gdzie uśmiech sam malował się każdego dnia na twarzy, a problemy nie miały racji bytu. Do zapachu kolorowych ciastek, który unosił się każdego ranka w mieszkaniu, gdy wspólnie jedli drugie śniadanie i polnych kwiatów, gdy każdego popołudnia bawili się na słonecznej polanie, a wszystko inne nie istniało. I znów mógł poczuć zapach deszczu, który tak bardzo lubił, bo zawsze kojarzył mu się z Louisem. I choć Harry był pewny, że nic już nie będzie takie, jak dawniej, a utraconych lat nie da się odzyskać, to jednak był gotowy, by spróbować chociaż trochę z tych wspomnień przywrócić. I choć nigdy już nie wypiją razem ciepłego mleka i nie zjedzą czekoladowych ciastek na drugie śniadanie, to mimo wszystko, Harry pisał się na to, bo wiedział, że czas spędzony z Louisem będzie tego warty, bez względu na to czy spotkają się w niebie na ich polanie, czy na ziemi, w parku, otoczeni ludźmi.

Zamknęli oczy i delektowali się ciepłem i swoją obecnością, za którą tak bardzo tęsknili, a którą w końcu mogli poczuć. I  choć żadne z ich nie miało pojęcia, jakie zamiary ma ta druga osoba, to jednak nie przejmowali się tym zbytnio. W tej chwili najważniejsze było to, że mają przy sobie tą jedną, szczególną osobę, która znaczyła dla nich najwięcej.

~~~
Przepraszam. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Mam nadzieję, że mimo tak długiego czasu mojej nieobecności, ktoś jeszcze czekał na rozdział. Starałam się wyrobić, by móc wstawić go dziś i jest i mam nadzieję, że jego długość zrekompensuje wam moją nieobecność. :)
Dziękuje wam bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem i liczę na to, że tym razem też pojawi się tak wiele opinii. 
jeśli macie do mnie jakieś pytania - zapraszam TU. Pytajcie śmiało :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!

4 komentarze:

  1. Ja czekałam :D
    To jest takie niesamowite, że aż brak mi słów :")
    Dosłownie stopiłaś moje serce, tym ich spotkaniem. Jestem zachwycona- masz wielki talent!
    Mimo, iż wyczuwam, że ich intencje nie są do końca szczere... to jak mam się nie cieszyć, kiedy wreszcie ze sobą rozmawiają? :)
    Życzę ci duużo weny i jeszcze więcej czasu na pisanie i cóż, do następnego! xx
    http://larrystylinson-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże... Czytałam ten rozdział jak zahipnotyzowana. No coś cudownego. Na to czekałam od tych 4 rozdziałów :D Opisałaś to wszystko tak dokładnie, że sama zaczęłam się denerwować ich spotkaniem. Bałam się tego c owie Louis i czy Harry da mu drugą szansę, ale widać niepotrzebnie. A to jak Louis wszystko opisywał Harry'emu... Aż mnie serce zabolało, bo okazało się, że tak naprawdę zobił to po to, aby chronić przyjaciela. Uwielbiam Twoją twórczość i nie ważne jak długo będziemy musiały czekać na kolejną część, wiem, że warto :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest wspaniały, naprawdę!
    Mimo wszystko warto było czekać na niego. Twój styl pisania jest świetny, żadnych błędów, wszystko pięknie.
    Naprawdę, czytanie tego to sama przyjemność. Nie będe się rozpisywała, więc dodam tylko, że czekam na następny i życzę Ci weny.
    Kocham Cię, słoneczko.

    OdpowiedzUsuń
  4. O reny... a byłam pewna, że komentowałam :) Mój błąd. Wybacz, myszko ;p
    Rozdział jest taaaki słodki i uroczy! Nie przejmuj się, że nie dodajesz często rozdziałów ;d Każdy wie, jak to jest :)
    Czekam na nastepny i pozdrawiam! <33 ;*

    OdpowiedzUsuń