Przedstawiam wam kolejnego shota i zarazem ostatniego. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest on najlepszy, ale jest to pierwszy shot, jaki kiedykolwiek napisałam. Ma już prawie rok.
Dziękuję wam za tak miłe słowa i opinie pod ostatnim shotem. Cieszę się, że podobała się wam tamta historia i mam nadzieję, że ta też przypadnie wam do gustu. Dlatego komentujcie i klikajcie w rekcje. :)
Okej...dużo myślałam nad tym, co dalej i postanowiłam, że jednak będę pisać kolejna historię, którą będę publikować na tym blogu. Chyba po prostu za bardzo to lubię...:) Mam dla was zapowiedź tej historii, a prolog powinien pojawić się już za tydzień. :) Tyle ode mnie.
Do napisania!
Dziękuję wam za tak miłe słowa i opinie pod ostatnim shotem. Cieszę się, że podobała się wam tamta historia i mam nadzieję, że ta też przypadnie wam do gustu. Dlatego komentujcie i klikajcie w rekcje. :)
Okej...dużo myślałam nad tym, co dalej i postanowiłam, że jednak będę pisać kolejna historię, którą będę publikować na tym blogu. Chyba po prostu za bardzo to lubię...:) Mam dla was zapowiedź tej historii, a prolog powinien pojawić się już za tydzień. :) Tyle ode mnie.
Do napisania!
ZAPOWIEDŹ
Tytuł: " The two sides of the mirrior"
Paring: Larry Stylinson
Fabuła: "Gdy diabeł był jeszcze bardzo młody i zarozumiały, zbudował czarodziejskie lustro.
Cokolwiek pięknego odbiło się w jego tafli natychmiast stawało się okropne i złe, wszystko zaś złe, nabierało pięknych cech." Louis jest zły, w najgorszym tego słowa znaczeniu, a Harry dobry, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Co się stanie, gdy Harry i Louis spotkają się, a przeszłość ukazana w ich wspomnieniach odnajdzie ich z powrotem?
Soon!
_____________________________________________________________________
Uwaga: Wydarzenia zawarte w tym opowiadaniu nie miały miejsca. Jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka!
ENJOY!
Kolejny wywiad. Sztuczny uśmiech i wymuszona radość. Louis nie dawał już rady. Nie chciał kłamać. Nie chciał, ale musiał. Zarząd tego wymagał. A Louis choćby bardzo chciał, nie mógł się przeciwstawić. Przecież to nie były tylko jego marzenia, ale i jego przyjaciół. Nie mógł im tego zrobić. Nie mógł tak po prostu zniszczyć tego wszystkiego, na co razem tak ciężko pracowali. Wiedział, że chłopaki nie mieliby nic przeciwko, gdyby powiedział prawdę bo wiele razy rozmawiali o tym, mimo to nie umiał. Nie umiał tak po prostu zaprzepaścić ich kariery. Gdyby chodziło tylko o niego - nie byłoby problemu. Był gotowy na to by powiedzieć światu prawdę. Nawet jeśli to zniszczyłoby jego karierę. Pisałby się na to.
Ale nie mógł.
Wobec tego milczał. Kłamał za każdym razem, gdy padało pytanie o ich miłość. Zaprzecza,ł gdy pytali czy są razem. Udawał, że są tylko przyjaciółmi, a jego serce rozpadało się na małe kawałeczki z każdym wypowiedzianym nie, które powinno brzmieć tak.
Wywiad dobiegł końca, a Louis udał się czym prędzej do garderoby. Po chwili Harry dołączył do chłopaka, a szatyn rzucił się na niego oplatając ramionami jego szyje i mocno się w niego wtulając.
-Przepraszam, Harry-powiedział ledwo powstrzymując płacz.- Tak bardzo przepraszam.- Jego głos drżał, a z oczu zaczęły skapywać słone kropelki. Nie chciał tego. Nie chciał pokazać Harry`emu jak bardzo jest słaby. Jak bardzo męczy go udawanie. Jak bardzo nie radzi sobie z tym.
Ale Harry wiedział. Znał Louisa na tyle dobrze, by wiedzieć, że cierpi, że przytłacza go to wszystko, że nie umie sobie poradzić z ciągłymi kłamstwami. Znał Louisa na tyle dobrze by wiedzieć, że nie płacze dlatego, że jest słaby, ale z bezsilności. Bo przecież nie mogą nic zrobić.
Przytulił szatyna mocno do siebie. Tu nie musieli udawać. Mogli być sobą. Nikt ich nie zobaczy. Odgarnął zabłąkany kosmyk włosów z czoła Louisa, starł kciukiem łzy spływające po jego delikatnie zarumienionych policzkach, po czym musnął delikatnie jego wargi.
-Nie płacz, Louie- powiedział spokojnie wpatrując się jednocześnie w zaszklone oczy chłopaka. – To nie twoja wina. Nawet tak nie myśl. Dobrze wiesz, że nie możemy powiedzieć prawdy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo tego pragnęli. Ale poradzimy sobie z tym. Słyszysz. Damy radę.- Potarł kciukiem policzek Louisa i złożył delikatny pocałunek na jego wargach.
W takich chwilach Louis czuł się szczęśliwy. Uwielbiał, gdy Harry był taki czuły i delikatny. Gdy swoimi drobnymi gestami doprowadzał go do szaleństwa i sprawiał, że szatyn zapominał o Bożym świecie.
W takich chwilach Louis wierzył, że pewnego dnia wszystko się zmieni. Że nie będą musieli już dłużej udawać. Że będą mogli wyjść na ulice trzymając się za ręce i pokazać wszystkim jak bardzo się kochają. Jak bardzo ogromna i silna jest miłość, która ich połączyła.
Wierzył, że pewnego dnia będą mogli wyjść razem i po prostu być sobą.
~~~
Tytuł: " The two sides of the mirrior"
Paring: Larry Stylinson
Fabuła: "Gdy diabeł był jeszcze bardzo młody i zarozumiały, zbudował czarodziejskie lustro.
Cokolwiek pięknego odbiło się w jego tafli natychmiast stawało się okropne i złe, wszystko zaś złe, nabierało pięknych cech." Louis jest zły, w najgorszym tego słowa znaczeniu, a Harry dobry, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Co się stanie, gdy Harry i Louis spotkają się, a przeszłość ukazana w ich wspomnieniach odnajdzie ich z powrotem?
Soon!
_____________________________________________________________________
Uwaga: Wydarzenia zawarte w tym opowiadaniu nie miały miejsca. Jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka!
ENJOY!
Kolejny wywiad. Sztuczny uśmiech i wymuszona radość. Louis nie dawał już rady. Nie chciał kłamać. Nie chciał, ale musiał. Zarząd tego wymagał. A Louis choćby bardzo chciał, nie mógł się przeciwstawić. Przecież to nie były tylko jego marzenia, ale i jego przyjaciół. Nie mógł im tego zrobić. Nie mógł tak po prostu zniszczyć tego wszystkiego, na co razem tak ciężko pracowali. Wiedział, że chłopaki nie mieliby nic przeciwko, gdyby powiedział prawdę bo wiele razy rozmawiali o tym, mimo to nie umiał. Nie umiał tak po prostu zaprzepaścić ich kariery. Gdyby chodziło tylko o niego - nie byłoby problemu. Był gotowy na to by powiedzieć światu prawdę. Nawet jeśli to zniszczyłoby jego karierę. Pisałby się na to.
Ale nie mógł.
Wobec tego milczał. Kłamał za każdym razem, gdy padało pytanie o ich miłość. Zaprzecza,ł gdy pytali czy są razem. Udawał, że są tylko przyjaciółmi, a jego serce rozpadało się na małe kawałeczki z każdym wypowiedzianym nie, które powinno brzmieć tak.
Wywiad dobiegł końca, a Louis udał się czym prędzej do garderoby. Po chwili Harry dołączył do chłopaka, a szatyn rzucił się na niego oplatając ramionami jego szyje i mocno się w niego wtulając.
-Przepraszam, Harry-powiedział ledwo powstrzymując płacz.- Tak bardzo przepraszam.- Jego głos drżał, a z oczu zaczęły skapywać słone kropelki. Nie chciał tego. Nie chciał pokazać Harry`emu jak bardzo jest słaby. Jak bardzo męczy go udawanie. Jak bardzo nie radzi sobie z tym.
Ale Harry wiedział. Znał Louisa na tyle dobrze, by wiedzieć, że cierpi, że przytłacza go to wszystko, że nie umie sobie poradzić z ciągłymi kłamstwami. Znał Louisa na tyle dobrze by wiedzieć, że nie płacze dlatego, że jest słaby, ale z bezsilności. Bo przecież nie mogą nic zrobić.
Przytulił szatyna mocno do siebie. Tu nie musieli udawać. Mogli być sobą. Nikt ich nie zobaczy. Odgarnął zabłąkany kosmyk włosów z czoła Louisa, starł kciukiem łzy spływające po jego delikatnie zarumienionych policzkach, po czym musnął delikatnie jego wargi.
-Nie płacz, Louie- powiedział spokojnie wpatrując się jednocześnie w zaszklone oczy chłopaka. – To nie twoja wina. Nawet tak nie myśl. Dobrze wiesz, że nie możemy powiedzieć prawdy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo tego pragnęli. Ale poradzimy sobie z tym. Słyszysz. Damy radę.- Potarł kciukiem policzek Louisa i złożył delikatny pocałunek na jego wargach.
W takich chwilach Louis czuł się szczęśliwy. Uwielbiał, gdy Harry był taki czuły i delikatny. Gdy swoimi drobnymi gestami doprowadzał go do szaleństwa i sprawiał, że szatyn zapominał o Bożym świecie.
W takich chwilach Louis wierzył, że pewnego dnia wszystko się zmieni. Że nie będą musieli już dłużej udawać. Że będą mogli wyjść na ulice trzymając się za ręce i pokazać wszystkim jak bardzo się kochają. Jak bardzo ogromna i silna jest miłość, która ich połączyła.
Wierzył, że pewnego dnia będą mogli wyjść razem i po prostu być sobą.
~~~
Louis kroczył powoli Nowojorskimi ulicami. Jego głowa spuszczona była w dół, a oczy intensywnie wpatrywały się w czubki jego czarnych butów. Starał się ignorować krzyk fanów i błyski fleszy. Na próżno. Tuż obok niego kroczył menager, który kazał mu się uśmiechać i udawać szczęśliwego. Więc Louis nie miał wyboru.
Podniósł głowę do góry, a na twarz przyczepił sztuczny uśmiech. Udawał. Pokazywał radość, która w nawet najmniejszym stopniu nie była prawdziwa.
Bo z czego miał się cieszyć? Znów kłamał. Pokazywał światu, że wszystko jest w porządku, chociaż wcale nie było. Zaczynało go to przerastać. To całe przedstawienie, że miedzy nimi nic nie ma, gdy w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Ile by dał aby móc powiedzieć prawdę. Nie lubił kłamać.
Wyrzuty sumienia powoli zżerały go od środka - cierpiał. A jedyne co go powstrzymywało przed zrobieniem czegokolwiek głupiego, czego potem mógłby żałować to ta burza loków na głowie, zielone oczy i pełne malinowe usta, które Louis tak bardzo kochał.
Jego serce wybijało szybszy rytm za każdym razem, gdy trafiał spojrzeniem na chłopaka z burzą loków na głowie idącego tuż obok. Uśmiechał się, lecz Louis wiedział, że nie był to ten prawdziwy uśmiech, którym Harry obdarzał go niejednokrotnie podczas wspólnie spędzonych chwil. Brakowało mu tego blasku i tej iskierki w oczach. Mimo to chłopak trzymał się dobrze.
Gdy po raz kolejny jego wzrok powędrował do chłopaka w lokach dostrzegł jak Harry przytula jakąś fankę. Jego serce pękło. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, którą szybko starł by nikt jej nie zauważył. Świadomość, że każdy może dotknąć jego chłopaka, a on nie powoli zabijała go od środka. Bo nie mógł i to sprawiało, że czuł się taki słaby i bezsilny.
Harry jednak zauważył.
Gdy tylko weszli do budynku, w którym nie było gapiów szybko podszedł do Louisa. Potarł delikatnie kciukiem jego policzek, zielone spotkało niebieskie i to wystarczyło by Louis naprawdę się uśmiechnął. Chłopak powoli przysunął swoją twarz do twarzy szatyna. Musnął swoimi wargami wargi Louisa po czym złożył delikatny pocałunek w kąciku jego ust. Ten drobny gest ze strony Harry`ego wystarczył, by starszy chłopak zapomniał jak się oddycha.
-Kocham Cię, Louis- powiedział Harry, cały czas wpatrując się w niebieskie oczy swojego chłopaka.- Nigdy o tym nie zapominaj.- powiedział, po czym złożył jeszcze jeden mały pocałunek na wargach Boo. Oczy szatyna zaszkliły się, wargi zadrżały, a głos ugrzęzł w gardle.
-Ja ciebie też Kocham Harry. Bardzo, bardzo mocno.- Delikatnie naparł na wargi loczka. Przez pocałunek mógł poczuć, jak chłopak się uśmiecha. I tym razem Louis wiedział, że jest to prawdziwy uśmiech.
~~~
Louis uwielbiał to uczucie, gdy budził się rano i wiedział, że Harry jest tuż obok. Gdy głowa chłopaka spoczywała na jego klatce piersiowej, a loczki delikatnie łaskotały jego szyje. To przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele, spowodowane z pozoru nic nie znaczącą czynnością sprawiało, że Louis czuł się szczęśliwy.
Patrzył na Harry`ego spokojnie śpiącego na jego torsie. Miał delikatnie rozchylone wargi i zarumienione policzki. Jego klatka piersiowa stopniowo unosiła się i opadała świadcząc o tym, że chłopak jest jeszcze daleko w swoim śnie.
Louis potarł delikatnie kciukiem policzek Harry`ego tak, aby go nie obudzić, ucałował jego czoło, po czym przyciągnął go bliżej do siebie. Na ten gest Harry wtulił się w Louisa i oplótł mocniej ramionami jego talię. Spojrzał na loczka uśmiechającego się przez sen i uświadomił sobie, że w tej właśnie chwili trzyma w rękach cały swój świat.
Louis doskonale zdawał sobie sprawę, że mieli z Harry`m niewiele takich chwil jak ta. Całe dnie pracowali udając, że są tylko przyjaciółmi, więc na gesty takie jak pocałunek, czy zwykłe przytulanie nie było szans. Pozostało im więc tylko kilka tych chwil przed snem, gdzie kładli się z Harry`m na łóżku i po prostu cieszyli się swoja obecnością, od czasu do czasu kradnąc z ust drugiego chłopaka niewinny pocałunek.
Oraz kilka tych chwil tuż po przebudzeniu, gdy nie musieli jeszcze wstawać i mogli nacieszyć się sobą zanim będą musieli wyjść ze swojej kryjówki, a cała magia związana z ich miłością zniknie w jednej sekundzie, niczym mydlana bańka i znów będą musieli udawać.
Louis bardzo doceniał te momenty, gdy byli z Harrym sami, tylko we dwoje. Chował je głęboko w swojej pamięci, by w każdej chwili móc do nich wrócić, gdy tylko w jego wnętrzu pojawi się to nieprzyjemne uczucie zwane tęsknotą.
Boo spojrzał na zegarek i zrozumiał, że zaraz ich bajka się skończy. Wybije dziewiąta i będą musieli iść zostawiając swoją miłość za drzwiami pokoju. W miejscu, gdzie była bezpieczna - z dala od fotografów i wścibskich nosów dziennikarzy.
Przeniósł wzrok na Harry`ego i mimowolnie się uśmiechnął widząc delikatnie zarumienioną, uroczą twarz swojego chłopaka. Patrząc tak na loczka Louis zrozumiał, że nieważne, że cały dzień musieli udawać, bo potem przychodził wieczór, a zaraz po nim poranek gdzie wszystko było idealnie bo liczyli się tylko oni i ich miłość. Nic więcej. I właśnie w tej chwili Louis zrozumiał, że nieważne jak ciężko jest udawać i nie przyznawać się do miłości bo dla tych kilku chwil rano i tych kilku chwil wieczorem Louis był gotowy oddać wszystko.
~~~
Madison Square Garden zbliżało się wielkimi krokami. Taki
koncert jest tylko raz w życiu i chłopaki doskonale zdawali sobie z tego
sprawę. Wiedzieli też, że lepszej okazji by powiedzieć światu prawdę już nie
będzie. Wiele razy rozmawiali na ten temat i za każdym razem dochodzili do tych
samych wniosków. Muszą powiedzieć prawdę. Chcą powiedzieć prawdę, by móc tak po
prostu wyjść na ulicę trzymając się za ręce. By móc przytulić się do drugiego
chłopaka bez obawy, że ktoś ich zobaczy. By móc skraść z ust drugiego niewinny
pocałunek bez lęku, że zostanie to poddane ocenie i skrytykowane. By móc tak po
prostu być sobą bez krzty kłamstwa i cieszyć się tym. I w końcu… by nie musieć
już więcej udawać.
Louis siedział na łóżku w swoim pokoju i czekał aż jego chłopak wyjdzie z łazienki. Byli umówieni z Paulem na dole za dziesięć minut. Musieli porozmawiać i Louis doskonale wiedział o czym.
Gdy wczoraj razem z Harrym oznajmili mu, że chcą się ujawnić nie był zadowolony. Mówił im, by tego nie robili, że może się to źle skończyć i cała ich kariera legnie w gruzach. Przekonywał ich, by jeszcze raz to wszystko przemyśleli, bo przecież jest dobrze tak jak jest.
Ale nie jest dobrze.
Bo przecież muszą udawać.
Przez pół nocy rozmawiali z Harrym o tym, czy podjęli słuszną decyzję chcąc powiedzieć prawdę. Rozważyli wszystkie za i przeciw i doszli do wniosku, że nie ważne jak wiele mogą stracić, ponieważ jeszcze więcej mogą zyskać. Bo prawda była taka, że ludzie kochali Larry`ego.
I jedyne co powstrzymywało ich przed ostateczną decyzją to trójka ich przyjaciół, która niczemu nie była winna, a gdyby coś poszło nie tak i ludzie nie zaakceptowaliby ich - straciła by najwięcej. Straciła by swoje marzenia i wszystko to, na co tak ciężko pracowali przez ostatnie dwa lata. I to był właśnie ten jeden, jedyny argument, który sprawiał, że Louis nie był pewny swojej decyzji.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk uchylanych drzwi i już po chwili sylwetka Harry`ego wyłoniła się zza nich. Louisowi zaparło dech w piersiach.
Chłopak miał na sobie jedynie ręcznik owinięty wokół pasa, dzięki czemu szatyn mógł podziwiać jego idealnie wyrzeźbione ciało. Z mokrych loczków znajdujących się w wiecznym nieładzie skapywała woda, torując ścieżkę wzdłuż jego torsu i chowając się w miękkim ręczniku.
Louisowi zrobiło się gorąco na ten widok, a jego serce na moment stanęło w miejscu. Zapomniał, jak się oddycha.
Boo nigdy nie rozumiał, jak loczek może być tak idealny, podczas gdy on sam był tak bardzo przeciętny. Harry zawsze zaprzeczał na te słowa, ale Louis i tak wiedział swoje. Harry był ideałem.
Był jego ideałem.
Po chwili Harry był już gotowy. Ubrany w czarne rurki i bordową koszulkę z białym napisem. Wyglądał świetnie. Lou wpatrywał się w chłopaka jak zahipnotyzowany i nawet nie zauważył, że loczek siedzi tuz obok niego na łóżku. Dopiero dotyk Harry`ego, który obrysowywał kciukiem zarys szczęki szatyna sprawił, że Louis otrząsnął się ze swoich myśli.
- Gotowy?- zapytał Harry, gdy Louis był już całkowicie świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
- Boję się Harry. – powiedział szatyn wpatrując się w zielone oczy loczka.- Co będzie, jak nas nie zaakceptują? Co z chłopakami? Myślisz, że możemy im to zrobić?
- Louis…- zaczął powoli młodszy chłopak.- Dlaczego mieliby nas nie zaakceptować? Przecież to nasi fani. Kochają nas. I jeśli są to ci prawdziwi fani to zaakceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Przecież orientacja nie ma znaczenia. Nie tak mówiłeś?
-Tak Harry, ale…- zaczął, lecz loczek nie pozwolił mu skończyć.
- Każdy zasługuje na miłość, Louis. I ma prawo do tego. by być szczęśliwym. My również. I wiem, że nasi fani to zrozumieją i zaakceptują nas. A chłopaki…chłopaki sami powiedzieli, że chcą abyśmy powiedzieli prawdę i ujawnili się. Shippują nas. Nie będą mieli nic przeciwko, nawet jeśli będzie nas trochę mniej.
- Po prostu się boję, Harry. Boję się tego, co będzie. Boję się, że nie damy rady.
- Ja też się boję Louis. Ale tak długo jak będziemy razem poradzimy sobie. Nie ważne co stanie nam na przeszkodzie. Nienawiść czy dezaprobata…tak długo jak będziemy razem nic nam nie grozi. I może nie jesteśmy konwencjonalni, ale wiem, że nic nie jest w stanie przeszkodzić temu, abyśmy byli szczęśliwi. Nic tak długo, jak długo będziemy mieli siebie.
Oczy Louisa zrobiły się szklane, by już po chwili mogły zacząć skapywać z nich słone kropelki przezroczystej cieczy. Przysunął się bliżej Harry`ego , objął ramionami jego kark i wtulił się mocno w loczka, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.
Harry przytulił Louisa mocno do siebie i zaciągnął się zapachem jego włosów. Pachniały jego szczęściem. Pachniały Louisem.
Po chwili odsunął Boo na wysokość ramion i starł kciukiem łzy spływające po jego policzkach. Objechał palcem kształt ust Louisa, po czym musnął je delikatnie.
Niby taki mały, nic nie znaczący gest ze strony chłopaka w lokach, a sprawił, że serce szatyna zaczęło wybijać szybszy rytm.
- Kocham Cię, Harry- powiedział Louis, a następnie złożył na ustach młodszego chłopaka długi pocałunek.- Nic nas nie zachwieje.
- Ja ciebie też kocham, Louis- powiedział loczek. – Nic tak długo, jak długo mamy siebie.- Złożył jeszcze jeden mały pocałunek w kąciku ust Louisa, po czym wstał wyciągając ku niemu dłoń.
- Idziemy?- zapytał.
W odpowiedzi Louis chwycił dłoń Harry`ego i splótł ich palce razem.
- Idziemy.- odpowiedział ściskając mocnej dłoń chłopaka.
I poszli.
Louis siedział na łóżku w swoim pokoju i czekał aż jego chłopak wyjdzie z łazienki. Byli umówieni z Paulem na dole za dziesięć minut. Musieli porozmawiać i Louis doskonale wiedział o czym.
Gdy wczoraj razem z Harrym oznajmili mu, że chcą się ujawnić nie był zadowolony. Mówił im, by tego nie robili, że może się to źle skończyć i cała ich kariera legnie w gruzach. Przekonywał ich, by jeszcze raz to wszystko przemyśleli, bo przecież jest dobrze tak jak jest.
Ale nie jest dobrze.
Bo przecież muszą udawać.
Przez pół nocy rozmawiali z Harrym o tym, czy podjęli słuszną decyzję chcąc powiedzieć prawdę. Rozważyli wszystkie za i przeciw i doszli do wniosku, że nie ważne jak wiele mogą stracić, ponieważ jeszcze więcej mogą zyskać. Bo prawda była taka, że ludzie kochali Larry`ego.
I jedyne co powstrzymywało ich przed ostateczną decyzją to trójka ich przyjaciół, która niczemu nie była winna, a gdyby coś poszło nie tak i ludzie nie zaakceptowaliby ich - straciła by najwięcej. Straciła by swoje marzenia i wszystko to, na co tak ciężko pracowali przez ostatnie dwa lata. I to był właśnie ten jeden, jedyny argument, który sprawiał, że Louis nie był pewny swojej decyzji.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk uchylanych drzwi i już po chwili sylwetka Harry`ego wyłoniła się zza nich. Louisowi zaparło dech w piersiach.
Chłopak miał na sobie jedynie ręcznik owinięty wokół pasa, dzięki czemu szatyn mógł podziwiać jego idealnie wyrzeźbione ciało. Z mokrych loczków znajdujących się w wiecznym nieładzie skapywała woda, torując ścieżkę wzdłuż jego torsu i chowając się w miękkim ręczniku.
Louisowi zrobiło się gorąco na ten widok, a jego serce na moment stanęło w miejscu. Zapomniał, jak się oddycha.
Boo nigdy nie rozumiał, jak loczek może być tak idealny, podczas gdy on sam był tak bardzo przeciętny. Harry zawsze zaprzeczał na te słowa, ale Louis i tak wiedział swoje. Harry był ideałem.
Był jego ideałem.
Po chwili Harry był już gotowy. Ubrany w czarne rurki i bordową koszulkę z białym napisem. Wyglądał świetnie. Lou wpatrywał się w chłopaka jak zahipnotyzowany i nawet nie zauważył, że loczek siedzi tuz obok niego na łóżku. Dopiero dotyk Harry`ego, który obrysowywał kciukiem zarys szczęki szatyna sprawił, że Louis otrząsnął się ze swoich myśli.
- Gotowy?- zapytał Harry, gdy Louis był już całkowicie świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
- Boję się Harry. – powiedział szatyn wpatrując się w zielone oczy loczka.- Co będzie, jak nas nie zaakceptują? Co z chłopakami? Myślisz, że możemy im to zrobić?
- Louis…- zaczął powoli młodszy chłopak.- Dlaczego mieliby nas nie zaakceptować? Przecież to nasi fani. Kochają nas. I jeśli są to ci prawdziwi fani to zaakceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Przecież orientacja nie ma znaczenia. Nie tak mówiłeś?
-Tak Harry, ale…- zaczął, lecz loczek nie pozwolił mu skończyć.
- Każdy zasługuje na miłość, Louis. I ma prawo do tego. by być szczęśliwym. My również. I wiem, że nasi fani to zrozumieją i zaakceptują nas. A chłopaki…chłopaki sami powiedzieli, że chcą abyśmy powiedzieli prawdę i ujawnili się. Shippują nas. Nie będą mieli nic przeciwko, nawet jeśli będzie nas trochę mniej.
- Po prostu się boję, Harry. Boję się tego, co będzie. Boję się, że nie damy rady.
- Ja też się boję Louis. Ale tak długo jak będziemy razem poradzimy sobie. Nie ważne co stanie nam na przeszkodzie. Nienawiść czy dezaprobata…tak długo jak będziemy razem nic nam nie grozi. I może nie jesteśmy konwencjonalni, ale wiem, że nic nie jest w stanie przeszkodzić temu, abyśmy byli szczęśliwi. Nic tak długo, jak długo będziemy mieli siebie.
Oczy Louisa zrobiły się szklane, by już po chwili mogły zacząć skapywać z nich słone kropelki przezroczystej cieczy. Przysunął się bliżej Harry`ego , objął ramionami jego kark i wtulił się mocno w loczka, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.
Harry przytulił Louisa mocno do siebie i zaciągnął się zapachem jego włosów. Pachniały jego szczęściem. Pachniały Louisem.
Po chwili odsunął Boo na wysokość ramion i starł kciukiem łzy spływające po jego policzkach. Objechał palcem kształt ust Louisa, po czym musnął je delikatnie.
Niby taki mały, nic nie znaczący gest ze strony chłopaka w lokach, a sprawił, że serce szatyna zaczęło wybijać szybszy rytm.
- Kocham Cię, Harry- powiedział Louis, a następnie złożył na ustach młodszego chłopaka długi pocałunek.- Nic nas nie zachwieje.
- Ja ciebie też kocham, Louis- powiedział loczek. – Nic tak długo, jak długo mamy siebie.- Złożył jeszcze jeden mały pocałunek w kąciku ust Louisa, po czym wstał wyciągając ku niemu dłoń.
- Idziemy?- zapytał.
W odpowiedzi Louis chwycił dłoń Harry`ego i splótł ich palce razem.
- Idziemy.- odpowiedział ściskając mocnej dłoń chłopaka.
I poszli.
~~~
- Chłopaki! – Krzyknął Paul.- Za pięć minut wchodzicie!
Pięć minut. Jeszcze tylko pięć minut dzieliło ich od najważniejszego koncertu w życiu. Louis był podekscytowany, ale i poddenerwowany. Nie do końca pewny tego, co chce zrobić.
Poprawił jeszcze raz swoją grzywkę, która niesfornie opadała mu na czoło, przejrzał się w lustrze, po czym odwrócił, by zobaczyć Harry`ego zakładającego muchę. Podszedł do chłopaka, wziął w swoje ręce muchę, którą próbował sobie założyć i zapiął mu ją. Poprawił jeszcze koszulę i uśmiechnął się do Loczka. Harry odwzajemnił uśmiech, uwydatniając tym sposobem swoje dwa dołeczki, które Louis tak bardzo kochał. Spojrzał w oczy Hazzy i zobaczył w nich miłość. Bezgraniczną miłość. Lecz oprócz miłości krył się w nich również strach i coś na kształt niepewności. Louis doskonale znał to uczucie, bo sam nie do końca był pewny ich decyzji.
- Wiesz, że nie musimy tego robić.- Wyszeptał Louis wpatrując się w szmaragdowe oczy Harry`ego.
- Chcę. – Było wszystkim, co Louis usłyszał.
Loczek przybliżył swoją twarz do twarzy szatyna tak, że dzieliły ich już tylko milimetry. Louis czuł oddech Harry`ego na swoich ustach. Jego powieki mimowolnie opadły w dół chowając za sobą dwie niebieskie tęczówki Louisa. Czekał.
Czekał na pocałunek.
A Harry, jakby wiedząc o co starszemu chłopakowi chodzi specjalnie przedłużał ten moment, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że im dłużej się na coś czeka, tym bardziej jest to wspaniałe i niesamowite.
Nie mylił się.
Moment w którym ich usta się spotkały był tak bardzo idealny, jak tylko można sobie wymarzyć. W brzuchu Louisa wybuchło stado motyli, a jego serce przyśpieszyło bieg. Zalała go fala przyjemności i słodkiego uczucia szczęścia.
Harry zdawał się odczuwać dokładnie to samo i ani myślał o tym aby przerywać. Przyciągnął Louisa bliżej do siebie i już po chwili ich języki walczyły o dominację.
Ten piękny moment przerwał im manager, który wszedł do garderoby, więc chłopaki niechętnie, ale odsunęli się od siebie wciąż jednak wpatrując się sobie w oczy.
- Harry.- Powiedział Paul.- Nie róbcie tego. Nie dziś…
Harry odwrócił wzrok od Louisa i spojrzał na mężczyznę stojącego w drzwiach.
- Do końca koncertu jeszcze dużo czasu. Zastanowimy się…- powiedział po czym spojrzał na swojego chłopaka.
Paul tylko kiwnął głową na znak, że zrozumiał i wyszedł zostawiając chłopaków samych.
Harry z powrotem przeniósł wzrok na Louisa. Dostrzegł malującą się na jego twarzy niepewność.
- Będzie dobrze.- szepnął, po czym złożył krótki pocałunek na jego wargach.
Wziął w swoje dłonie, dłonie Louisa i splótł ich palce razem.
Szatyn uniósł się na palcach, by sięgnąć warg Harry`ego i musnął je delikatnie.
- Wiem Harry.- powiedział. – Wierzę w nas.
W tej chwili usłyszeli głos zapowiadający, że wchodzą. Złożyli na swoich wargach jeszcze jeden, krótki pocałunek po czym dołączyli do reszty chłopaków. Wzięli do ręki mikrofon i wyszli na scenę.
Tego wieczoru Madison Square Garden należało do nich.
~~~
Koncert dobiegł końca. Pozostało im jeszcze tylko pożegnać
się z fanami i mogli iść.
- To była niesamowita noc. – Powiedział Louis przez co tłum zawrzał.- Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że wystąpię pewnego dnia w Garden obok czwórki moich najlepszych przyjaciół, nie uwierzyłbym. A dziś to się właśnie dzieje. Jestem tu razem z Zaynem, Liamem, Niallem oraz Harrym moimi najlepszymi przyjaciółmi, którym tak wiele zawdzięczam oraz z wami- najlepszymi fanami na świcie. Gdyby nie wy, nic byśmy nie osiągnęli dlatego dziękuje wam. I dziękuje chłopakom. Wszystkim razem oraz każdemu z osobna za to, że są i, że zawsze mogę na nich liczyć. Dziękuje wam kochani. I Harry…mój ty prywatny, osobisty kocie z muszką….- w tym momencie Louis zrobił przerwę. Tłum krzyczał, lecz szatyn nie zwracał na to uwagi. Zerknął na menagera stojącego tuż za sceną i zobaczył jak kręci przecząco głową, by tego nie robił. Przeniósł wzrok na Harry`ego i zobaczył jak w jego oczach tli się strach i niepewność. Zerknął jeszcze na chłopaków na których twarzach malowało się podobne uczucie. I w tej chwili Louis zrozumiał, że nie może tego zrobić. Nie teraz. Nie dziś. -…dziękuje. – dokończył swoją wypowiedź.
Spojrzał na chłopaków i zobaczył na ich twarzach coś na kształt ulgi. Przeniósł wzrok na Paula i zobaczył, jak delikatnie się uśmiecha i podnosi kciuk w geście mówiącym, że dobrze postąpił. Potem spojrzał na Harry`ego, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu stał i wpatrywał się w Louisa. Po chwili podniósł mikrofon do ust.
- Chwila. Ja też chcę coś powiedzieć.- powiedział loczek.- Louis…- podszedł do szatyna i obrysował palcem kontur jego ust. Spojrzał w jego oczy i uśmiechnął się delikatnie. Nie dziś. – Zayn. – zwrócił się do mulata. – Liam i Niall. Dziękuje wam. – powiedział, na co tłum zgromadzony pod sceną zapiszczał. – Za to, że zawsze mnie wspieracie i że dzięki wam mogłem spełnić swoje marzenia. Jesteście najlepsi.
Po tych słowach przyszła kolej na słowa chłopaków, których Harry już nie słuchał, wpatrzony w Louisa, po którego policzku spłynęła pojedyncza łza, której nikt nie zauważył. Sale wypełniały głośnie wrzaski, ale Harry ich nie słuchał, zamiast tego posłał Louisowi pocieszający uśmiech, który odwzajemnił i delikatnie, tak by nikt nie zauważył, złapał jego dłoń.
Po chwili chłopaki skończyli przemawiać, więc wszyscy razem ukłonili się i opuścili scenę w akompaniamencie głośnych braw i krzyków.
Gdy tylko znaleźli się poza nią, Louis podszedł do Harry`ego i rzucił mu się na szyję, a ten objął go mocno i przytulił.
- Przepraszam, Harry- rzekł Louis, a Harry mógł usłyszeć, jak jego głos drży. – Tak bardzo przepraszam. Zawaliłem.
- Nie przepraszaj.- odparł loczek odsuwając się od szatyna i ścierając łzę spływającą po jego zarumienionym policzku. – Nie zawaliłeś. To po prostu… Nie dziś.
- Ale przecież…nic się nie zmieni.
- Wiem. – odparł kędzierzawy chłopak. – Ale może to jest warte tego, hm?
Louis spojrzał na niego pytająco.
- To udawanie i nie przyznawanie się do nas. Bo potem, gdy jesteśmy sami, mogę mieć cię tylko dla ciebie i nikt nie ma prawa powiedzieć nie. To nasza miłość, Louis i tak długo, jak wiem, że mnie kochasz i że jestem dla ciebie najważniejszy – jest w porządku. I chociaż nie lubię udawać i mówić, że nic między nami nie ma, to tak długo, jak długo wiem, że mnie kochasz, to jest tego warte.
- Harry…- z oczu Louisa spłynęła łza, pociągając za sobą kolejne. – Tak bardzo Cię kocham, wiesz?
- Wiem.- Odparł. – I to mi wystarczy, by móc przez to przejść. Kocham cię, Louisa.
Po tych słowach Harry pocałował Louisa, na początku delikatnie, później namiętnie, a szatyn oddawał każdy pocałunek z pełnym zaangażowaniem. Z jego oczu płynęły łzy, skapując na jego ubranie, więc Harry odsunął się i starł je delikatnie opuszkiem swojego palca. Po jego policzkach płynęło nie mniej słonych kropelek i tym razem to Louis otarł je swoją dłonią, by potem móc delikatnie pocałować jego wargi. Ich policzki zetknęły się, a łzy które po nich spływały, spotkały się, pisząc historię o miłości, która była zbyt piękna, by można ja było pokazać.
Ohh... no i się popłakałam ;c Co ty ze mną robisz? Ten shot jest tak cholernie smutny, a zarazem słodki i... Tak cholernie uroczy, że nie mogę :) Masz ogromny talent i naprawdę się cieszę, że będziesz pisać dalej, bo wychodzi Ci to niesamowicie. I dziękuje za tak wspaniałego shota ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx.
Nah wracam do ciebie :)
OdpowiedzUsuńSorki, że nie skomentowałam poprzedniego ale ledwo mam czas ogarnąć się z moim blogiem xd
Ale od dziś znów zaczynam spamować ci moje wyznania miłości dla ciebie i twojego talentu <3
To było takie.. inne. Podobało mi się, bo zwykle jest to takie oklepane- Nie mogą znieść cierpienia, więc się ujawniają" Tu tego nie było, co mnie zaskoczyło :)
Pokazałaś, że ich miłość jest na tyle silna, że przetrwa życie w ukryciu.. Brawo :)
I bardzo zaintrygował mnie pomysł na następne opowiadanie.. Czegoś takiego, jeszcze nie czytałam.
Życzę weny i czekam na nexta :)
http://larrystylinson-stories.blogspot.com/
No i jest kolejny shot :D Od samego początku wiedziałam, że się nie zawiodę. Uwielbiam Twoją twórczość i uwielbiam tego shota. Niby to tylko fikcja, ale z drugiej strony nią nie jest, bo właśnie tak, wszystkie Larry shippers sobie to wyobrażają. Ta miłość między nimi jest tak widoczna, że aż płakać się chce przez to, że oni nie mogą tego ujawnić... (Boziu zapędzam się xD). Ta historia jest naprawdę piękna i w sumie nawet nie wiem co mogłabym jeszcze napisać o tym. Tak pięknie opisałaś uczucia chłopaków, zwłaszcza Louisa, że chyba będę Ci jakiś pomnik budować. Cieszę się, że to opublikowałaś i mogłam to przeczytać, nie wiem czemu tak długo trzymałaś tę historię tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o zapowiedź nowego ff i informację, że zostajesz... Poprawiłaś mi humor z samego rana, bo już przez to, że przypomniałam sobie, że za tydzień zaczynam rok akademicki, zdążył mi się popsuć. Ale teraz chyba zacznę skakać z radości. Opis jest bardzo ciekawy, ale też zastanawiający. Nie mogę doczekać się prologu i tego co z tego wyniknie. Życzę weny i cieszę się, że zostajesz <3
Ach... Od czego by tu zacząć. Nie przepadam za oneshotami, ponieważ są, jak zresztą wiadomo, krótkie. Poza tym, tematyka Larrego jest mi zupełnie odległa. Nie wierzę w ich związek, więc nie czytam tego typu opowiadań. Ale... ale...ale... Przedstawiłaś to wszystko naprawdę interesująco! Nie zacznę dzięki temu shipować Larrego, ale na pewno przekonało mnie to do Twojej twórczości. :) Czekam na kolejny wpis i ach, ładna zapowiedź, bardzo spodobał mi się fragment o czarodziejskim lustrze. :)
OdpowiedzUsuń+Zapraszam do mnie. Jest dopiero wstawiony PROLOG, więc nie ma za dużo do czytania. Jak znajdziesz czas, wpadnij. :)
http://i-love-you-like-never.blogspot.com/
wysłałam ci szablon ;D
OdpowiedzUsuńPierwsze co rzuciło mi się w oczy gdy weszłam na Twojego bloga to przepiękny szablon! Jeśli sama go robiłaś to zazdroszczę talentu;) Mnie jeszcze troche zejdzie zanim opanuję różne możliwości na blogspocie bo jestem tu nowa;)
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to rozdział Twojej opowieści, dopiero potem doczytałam, że to oneshot. A szkoda, bo piszesz bardzo ciekawie i z chęcią przeczytałabym dalszą część tej historii. Co prawda związek gejowski totalnie mnie odstrasza, nie jestem w tej kwestii tolerancyjna ani za grosz, ale wchodziłabym, żeby czytać co stanie się potem, bo masz naprawdę fenomenalny styl pisania! Mam nadzieję, że szybko ukaże się coś jeszcze;)
A w wolnej chwili zapraszam do mnie. Piszę opowiadanie i cieszyłabym się gdybyś wyraziła swoją opinię. A może akurat Ci się spodoba i będziesz chciała zostać na dłużej?:)
Pozdrawiam i zapraszam!:*
I gratuluję talentu!
przypominam o stworzeniu zakładki dla mnie ;>
OdpowiedzUsuń