niedziela, 6 października 2013

The two sides of the mirror - Rozdział pierwszy



Delikatne promienie słońca oświetlały uliczki miasteczka, gdy Harry próbował dostać się na główny plac. Jego zielone oczy lustrowały wszystko z niewiarygodną ciekawością i uznaniem, gdy ich zielony odcień przeskakiwał z jednego budynku na drugi. Wiele razy przechodził tędy, a mimo to wciąż zachwycała go doskonałość z jaką zostały zbudowane. Wszystko idealnie do siebie pasowało tworząc harmonię i porządek. Jasne odcienie budynków świetnie kontrastowały z ciemnymi ozdobami i pniami drzew, rosnącymi wzdłuż chodnika, ułożonym tuż przed nimi. Z jednej strony miał wrażenie, jakby wszystko zostało dokładnie zaplanowane, z drugiej zaś, jakby wszystkie elementy pochodziły z różnych stron, a połączenie ich razem dawało idealną kombinację.

Uśmiechnął się do siebie na to, z jak wielką precyzją i rozmysłem, zostało to wszystko stworzone.

Po chwili doszedł do wielkiego placu, na środku którego stała fontanna, a promienie słońca odbijały się w jej wodach, tworząc zjawisko tęczy. Usiadł na jej brzegu i obserwował, jak dzieci bawią się wokół niej. Nikt się nie spieszył, a rodzicie poświęcali im tyle uwagi, ile było potrzeba.  Czas zdawał się nie mieć tu miejsca.

Kilka minut później dostrzegł  niewielką postać zmierzającą w jego kierunku.  Uśmiechnął się, gdy pomachała mu, a on odwzajemnił gest.

Chłopak nie był wysoki – miał jasną karnację i psotne oczy, które swoim odcieniem przypominały niebo latem. Szedł lekkim krokiem, a wiatr tańczył z jego blond kosmykami.

- Cześć, Harry. – rzekł i zajął miejsce tuż obok niego, posyłając jednocześnie szeroki uśmiech, którego Harry nie umiał nie odwzajemnić.

Niall – bo tak miał na imię, był najbardziej wesołą i roześmiana osobą, jaka Harry kiedykolwiek znał. Uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy, a pogoda ducha nigdy go nie opuszczała, dzięki czemu towarzystwo chłopaka było przyjemne, a spędzanie z nim czasu zawsze dawało wiele radości.

- Cześć, Niall. – odparł. – Jak tam twój podopieczny?

Blondyn westchnął. – To jakiś wariat. Co i rusz ma nowe pomysły i nie ma osoby, która byłaby w stanie go powstrzymać.  Ma jakąś obsesje, by wypróbować wszystko co tylko można.

Harry parsknął śmiechem, a potem spojrzał na przyjaciela, którego mina jeszcze bardziej go rozśmieszyła.

- Śmiej się, śmiej. – powiedział. – Ale to nie ty ostatnio musiałeś ratować go, bo wymyślił sobie, że zjeżdżanie ze zjeżdżalni na rolkach to świetna zabawa.

Harry roześmiał się, a Niall zgromił go wzrokiem, lecz chwile później sam wybuchł śmiechem.

- A co z twoim zadaniem? – zapytał po chwili, gdy już oboje się uspokoili.

Loczek odwrócił wzrok, a uśmiech z jego twarzy zniknął. Zamyślił się na chwilę, nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć, a Niall nie naciskał, czekając, aż jego przyjaciel zbierze się w sobie i sam mu powie.

Po chwili Harry odwrócił ku niemu twarz i mógł zobaczyć, jak niebieskie tęczówki przyjaciela przyglądają mu się z ciekawością wymalowana w ich jasnym odcieniu.

- Sam nie wiem, Niall. – odrzekł. – Boje się.

- Hey… - Niall położył swoja dłoń na jego ramieniu i spojrzał w jego zielone oczy. – Przecież znasz go, prawdopodobnie tak dobrze, jak nikt. Byliście przyjaciółmi i jeśli jest w niebie ktoś, kto jest w stanie poradzić sobie z tym, to tą osobą możesz być tylko ty, Harry.

Harry spojrzał na niego i Niall mógł zobaczyć, jak w tęczówkach przyjaciela kryje się strach i jakby odrobina bólu i smutku.

- Wiem. – odpowiedział i delikatnie się uśmiechnął. – Ja po prostu… boję się powrotu.

- Przecież… kiedyś i tak musiał nastąpić.

- Wiem… - odparł loczek. – Ale boje się tego. Boje się tego, kim się stał. Wiem, że nie jest już tym samych chłopakiem, którego znałem i chyba to jest właśnie to, czego się tak bardzo obawiam.

- Że go nie poznasz?

- Tak. – rzekł -  Boje się tego, że nie zobaczę w jego oczach tego, co widziałem wtedy. Że spojrzy na mnie i wyśmieje. Że będzie mną gardził. A najbardziej… boje się tego, że nasza przyjaźń nic już dla niego nie znaczy.

- Harry…- zaczął Niall. – Minęło pięć lat. Nie możesz liczyć na to, że wszystko będzie tak samo, jak kiedyś. Louis się zmienił. I nie jest to zmiana na dobre. Z reszta sam wiesz…

- Wiem. I to mnie najbardziej przeraża.

- Boisz się go?

- Nie. Jego nie.- odparł. – Wiem jaki jest i wiem, że nie zrobi mi krzywdy. Ja po prostu… boje się tego, kim się stał.

- Louis jest zły. – zauważył. – Sprawia, że ludzie cierpią. Jesteś pewny tego, że nic ci nie zrobi? On nie zna litości.

- Wiem. I wiem też, że potrafi być bardzo okrutny, ale jeśli jest na świecie coś, czego mogę być pewny w stu procentach to, to, że nie zrobi mi krzywdy.

- Skoro tak uważasz…  - westchnął, a po chwili zapytał - W takim razie w czym problem, Harry?

- Ja chyba… Nie jestem gotowy, by się z nim spotkać.  – Harry odwrócił wzrok.  – Jego osoba dużo dla mnie znaczyła, a jego odejście wiele we mnie zmieniło. Każdego dnia czekałem na jego powrót. Każdego dnia łudziłem się, że wróci i powie, że to był żart. Był dla mnie jak brat, a przez jedno słowo stał wrogiem. Ja nie umiem tak po prostu spotkać się z nim, jak gdyby nigdy nic i rozmawiać. Jego odejście zbyt wiele mnie kosztowało.

- Harry. – Niall ujął w swoje palce jego podbródek i skierował w swoja stronę tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy. – Może to dobrze, że Bóg wybrał ciebie, ze wszystkich. Widzę, jak się meczysz i jestem przekonany, że On tez to widzi. Może to spotkanie będzie idealną okazją, byś mógł poznać odpowiedzi na wszystkie pytania i zostawić przeszłość za sobą, hm? Pora ruszyć dalej, Harry, a ty ciągle rozpamiętujesz tamte wydarzenia. Nie możesz tak żyć.

- Wiem.

- Skoro wiesz to idź tam. Stan z nim twarzą w twarz i pokaż mu, że jego odejście nic nie zmieniło. Że świetnie sobie radzisz.

Chłopak nie odpowiadał, zamiast tego tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. W jego wnętrzu toczyła się walka. Niall ma racje, wiedział to, ale nie umiał tak po prostu spojrzeć Louisowi w twarz. Nie po tym, co miało miejsce. Byli przyjaciółmi, a on tak po prostu skreślił to wszystko jednym słowem. To bolało. Bycie odrzuconym i zostawionym samemu sobie bolała i Harry nie umiał tak po prostu iść teraz tam i spotkać go, jak gdyby nigdy nic. Wspominania za bardzo raniły.

- Nie potrafię, Niall. – rzekł po chwili. – Nie umiem tak po prostu spojrzeć mu w oczy. Nie po tym, co się wydarzyło.

- Harry…- zaczął blondyn. – To nie ty powiedziałeś nie, tylko on. I to on powinien bać się tego spotkania, nie ty. Jesteś silny, Harry i poradzisz sobie. Wiem co mówię.

Harry uśmiechnął się delikatnie.  – Ale jeśli tak bardzo się boisz…możesz powiedzieć nie. Bóg zrozumie.

- Wiem. – odparł.- Ale muszę to zrobić. Nie mogę odmówić. Słowo „nie” zawsze oznacza ból, przynajmniej w moim wypadku. Nie chce nikogo zranić, a tym bardzie zawieść Jego zaufanie. Jeśli uważa, że dam rade to zrobić. – zrobię to. Nawet jeśli mam się trząść ze strachu.

- I takiego Harry`ego znam. – odparł z uśmiechem Niall i przytulił przyjaciela, a ten odwzajemnił uścisk.

- A gdzie Liam?

Niall roześmiał się. – Jego podopieczny jest dość szalony, więc Liam pilnuje go, by nie zrobił żadnego głupstwa.

- Jest aż tak źle? – zapytał Harry z uśmiechem na ustach.

- Nie. – odparł. – O ile można nazwać tak próbę pieczenia popcornu na patelni.

Harry parsknął śmiechem, a Niall zawtórował mu.

- Wy macie naprawdę jakiegoś pecha z tymi swoimi ludźmi. – rzekł loczek. – U mnie zawsze jest spokojnie.

- Najwyraźniej. – odparł i wzruszył ramionami. – Ale przynajmniej jest wesoło.

Harry uśmiechnął się i przymknął oczy. Może nie będzie tak źle, o ile będzie miał przy sobie dwójkę swoich najlepszych przyjaciół.

~~~*~~~

- Zayn! – krzyknął Louis – Zayn, jesteś tu?

Chłopak nie przychodził, więc Louis usiadł naprzeciwko kamiennego kominka w którym palił się ogień i przyglądał się jego pomarańczowym płomieniom, pogrążając się we własnych myślach.

Lustro było gotowe i działało idealnie, dokładnie tak, jak Louis sobie zaplanował. Każda osoba, która ujrzała w nim swoje odbicie stawała się zła, może nie na tyle, by dorównać swoimi poczynaniami samemu Abaddonowi, ale z pewnością stawała się okrutna, a sprawiane przykrości i malowanie smutku na twarzach innych ludzi dawało jej radość.

Zwierciadło działało też w druga stronę, co Louis również już wypróbował zmuszając swojego przyjaciela, by przejrzał się w jego tafli. Zayn w jednej chwili z okrutnego człowieka stał się osobą nadzwyczaj miłą i był gotowy pomóc każdej osobie, która tej pomocy potrzebowała. Louis nie mógł przestać się śmiać, gdy zobaczył nowe oblicze mulata w oczach którego kryła się życzliwość. Taki widok był zdecydowanie czymś nowym i wystarczyło kilka chwil, by Louis zrozumiał, że zdecydowanie bardziej wolał starą wersję Zayna, dlatego już po kilku chwilach pokazał mu jego odbicie  z powrotem, a sekundę później postać Zayna z nadzwyczaj miłej znów stała się zła.

Więc lustro działało i jedynym, co martwiło Louisa w tej chwili było sprawienie, by w jego tafli przejrzała się ta jedna, konkretna osoba, dla której szatyn stworzył swoje magiczne dzieło.

Chłopak o zielonych oczach, z dołeczkami w policzkach i z czekoladowymi sprężynkami na głowie.

Jego szeroki uśmiech towarzyszył Louisowi prawie cały czas, a szmaragdowe tęczówki pojawiały się za każdym razem, gdy zamykał oczy. Louis nie mógł tego zrozumieć. Nie wiedział, dlaczego to jedno spojrzenie cały czas go prześladuje, dlaczego nie chce odjeść i zostawić go w spokoju, na który najwyraźniej nie mógł liczyć.

Coś było nie tak i Louis doskonale o tym wiedział. Nie wiedział tylko co i to go przerażało. Zawsze miał kontrole nad swoim życiem i poczynaniami, ale zielone oczy sprawiały, że gubił to wszystko po drodze.

I choć bardzo starał się wymazać ich obraz z pamięci, on powracał, niczym bumerang. Za każdym razem w innej postaci i za każdym razem wprawiał jego serce w szybszy rytm, co Louis próbował różnie interpretować, ale nie znalazł odpowiedzi. I to go przerażało.

Ale nawet wspomnienia zielonych tęczówek i szerokiego uśmiechu nie powstrzymały go, przed wcieleniem swojego planu w życie. Dlatego mimo wspomnień i wizji, które go nawiedzały, dokończył swoje dzieło, budując najbardziej niebezpieczne zwierciadło, jakie kiedykolwiek powstało. Musiał tylko sprawić, by chłopak przejrzał się w nim, a sprawienie tego, wciąż pozostawało dla Louisa zagadką.

Ale nie przejmował się tym zbytnio, będąc pewnym, że gdy przyjdzie czas, rozwiązanie samo się znajdzie.

- Louis? – dotarł do niego głos Zayna.

- Tu jestem. – odparł i podniósł się, odwracając w stronę z której dobiegał głos przyjaciela.

- Wołałeś mnie. – powiedział Zayn stając naprzeciwko szatyna i wpatrując się w jego ciemne oczy.
Założył ręce na piersi, a jego mina wyraźnie mówiła, że mu w czymś przerwano. – Nie wiem czy wiesz, ale byłem właśnie w trakcie świetnego obciągania, więc musi to być naprawdę coś ważnego, skoro ściągasz mnie tu na już.  

- Mówisz tak, jakby naprawdę obchodził cię los tego chłopaka.

- Nie obchodzi – rzekł mulat, jednocześnie siadając obok Louisa na łóżku, które wcześniej zajął. – Co nie zmienia faktu, że jego usta były nieziemskie.   

Louis zaśmiał się. – Nudzi mi się, Zi.  Poróbmy coś.

Śmiech Zayna rozniósł się po pomieszczeniu. – Chcesz powiedzieć, że tylko dlatego chciałeś, bym przyszedł?  - spojrzał na Louisa swoimi brązowymi tęczówkami, a ten posłał mu delikatny uśmiech i zrobił maślane oczy.  – Zi?

- Okej. – powiedział poddając się.  – To co chcesz robić? – zapytał sunąc nosem po jego szyi, gdzie od czasu do czasu składał mokry pocałunek. Louis przymknął oczy na ten gest, a z jego ust wydobył się cichy jęk, gdy zęby chłopaka przygryzły jego skórę.

Po chwili jednak odsunął się od mulata, składając na jego ustach szybki pocałunek. – Kusząca propozycja, ale miałem na myśli nieco inne spędzanie czasu.

Chłopak spojrzał na niego pytająco.

- Chodź. – rzekł Louis, ciągnął przyjaciela za rękę.

Ten poddał się jego ruchom i podążył za nim, kierując swe kroki do wyjścia z pokoju. Za nim jednak zdążył wyjść przyciągnął Louisa do siebie za nadgarstek.

- Wrócimy do tego.  –powiedział całując usta Louisa i zaciskając dłoń na jego kroczu, gdzie przyrodzenie chłopaka było lekko nabrzmiałe.

Louis jęknął na ten gest. – Z pewnością.

~~~*~~~
Harry siedział na jednym z dachów, patrząc na okolicę i przyglądając się, jak czarna postać wraz ze swoim towarzyszem robi psikusy ludziom i śmieje się z nich.  Zaszczepiała w nich małą cząstkę zła, która sprawiała, że oni sami zaczęli sprawiać ludziom przykrość i śmiać się z nich.

To było złe i Harry wiedział, że powinien zareagować, ale nie potrafił. Wobec tego patrzył, jak Louis i jego przyjaciel niosą łzy i smutek, który zaczynał się malować na twarzach tamtych ludzi. Nie umiał nic zrobić. Przyglądał się tylko, a światło księżyca oświetlało jego bladą twarz, ukazując niepewność i strach, jaki się na niej malował.

Chciał temu zapobiec, chciał iść tam i powstrzymać ich, ale nie potrafił. Jakaś niewidzialna siła trzymała go na tym dachu i nie pozwalała się ruszyć.  To było frustrujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że był aniołem. Aniołem, który miał strzec ludzi przed złem, przed jego działaniem. Przed kimś takim, jak Louis.

A teraz, gdy szatyn robił te wszystkie rzeczy na jego oczach, o nie umiał nic z tym zrobić.  Tylko siedział. Siedział i patrzył, jak Louis niesie ze sobą zło.

Oczy Harry`ego uważnie lustrowały każdy jego krok. Każdy ruch, każde machnięcie dłonią. Każdy powiew wiatru w jego włosach. Uśmiech mimowolnie wstąpił na jego twarz, gdy wspomnienia zalały umysł, tworząc coraz to nowe obrazy. Na każdym z nich byli weseli, uśmiechnięci i radośni. I żadne z nich nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć.

Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.

Louis wybrał swoją drogę i nie było na niej miejsca dla Harry`ego.   

~~~
Hey, hey... Jest pierwszy rozdział i szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że udało mi się go skończyć.
Naprawdę nie wiem, jak mi sie to udało... Ale jest! :)
Co do następnego... wątpię, by pojawił się za tydzień. Prawdopodobnie nie, więc czekajcie...
Dziękuje wam bardzo za komentarze pod prologiem. Cieszę się, że się wam spodobał. :) I mam nadzieję, że pod tym rozdziałem również wyrazicie swoją opinię. Także komentujcie i klikajcie w reakcje. :)
Zapraszam również na Tumblr na prolog do opowiadania o Niamie. Pojawi się dziś wieczorem. I chciałabym poprosić każdego, kto wejdzie i przeczyta go, aby zostawił mi wiadomość, bym wiedziała co o nim myślicie. :)
Do napisania!

4 komentarze:

  1. O Boże... Widziałam już wczoraj, że dodałaś, ale dopiero dziś znalazłam czas by przeczytać i komentować. Nie wiem co powiedzieć, bo w sumie to dopiero początek i akcja dopiero zacznie się rozwijać, ale ten rozdział i tak wiele nam wyjaśnił. Kurczę, aż nie mogę się doczekać kiedy Lou i Harry się spotkają. No i to lustro. Czuję, że będzie miało kluczową rolę, bo po cos przecież jest, ale mam nadzieję, że Harry się nie złapie na to i zdąży zmienić Louisa i przeciągnać na dobrą stronę mocy :D
    Spokojnie, nie spiesz sie z kolejną częścią, ja poczekam :D Życzę weny i do następnego.
    P.S Twoje komentarze wcale nie są pozbawione sensu. Nie masz pojęcia jak szczerzę się do monitora, gdy wypowiadasz się na temat moich rozdziałów. Uwielbiam Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, wspaniały! *-*
    Dodawaj kiedy chcesz moge czekać nawet dwa lata, yay c:
    Kocham Cię xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow :D
    Serio ciekawe. I spodobał mi się ten motyw lustra..
    Heh Louis jest zły (i czyżby lubił okazjonalnie pieprzyć się z Zaynem? o.O) a Harry jest dobry.. już się boję co z tego wyniknie :) Kłótnie, namiętność i zapewne wiele zmian w bohaterach xd
    Jestem pewna, że poradzisz sobie z tym opowiadaniem. Pisz szybciutko Xx
    http://larrystylinson-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No rozdział jest wspaniały ;) Coś zupełnie innego, ale zdecydowanie fajnego xd
    Czekam na następny i życzę mnóstwo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń