poniedziałek, 23 grudnia 2013

My only wish this year - One shot



Siedzę na kanapie sam w pustym mieszkaniu. Niall i Liam poszli do klubu, Zayn jest z Perrie, a Ty z Eleonor. Nie lubię jej, wiesz? A wiesz czemu? Bo zabrała mi kogoś, kogo kochałem najbardziej. Zabrała mi ciebie. Jesteś teraz z nią, zapewne świetnie się bawisz. nie myśląc nawet o tym, że siedzę tu sam, że cię potrzebuję.

Włączam muzykę. Nie mogę znieść tej samotności. Kiedyś byś mnie nie zostawił samego. Nie pozwoliłbyś siedzieć mi tu sam. Zostałbyś ze mną mimo, iż kazałbym ci pójść. Upierałbyś się przy swoim, a ja w końcu bym się zgodził, byś ze mną został. Dobrze wiesz, że nie potrafię ci odmówić.  Spędzilibyśmy wieczór na kanapie oglądając filmy i śmiejąc się z najgłupszych rzeczy. Tak było kiedyś.  Dziś jest inaczej. Nawet nie zapytałeś. Powiedziałeś tylko, że wychodzisz. I już cię nie było.

To tak strasznie boli, wiesz?

Wracasz uśmiechnięty. A obok ciebie jest ona. Tak strasznie jej nienawidzę. Przechodzisz obok i nawet nie pytasz, jak minął wieczór. Zabolało. Idziecie na górę. Dobrze wiem po co….aż za dobrze.
Nie wytrzymuję. Wychodzę. Chłodne powietrze owiewa moją twarz. Jest zimno. Czuję, jak łzy, które płyną mi po policzkach, zastygają. Tak bardzo chciałbym ci powiedzieć, co czuję. Nie potrafię. Mijam ludzi, którzy trzymają się za ręce i szepczą pojedyncze słowa na ucho.  Patrzę na nich i  uświadamiam sobie, że to moglibyśmy być my, wiesz? Oczywiście, że nie.

Pamiętasz, powiedziałem kiedyś, że dopóki nie znajdę idealnej dziewczyny mam ciebie. Kłamałem. Tak naprawdę nie chciałem nikogo szukać. Już znalazłem. Tak bardzo cię kocham Loulou.

Chciałbym ci o tym powiedzieć, ale nie umiem. A może się boję? Tak, chyba tak. Boję się tego, jak zareagujesz, że mnie wyśmiejesz, że zobaczę w twoich oczach obrzydzenie i niechęć.  Nie zniósłbym tego.  Za bardzo mi na tobie zależy….

Wobec tego milczę. Skrywam swoje uczucia w sobie, nic ci nie mówiąc. Nie wiem jak długo jeszcze dam rade.

Mijam kolejnych ludzi. Widzę na ich twarzach radość, miłość. Są szczęśliwi, a przynajmniej wydają się tacy być. Ja nie jestem. Radość już od dawna nie gości na mojej twarzy. A przecież tak niewiele potrzeba. Wystarczyłby jeden twój uśmiech skierowany tylko i wyłącznie do mnie. Jeden gest świadczący, że coś dla ciebie znaczę. Cokolwiek…gdybyś tylko chciał. Ale nie chcesz.

Gdybyś tylko wiedział ile dla mnie znaczysz. Nie wiesz. Nawet w połowie nie jesteś świadom tego, jak bardzo ważny dla mnie jesteś. Uwierz mi, że nie ma na świecie osoby, która kochałaby cię bardziej niż ja. Nawet ona, a mimo to wybrałeś właśnie ją. Dlaczego Louis? Powiedz mi, dlaczego? W czym jest lepsza ode mnie.? Co takiego ma, czego ja nie mam?

Dochodzę do fontanny. Woda, która niegdyś z niej leciała, dziś zamarzła. Pojedyncze pieniążki, które latem, ludzie wrzucali do niej wraz z marzeniami i życzeniami znajdują się pod warstwą lodu. Życie, które jeszcze do nie dawna się w niej tliło, dziś stanęło. Zupełnie tak, jakby zabrakło czegoś, co napędzało ją przez ten cały czas. Zabrakło słońca. Wiesz Louis…ja jestem, jak ta fontanna, a ty jesteś moim słońcem, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy.  Napędzasz mnie. Jesteś jak tlen, bez którego nie da się żyć. Pompujesz moją krew. 

Wracam do domu. Panuje cisza. Znów jestem sam ze swoimi myślami. I mimo, iż wiem , że jesteś tu,  czuje się samotny. Świadomość tego, że jesteś tak blisko, a jednak tak daleko ode mnie, jest dobijająca. To ze mną powinieneś teraz być. Ze mną powinieneś siedzieć teraz na kanapie i słuchać ciszy. To ze mną powinieneś spędzać ten wieczór. Ze mną. Nie z nią.

A jednak.

Wiem, że nigdy nie będziesz mój. Mimo to żyje nadzieją, że pewnego dnia ockniesz się, że przyjdziesz do mnie i powiesz mi, że się pomyliłeś, że nie kochasz Eleonor, że nigdy jej nie kochałeś, że twoje serce od zawsze należało do mnie. Powiedz mi…jak bardzo głupi jestem?
Idę spać. Jak zawsze przed snem rozmyślam co by było gdyby…gdybyśmy byli razem, gdybym powiedział ci o moich uczuciach wobec ciebie, gdybyś mnie kochał.

Zasypiam.

Śnisz mi się wiesz? Uśmiechnięty w swojej ulubionej bluzce w paski i czerwonych rurkach. Mówisz coś do mnie. Nie zwracam uwagi na słowa. Zamiast tego przyglądam ci się. Delikatne rysy twarzy, malinowe usta, niebiesko-zielone tęczówki, w których zawsze tańczą iskierki szczęścia i włosy-kasztanowe, porozwiewane przez wiatr. Idealne. Uśmiechasz się do mnie. Ile bym dał, by zobaczyć dziś ten uśmiech na twojej twarzy. Ten specjalny. Przeznaczony tylko dla mnie. Zamiast tego dostaję obojętność  i jedynie cień tego uśmiechu, który kiedyś tak wiele znaczył.

Co się z nami stało Louis?

Gdzie się podział Larry w którego wszyscy wierzyli? Gdzie jest nasza przyjaźń? Gdzie są bliźniacze gesty i słowa, którymi obdarzaliśmy się nawzajem, tak po prostu? Gdzie troska, którą każdy z nas wyrażał wobec drugiego? Gdzie te uśmiechy, czułe spojrzenia? Gdzie wspólne spędzanie czasu, śmianie się, czy siedzenie przed telewizorem z nudów? Gdzie to wszystko jest?!

Czy miłość do Eleonor, aż tak bardzo cię zaślepiła, że zapomniałeś o swoim najlepszym przyjacielu? Aż tak bardzo namieszała ci w głowie, że postanowiłeś skreślić naszą przyjaźń?

Dlaczego…Lou…dlaczego?

Schodzę na dół. Już w korytarzu słyszę śmiechy chłopaków. Wchodzę do kuchni. Są wszyscy, oprócz ciebie. Liam jak zawsze pyta się, czy wszystko w porządku. Kiwam głową na znak, że tak. Przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy.

Po chwili do kuchni wkraczasz ty - uśmiechnięty od ucha do ucha. Za tobą kroczy nie kto inny jak Eleonor w twojej koszulce z jak zawsze idealnie ułożonymi włosami. Trzymacie się za ręce. Uśmiechasz się do niej w sposób, który kiedyś był tylko dla mnie. Nie wytrzymuję tego. Wychodzę.

Siadam na kanapie. Słyszę twój śmiech.  Mimowolnie uśmiecham się na ten głos, lecz zaraz potem uśmiech znika z mojej twarzy, gdy uświadamiam sobie, że przecież nie śmiejesz się z mojego powodu. To tak bardzo boli.

Włączam telewizor, by tylko zagłuszyć własne myśli. Jak na złość mówią o miłości. Ironia. Nie dziwię się. Dziś gwiazdka, a razem z nią twoje urodziny. Dokładnie pamiętam ten dzień sprzed roku, gdy jeszcze wszystko było inaczej. Gdy było dobrze bo nie było jej.

Wyglądam przez okno. Pada śnieg, pokrywając miasto delikatną warstwą białego puchu. Patrzę na ludzi, którzy w biegu robią ostatnie świąteczne zakupy. Pochłonięci swoimi sprawami nie zauważają tego, co się dzieje wokół nich. Nikt nie życzy nikomu Wesołych Świąt, nie zwraca uwagi na innych ludzi. W pośpiechu i pogonią za prezentami  zgubili ducha świąt zapominając, że nie tworzą go lampki porozwieszane na ulicach i w domach czy jabłka, którymi przyozdabiamy choinkę, lecz ludzie z którymi zasiadamy do stołu i dzielimy się opłatkiem. Święta to czas miłości i radości. I choć wiem, że na to pierwsze nie mam co liczyć, to w głębi serca się cieszę bo wiem, że spędzimy te święta razem. Bez niej.

W oddali dostrzegam elfa do którego ustawiła się kolejka dzieci, które chcą przekazać mu swoje listy do Mikołaja. Ja też mam życzenie wiesz…? Jedno. Tylko jedno.

Moim świątecznym marzeniem jesteś ty.

Wiem, że to irracjonalne myśleć, że może się spełnić, ale mimo to wierze. Wierze, bo wiara czyni cuda. Wierze, bo oprócz niej i złudnych nadziei nic mi nie zostało.

Niespodziewanie podchodzisz do mnie. Stajesz obok i delikatnie ujmujesz moją dłoń w swoją. Spoglądam na ciebie z pytającą miną lecz ty tylko uśmiechasz się delikatnie. Zapiera mi dech w piersiach. Tak dawno tego nie robiłeś. Odwzajemniam uśmiech. Po chwili do moich uszu dociera dźwięk twojego imienia. Woła cię, a ty tak po prostu puszczasz moja dłoń i odchodzisz, zostawiając mnie samego. W tym momencie moje serce rozpada się na miliony małych kawałeczków, a w moich oczach pojawiają się łzy. Dałeś mi nadzieje Louis, a potem tak po prostu ją zabrałeś. Czemu pytam? Czemu…? Dlaczego mi to robisz? Aż tak bardzo bawi cię moje cierpienie? 

Wychodzisz, a ja zostaje sam z mętlikiem w głowie i złamanym sercem. Czasem zastanawiam się, ile jeszcze wytrzyma. Jak długo będzie znosiło twoje humory i niezdecydowanie. Ja już nie mogę. Nie daje rady.

Zamykam się w pokoju. Leżę na łóżku, a po moich policzkach spływają łzy. Tęsknię BooBear. Bardzo. Dostrzegam album ze zdjęciami leżący na szafie. Biorę go w ręce i otwieram. Na pierwszej stronie znajduje się nasze zdjęcie, a pod nim karteczka z dedykacją „Dla Harry`ego, który jest i zawsze będzie moim najlepszym przyjacielem. Louis

Powiedz mi Louis, czy te słowa naprawdę nic nie znaczyły?

Schodzę na dół. Patrzę przez chwilę na chłopaków biegających od kąta do kąta i próbujących przystroić nasz salon lampkami i łańcuchami. Przyglądam im się chwilę, po czym wychodzę na ulicę.

Mijam ludzi, którzy nic dla mnie nie znaczą. Przechodzę przez miejsca, które nie różnią się niczym od innych. Dochodzę do wielkiej choinki w samym centrum miasta. Staje przed nią i zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma w niej tej magii, którą miała rok temu. A może po prostu ja jej nie czuję, bo nie ma przy mnie ciebie? Chyba tak. Pamiętasz…rok temu  byliśmy tu razem. Każde z nas miało życzenie.  Nie wiem o co prosiłeś, ale wiem, że ja chciałem abyśmy spotkali się tu, w tym samym miejscu za rok, znacząc dla siebie tyle samo co wtedy, a może nawet więcej.

Nie spełniło się.

Dziś stoję tu sam, a moim jedynym życzeniem jesteś ty.

Pojedyncza łza spływa po moim policzku. Brakuje mi ciebie Lou. Ile bym dał, abyśmy stali tu razem roześmiani i szczęśliwi, jak rok temu. Bez ciebie to nie to samo…nie jestem szczęśliwy. A wiesz czemu? Bo moje szczęście nosi twoje imię. Wiesz? Jasne, że nie.

Idę dalej. Wspomnienia przewijają się przez mój umysł sprawiając, że tęsknię za tobą jeszcze bardziej. Śnieg pada już naprawdę mocno. Mróz szczypie mnie w uszy. Jest mi zimno. Brakuje mi kogoś kto ogrzałby mnie w taki ziąb. Brakuje mi ciebie. Pamiętasz, zawsze dawałeś mi swoją kurtkę jak marzłem. Nigdy nie pozwalałeś na to, by było mi zimno. Zawsze wtedy przytulałeś mnie, by było mi choć trochę cieplej. Dziś cię to nie obchodzi. Twoja obojętność wobec mnie… tak bardzo boli.

Powinienem wrócić do domu. Pomóc chłopakom w przygotowaniach. Nie chcę , bo wiem, że zobaczę tam ciebie. Uśmiechniętego, pełnego radości i szczęścia. Ja nie umiem taki być. Nie umiem patrzeć na twoją radość wiedząc, że to wszystko jej zasługa. Wiem to egoistyczne, ale nie potrafię. To ja powinienem sprawiać, że się uśmiechasz. To ja powinienem sprawiać, że twoje oczy błyszczą, Ja. Nie ona.

Dziś twoje urodziny, a ja nie mam nawet dla ciebie prezentu. Nie wiem co mógłbym ci dać. Rok temu dałem ci album z naszymi zdjęciami. Ucieszyłeś się. Dziś naprawdę nie wiem co mógłbym ci podarować. Nagle dostrzegam sklep z upominkami. Moją uwagę przykuwa jeden malutki przedmiot. Wchodzę. Nie jestem do końca pewien swojego wyboru, ale mimo to kupuje go i wychodzę. Zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli ci go dam to będzie koniec. Mimo to ryzykuję, bo nie mam nic do stracenia.

Wracam do domu. Cały przemarznięty przekraczam próg mieszkania. Już w wejściu słyszę twój radosny śmiech.  Zanoszę twój prezent na górę, po czym dołączam do was.

Jest tak jak zawsze. Wesoło, radośnie, świątecznie. Wszyscy są szczęśliwi. Wszyscy oprócz mnie. Ja nie jestem. Radość na mojej twarzy jest wymuszona, a uśmiech sztuczny. I choć staram się, jak mogę, aby radość chłopaków udzieliła się i mi, nic z tego nie wychodzi. A wiesz czemu? Bo nie ma cię obok. Bo się do mnie nie uśmiechasz. Bo się do mnie nie przytulasz, jak to zawsze miałeś w zwyczaju. Bo jedyne co od ciebie dostaję to obojętność, która tak strasznie boli. 

Jest wieczór. Choinka stoi w rogu pokoju udekorowana lampkami, w tle lecą kolędy ,które Niall puścił z odtwarzacza, a stół już prawie jest nakryty.

Wyglądam przez okno. Ciemność pokryła miasto, a lampki, które są porozwieszane nad ulicami stworzyły specyficzny klimat świąt. Rozglądam się w poszukiwaniu pierwszej gwiazdki, lecz jej nie widzę.

Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam twarz i widzę twoje roześmiane tęczówki. Uśmiechasz się do mnie w ten wyjątkowy sposób. Sam nie wiem do końca co mam o tym myśleć, lecz po chwili radość, która emanuje od ciebie udziela się i mi. Odwzajemniam uśmiech. Nie umiem się na ciebie gniewać. Dobrze o tym wiesz. Stajesz obok mnie i oboje patrzymy w niebo. Żadne z nas się nie odzywa.  

Cisza, która się wkradła między nas nie jest ani trochę krępująca. W pewnym momencie odwracasz swoją twarz i kierujesz swoje spojrzenie na mnie. Patrzysz na mnie wzrokiem, którego nie potrafię rozszyfrować. Coś jakby niepewność połączona z radością, Sam nie wiem…

Po chwili chwytasz moją dłoń w swoją. Przenoszę swój wzrok na nasze splecione palce i uśmiecham się w duchu do siebie. Tak długo na to czkałem.

Chwytasz drugą ręką mój podbródek i unosisz tak, bym mógł na ciebie spojrzeć. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy. Niespodziewanie przybliżasz się do mnie. Moje serce przyspiesza. Spoglądasz jeszcze raz w moje oczy i chyba dostrzegasz w nich to, co chciałeś zobaczyć, bo już chwilę potem delikatnie napierasz na moje wargi. Stoję przez chwilę w bez ruchu. Jestem w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek zrobić. Moje serce bije jak oszalałe. Po chwili jednak cała sytuacja dociera do mnie i odwzajemniam pocałunek.

Nie wiem ile czasu tkwimy w takiej pozycji. Czas przestał mieć znaczenie. Jakby zatrzymał się w miejscu. W pewnym momencie odrywany się od siebie, gdy obu nam brakuje już powietrza. Nasze oddechy są przyspieszone. Opierasz swoje czoło o moje i uśmiechasz się delikatnie. Tym razem nie mam oporów, by odwzajemnić uśmiech. Przenosisz swoją dłoń na moją twarz i pocierasz delikatnie kciukiem mój policzek.  Z twoich ust wychodzą słowa, które sprawiają, że przez całe moje ciało przechodzi dreszcz.

"Kocham Cię Harreh." Mówiąc to patrzysz mi się w oczy. Nie dostrzegam w nich nic innego, jak szczerość. Po chwili zdajesz sobie sprawę z tego co powiedziałeś. Twój uśmiech znika. Próbujesz się tłumaczyć. Puszczasz moją dłoń. Chcesz odejść. Nie pozwalam ci. Łapię cię za rękę i przyciągam do siebie. Patrzysz na mnie z pytającą miną. Nic nie mówię, w zamian muskam delikatnie twoje usta swoimi.

"Też cię kocham Lou." Mówię, po czym składam  pocałunek w kąciku twoich ust. Twoja twarz rozpromienia się, a na twoje usta wkrada się uśmiech. Nie taki zwykły, lecz ten specjalny, który kiedyś przeznaczony był tylko dla mnie. Teraz wiem, że nadal jest.

Siadamy do stołu.  Siadasz obok mnie, a uśmiech nie schodzi z twojej twarzy nawet na sekundę. Jestem szczęśliwy, bo wiem, że twoja radość jest spowodowana moją osobą.

W tej chwili nie zawracam sobie głowy myślami co sprawiło, że tak nagle zmieniłeś swój stosunek do mnie.  Dlaczego po tylu miesiącach twojej obojętności wobec mnie nagle przyznajesz się do tego, że mnie kochasz. I nie mówisz tego tak po prostu, tylko mówisz to z nadzwyczajną szczerością. Dlaczego tryska z ciebie szczęście, gdy mówię ci, że czuję dokładnie to samo. Nie zastanawiam się co z Eleonor, co z wami i przede wszystkim co z twoją miłością do niej.

W tej chwili nie obchodzi mnie nic, jak tylko to, że siedzisz tuż obok mnie, trzymasz swoją rękę na moim udzie i uśmiechasz się do mnie w ten swój wyjątkowy sposób. Wiem, że na tą rozmowę przyjdzie czas później.

Siedzę na kanapie razem z tobą opartym o mój tors. Nasze palce splecione są razem. Chłopaki nawet nie pytają ,tylko uśmiechają się. Jakby od zawsze wiedzieli, że tak będzie.

Przyszedł czas na prezenty. Każdy otwiera swój. W pewnym momencie bierzesz do ręki mój prezent dla ciebie. Przyglądasz mu się chwilę, po czym spoglądasz na mnie i go otwierasz. Bierzesz do ręki bransoletkę i odczytujesz napis. Uśmiech od razu wstępuje na twoją twarz. Podchodzisz do mnie, mówisz ciche Dziękuje ,po czym składasz delikatny pocałunek na moich ustach. Zakładasz ozdobę na swój nadgarstek, a ja uśmiecham się, bo wiem, że nareszcie jesteś mój.

Spędzamy resztę wieczoru na kanapie śmiejąc się i wygłupiając jak za dawnych czasów.

Dochodzi północ. Chłopaki zniknęli w pokojach, by porozmawiać ze swoimi rodzinami, a ja stoję sam, przy choince myśląc o tym co się dziś wydarzyło. Moje życzenie się spełniło.
Słyszę czyjeś kroki w salonie. Wiem, że to ty. Rozpoznam cię wszędzie.

Nie mylę się.

Podchodzisz do mnie i obejmujesz od tyłu w pasie. Opierasz swój podbródek o moje ramię i delikatnie całujesz w policzek. Odwracam się do ciebie przodem tak, by móc patrzeć ci prosto w oczy. Są takie radosne.

W tej chwili mój umysł zostaje przytłoczony przez setki myśli dotyczących Eleonor. Zadaje ci to pytanie, mimo iż boje się tego, co możesz mi powiedzieć. Nie wiem, czy chcę znać odpowiedź.
Co jeśli się okaże, że to wszystko dziś, twoje słowa i gesty to tylko gra i nic tak naprawdę do mnie nie czujesz? Nie zniósłbym tego.

Patrzysz na mnie przez chwilę, a ja nie potrafię odczytać absolutnie nic z twojej twarzy. Boję się. Moje serce przyśpiesza, lecz ty niespodziewanie czule się do mnie uśmiechasz i cały mój strach gdzieś umyka. Ujmujesz mój podbródek w swoją dłoń tak ,bym nie mógł uciec wzrokiem i udzielasz mi odpowiedzi zupełnie nie zdając sobie sprawy  z tego, że mówisz dokładnie to, co chce usłyszeć.
"Eleonor nic nie znaczyła, głuptasie. Nigdy jej nie kochałem. Była tylko przykrywką. Pomogła mi zrozumieć, że moje serce należy do ciebie, że od zawsze należało tylko i wyłącznie do ciebie.
Przepraszam, że zrozumienie tego zajęło mi tak dużo czasu."

Uśmiecham się na te słowa i wpijam w twoje wargi. Czuję, jak uśmiechasz się na ten gest.     
Przejeżdżam językiem po twojej dolnej wardze prosząc jednocześnie o pozwolenie na pogłębienie pieszczot. Dostaję je.

Pogłębiam pocałunek. Czuje motyle w brzuchu, a moje serce bije, jak oszalałe. Po chwili przerywam pocałunek, gdy brakuje mi powietrza. Słyszę twój jęk zawodu i mimowolnie uśmiecham się na to.

"Wesołych Świąt, Louis"- mówię.

"Wesołych Świąt, Harry"- odpowiadasz i skradasz mi jeszcze jednego całusa.

W tej chwili dzwony w pobliskim kościele wybijają północ.

Kończysz 21 lat.

Splatam nasze palce razem i unoszę twój nadgarstek do góry.

"Kocham Cię" głosi napis na bransoletce.

Uśmiecham się na to, a ty odwzajemniasz mój uśmiech, bo oboje dobrze wiemy, że te dwa słowa nigdy się nie zestarzeją.

~~~
Tym, nieco dziwnym akcentem, chciałabym wam wszystkim życzyć Wesołych świąt! Spełnienia marzeń, sukcesów w życiu, uśmiechu na twarzy, dużo radości i miłości. By każdy z was, znalazł swojego Louisa i by te święta, były dla was wspaniałe! :)

* Wybaczcie, za jakość i dziwną formę tego shota. Był jedną z pierwszych rzeczy, jakie kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że mimo wszystko, spodoba wam się chociaż w najmniejszym stopniu. :)

* Co do rozdziału: pojawi się po świętach i będzie zapewne ostatnim w tym roku.

                                                          WESOŁYCH ŚWIĄT!


niedziela, 1 grudnia 2013

The two sides of the mirror - rozdział czwarty



Niebo było ciemne, pokryte granatowymi chmurami z których małymi kroplami spadał deszcz, lekko wyczuwalny – niczym mokra mgła. Wiatr poruszał konarami drzew, rozrzucając ich liście we wszystkie strony, podczas gdy Harry przemierzał uliczki parku.  Szedł przed siebie, pogrążony we własnych myślach, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Mijał ludzi, którzy spieszyli się do domu, ukryci pod parasolem, by mokre krople nie dosięgły ich twarzy. I żadne z nich nawet nie zdawało sobie sprawy z obecności chłopaka, mijając go i nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem.

Jednak Harry nie przejmował się tym, idąc przed siebie i nie zwracając na nich uwagi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie mogą go zobaczyć.  Omijał kałuże mimo, że wiedział iż i tak nie będzie mokry, gdy jego stopa zetknie się z wodą. Był aniołem, a anioły miały tę wyjątkowa cechę bycia odpornym na kaprysy pogody, więc nawet padający deszcz nie sprawiał, że chował się pod drzewem, bo najzwyczajniej w świecie nie był w stanie go zmoczyć.

Pogoda dosięgała go tylko w niebie, gdzie mógł poczuć promienie słońca na swojej skórze i lekki podmuch wiatru, rozwiewający jego loczki i malujący uśmiech na jego bladej twarzy.

To nie było tak, że Harry nigdy nie czuł deszczu i nigdy nie doznał przyjemności, jaką daje spadający z nieba śnieg. Harry uwielbiał zimę, dlatego gdy tylko nadchodziła jej pora, schodził z nieba na Ziemię i przybierał ludzką postać taką, która była dostrzegalna przez innych i bawił się białym puchem tak długo, jak długo mógł, dopóki jego place u rąk i stopy nie zaczynały drętwieć z zimna. I zawsze wtedy jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech, ukazując jego dwa dołeczki, bo w takich chwilach zawsze czuł się szczęśliwy i nie tylko dlatego, że mógł ulepić bałwana i potarzać się w białym puchu, ale przede wszystkim dlatego, że zawsze w takich chwilach miał przy sobie Louisa, który podzielał jego radość, więc obaj mogli ją czerpać z tak małej rzeczy, jak właśnie śnieg.

I to było niesamowite, gdy chłopak pomyślał sobie, że jedyne co wtedy było mu potrzebne do szczęścia, to obecność jego najlepszego przyjaciela, by wszystko było w jak najlepszym porządku.  Zastanowił się przez chwilę dlaczego tak jest, że teraz, gdy Louisa nie ma, on nawet nie umie się szczerze uśmiechnąć i dotarło do niego, że całe jego szczęście i wszystkie radosne chwile, które przeżył, były radosne tylko dlatego, że miał Louisa. I już wiedział, że nic nie będzie dobrze, dopóki Louis nie wróci. A Harry wiedział, że to nie do końca jest możliwe.

Harry był bardziej niż zagubiony. Bardzo chciał wykonać swoje zadanie i dowiedzieć się, co takiego planuje Louis, ale z drugiej strony tak bardzo bał się spotkania ze starszym chłopakiem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdy tylko spotkają się i spojrzy z bliska w jego oczy, wszystkie wspomnienia wrócą i Harry nie był pewny, czy chciał, by wróciły. Bał się ich i tego co mogą z nim zrobić, a wiedział, że obecność Louisa zawsze działała na niego inaczej, niż obecność innych ludzi i Harry był pewny, że tym razem skończy się to zapewne tak samo. I gdy spojrzy w jego oczy zapomni o tym, co jest ważne i skupi się tylko na Louisie, całkowicie zaprzepaszczając swoją szanse na wykonanie zadania.

Ale z drugiej strony tak bardzo chciał go spotkać. Podejść, przytulić, spojrzeć w jego ciepłe oczy i zobaczyć w nich to, co zawsze w nich widział: uczucie. Chciał wyjaśnienia i zapewniania, że pomimo odległości, wciąż znaczy dla Louisa tyle samo, co przed tymi pięcioma laty.

I choć toczył walkę z samym sobą już bardzo długi czas: godziny mijały, przeradzały się w dni, a te w tygodnie, to wciąż nie był pewny tego, co miał zamiar zrobić. I choć Liam miał rację mówiąc mu, że wszystko zależy od niego, to czy Louis dowie się o jego uczuciu, które wcale nie pomagało w tej sytuacji, wręcz przeciwnie – tylko komplikowało wszystko, to Harry nadal nie umiał zebrać się w sobie i podjąć konkretną decyzję. 

Wiedział, że Bóg chciał, aby wykonał swoje zadanie i w końcu przestał żyć przeszłością i ruszył dalej, to jednak nie umiał sobie z tym poradzić. Nie miał określonego czasu, a głos wcale go nie popędzał, za co Harry był mu naprawdę wdzięczy.  Chciał to wszystko zrobić, by nie zawieźć Boga i nie być tym, który boi się własnych wspomnień, ale przede wszystkim chciał udowodnić samemu sobie, że potrafi – stanąć tak po prostu twarzą w twarz z Louisem i być obojętnym na cały jego urok. Choć bardzo wątpił w to, by kiedykolwiek coś takiego mogło być możliwe.

Im dłużej spacerował, tym więcej myśli wkradało się do jego umysłu, szepcząc mu, by w końcu to zrobił i nie był tchórzem, bo jest aniołem, a anioły nie boją się stawić czoła temu, co już było.

I Harry w końcu postanowił, po ponad godzinie spędzonej na myśleniu i spacerowaniu wokół pustego parku, że zrobi to. Znajdzie Louisa, choćby miał szukać go nawet w piekle i dowie się, co takiego planuje, bo naprawdę nie chciał się bać i wiedział, że może to zrobić, bo ma wystarczająco dużo siły w sobie, by pozwolić Louisowi spojrzeć w jego oczy i podarować mu najpiękniejszy uśmiech, a Harry wiedział, ze jest zdolny do tego, by uchronić się przed tym, ponieważ wierzył w siebie i swoją miłość, która jeszcze nigdy go nie zwiodła.

I gdy w końcu podniósł twarz, ukazując swoje zielone oczy światu, zobaczył go. Siedział na ławce, a jego twarz ukryta była w dłoniach i serce Harry`ego zatrzepotało nieprzyjemnie na ten widok, bo jeszcze nigdy nie widział Louisa tak bardzo przygnębionego i załamanego. I to był zdecydowanie nieprzyjemny widok i Harry nie chciał go takiego widzieć. Zdecydowanie bardzie wolał jego uśmiech.

Wolnym krokiem podszedł do szatyna i gdy był już zaledwie dwa kroki od niego, zastanowił się dlaczego chłopak nie reaguje. Wiedział, że Louis doskonale czuje jego obecność, bo był zbyt blisko, by chłopak mógł go nie czuć. Strach chciał obezwładnić jego ciało, ale nie pozwolił mu na to, zamiast tego podszedł do Louisa, stając zaledwie kilka centymetrów od niego.

- Louis – wyszeptał i już po chwili mógł zobaczyć, jak głowa chłopaka unosi się ku górze, a niebieskie tęczówki patrzą na niego ze zdziwieniem, ale i radością wypisaną w ich ciemnym odcieniu.  

- Harry – odszepnął Louis, po czym podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko przyjaciela.

Jego oczy lustrowały każdy, najmniejszy element twarzy Harry`ego, jakby chciały doszukać się w niej zmian, jakie zaszły w ciągu całego czasu ich rozłąki. I ku zdziwieniu szatyna, chłopak wcale tak bardzo się nie zmienił. Nadal był piękny, a jego oczy nadal tak bardzo jasne i szczere, ukazujące całą duszę kędzierzawego chłopca. Wciąż miały w sobie ten psotny, ciemny odcień w postaci plamek przy czarnym kółeczku, ale to wciąż były te same tęczówki, które Louis zapamiętał i nie mógł się nadziwić, że pomimo czasu jaki upłynął, on wciąż potrafił w nich zatonąć.  Jego włosy wciąż się kręciły, może tylko odrobinę mniej, ale wciąż nosiły ten sam, czekoladowy odcień i wciąż świeciły się jasnym blaskiem, zachęcając do tego, by zanurzyć w nich palce i przeczesać je. I Louis naprawdę chciał to zrobić, dopóki nie przypomniał sobie, że nie ma już prawa, by ich dotknąć.

Zatracił je dawno temu.

Zmężniał, co wywnioskował szatyn po jego posturze, która z dziecięcej stała się bardziej dojrzała i widać było, że nie należy już do chłopca, którym Harry był, zanim to wszystko się wydarzyło, ale do mężczyzny. Dorosłego i w jakimś tam stopniu dojrzałego mężczyzny. Chłopak urósł, bardzo urósł, co Louis zauważył już na początku. Miał teraz gdzieś, na oko Louisa, metr osiemdziesiąt i to było frustrujące, gdy chłopak uświadomił sobie, że sięga mu tylko do podbródka, ale i uświadomiło mu, jak wiele się zmieniło przez te pięć lat.

Stał tak, wpatrując się w zielone oczy Harry`ego i nie mógł uwierzyć, że to w końcu się dzieje. Że po tak długim czasie może go zobaczyć, tak po prostu stać obok niego i cieszyć się z obecności przyjaciela.

- Harry. – wyszeptał drugi raz, a mały, nieśmiały uśmiech zaczął się malować na jego twarzy, a Louis pomimo wielkich chęci, nie mógł go zatuszować.

Chłopak patrzył na niego, a Louis nie mógł nic wyczytać z jego spojrzenia. Po chwili Harry jednak uśmiechnął się delikatnie, a dwa małe dołeczki pokazały się w jego policzkach i Louis miał ochotę popłakać się ze szczęścia, bo Harry, jego Harry, uśmiechnął się do niego i znów mógł oglądać jego dziecięcy uśmiech, który pomimo czasu, nic się nie zmienił.

I Louis wiedział, widział to w jego oczach, że chłopak nie jest na niego zły, że ma szanse na to, by naprawić to wszystko, przynajmniej w najmniejszym stopniu. I to sprawiło, że serce Louisa, pierwszy raz od pięciu lat, zabiło mocnej.

Harry uniósł niespiesznie swoją dłoń i ułożył ją delikatnie na zarumienionym policzku Louisa, gładząc kciukiem jego powierzchnię. Skóra szatyna była szorstka, a delikatny zarost drapał chłopaka w palce, ale nie zwracał na to uwagi, zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w jego niebieskie tęczówki.

Oczy Louisa były ciemne, z jasnego błękitu przybrały kolor granatu, ale Harry wciąż mógł zauważyć ukryte w nich szare plamki i te specyficzne iskierki, które zawsze im towarzyszyły. Skóra chłopaka pociemniała, tak samo, jak włosy, które z kasztanowych przybrały barwę ciemnego brązu, lekko pomieszanego z delikatną czernią, ale mimo to wciąż pozostawały w nieładzie, który Harry doskonale znał. Wiatr rozwiewał ich kosmyki i Harry nie mógł się powstrzymać, by nie odgarnąć kilku zabłąkanych pasm z czoła Louisa. Wari chłopaka wciąż były malinowe i tak bardzo idealne, tak samo, jak jego mały nos i elfie uszy, które delikatnie odstawały. Postura szatyna zmieniła się, choć nadal pozostała nieco kobieca. Wydoroślał i choć Harry wiedział, że wszystko w nim się zmieniło, nie był już tym chłopcem, który opuszczał go pięć lat temu, ale dorosłym mężczyzną, to wciąż pozostawała jedna rzecz, która pomimo wieku i czasu, jaki upłynął nie zmieniła się ani trochę. I ta rzeczą był uśmiech, szeroki, powodujący znajome kurze łapki w okolicach oczu.

I choć Harry sam nie do końca umiał się przed sobą przyznać: tęsknił za tym, tak bardzo mocno. 

Wpatrywali się sobie w oczy, a uśmiech błąkał się po ich twarzach, podczas gdy umysł wyświetlał wspólne wspomnienia, które przyprawiały ich o radość. I Harry mógłby tu stać tak całą wieczność, z Louisem u boku, gdyby nie kropla deszczu, która uderzyła o nos szatyna i rozprysła się na jego twarz, powodując u chłopaka mrugnięcie oczami i Harry dopiero wtedy zorientował się, gdy oczy Louisa schowały się pod powiekami, co się właściwie dzieje.

Odsunął się szybko od chłopaka i stanął kilka kroków przed nim, a ciepło, które dostarczał policzek przyjaciela do jego dłoni zniknęło, powodując dziwne uczucie zimna i pustki pod palcami. 

Powietrze wokół zgęstniało i dało się wyczuć napięcie, jakie panowało między tą dwójką.  Wpatrywali się w siebie uparcie, lecz żadne z nich nie miało odwagi, by wypowiedzieć chociaż najmniejsze słowo.

Wobec tego milczeli, pogrążeni w ciszy, którą przerywał jedynie odgłos spadających kropel i uderzających o liście drzew. Minuty dłużyły się i z każdą chwilą było ich coraz więcej, gdy w pewnym momencie głos Harry`ego przerwał ciszę.

- Odszedłeś – powiedział, nie przerywając kontaktu wzrokowego i próbując doszukać się czegokolwiek w oczach Louisa. Nie znalazł w nich nic więcej, poza poczuciem winy, które wydawało się Harry`emu tak bardzo dziwne oraz zawodu.

- Wiem  - odparł Louis i odważył się podejść do loczka.

Chłopak nie odsunął się, zamiast tego uważnie śledził każdy, najmniejszy ruch przyjaciela.

- Wiem, Harry – powiedział – Wiem, ale proszę, pozwól mi wyjaśnić wszystko.

- Już wyjaśniłeś. – odrzekł, patrząc na chłopaka – Nic więcej nie musisz mówić.  Wiem wszystko.

- Nic nie wiesz, Harry! – Krzyknął. Chłopak wzdrygnął się na ten nagły wybuch, a w jego oczach pojawił się strach.

- Przepraszam – uspokoił się – Możesz dać mi kilka minut. Proszę, po prostu potrzebuję byś wiedział, jak było.

Harry zastanawiał się chwilę, po czym kiwnął głową na znak zgody i usiadł na ławce, na której jeszcze niedawno siedział Louis i już po chwili chłopak dołączył do niego.

- To nie było tak, jak myślisz – zaczął po chwili, lecz zachrypnięty głos Harry`ego przerwał mu.

- Wiem, jak było Louis. – zaczął – Odszedłeś, choć prosiłem cię, byś został. Błagałem, ale ty nawet nie raczyłeś wziąć moich słów pod uwagę. Wiedziałeś, że jesteś dla mnie ważny.  – z każdym kolejnym zdaniem wypływającym z jego ust, głos podnosił się, podczas gdy Louis patrzył tylko oniemiały na swojego przyjaciela, zupełnie nie przygotowany na jego wybuch. – Wiedziałeś, że cię potrzebuje, że byłeś moim najlepszym przyjacielem. Byłeś dla mnie, jak brat, a okazałeś się zwykłym chłopakiem, który nie zasługuje na to miano. Zostawiłeś mnie.  – zatrzymał się na chwilę, by zetrzeć łzę, która spłynęła po jego policzku. – Zostawiłeś mnie w momencie w którym potrzebowałem cię najbardziej.

- Harry…ja..

- Nie Louis. – przerwał – Słowa nie wystarczą, by naprawić to co zepsułeś. Ty tak po prostu… przekreśliłeś nas. Przekreśliłeś mnie.

 - Nie, Harry – zaczął – Ja nigdy…     

- Ty co, Louis? – zapytał patrząc na niego, oczami pełnymi bólu i smutku. – Chcesz powiedzieć, że nie chciałeś? Bzdura! Doskonale wiedziałeś co wybierasz i że tam gdzie idziesz nie mogłoby być nas. Ale nie zawahałeś się ani chwili, by dokonać wyboru. Byłem dla ciebie tylko zabawką! Kimś, kogo można odłożyć na półkę, gdy nam się znudzi. Powiedz mi…- powiedział spoglądając w jego oczy – Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłem?

Louis milczał, nie będąc zdolnym do wypowiedzenia czegokolwiek. Słowa Harry`ego uderzyły w niego z większa siłą niż przypuszczał, że mogą, ale nie próbował się przed nimi bronić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że były prawdziwe.

- Tak myślałem – odparł Harry i wstał z ławki.

- Zaczekaj – zawołał za nim Louis. – pozwól mi wyjaśnić. Tylko kilka minut.

Chłopak odwrócił się i z powrotem zajął miejsce obok przyjaciela.

Louis wziął oddech i przetarł twarz dłońmi, próbując zebrać się w sobie.

- To nie było tak, że nic dla mnie nie znaczyłeś Harry. – zaczął po chwili. – Znaczyłeś dla mnie bardzo dużo. Znaczyłeś najwięcej. – Przeniósł spojrzenie na kędzierzawego chłopca, którego oczy zaszkliły się pod wpływem tych słów. -  Ale od początku… Jak sam wiesz, zawsze byłem nieco inny, niż wszyscy pozostali chłopcy. Lubiłem psocić, łamać zasady i czasem robić innym na złość. Zawsze uciekałem i nie lubiłem słuchać, gdy do mnie mówiono. Byłem typem osoby, która lubiła postawić na swoim. A wiesz, jak było w niebie. Zasady, których musieliśmy przestrzegać. Ciągła nauka i wymagania, jakie stawiali przed nami inni, byśmy byli najlepsi w takim stopniu, w jakim tylko możemy. Określone reguły, których nie wolno było nam łamać, a ja… nie lubiłem tego.  Nienawidziłem, gdy ktoś narzucał mi własne zdanie i mówił co mam robić.  Ale nic nie mogłem na to poradzić, więc po prostu godziłem się z tym, starając się, choć nie zawsze mi to wychodziło. I wszystko było w porządku, dopóki nie poznałem Zayna. Spotkaliśmy się tu, na ziemi, gdy któregoś dnia przechadzałem się uliczkami parku, podczas gdy ty byłeś jeszcze w szkole. Nudziło mi się bez ciebie, strasznie mi się nudziło, więc pomyślałem sobie: czemu nie? Podszedł do mnie tak po prostu, bez skrepowania, z uśmiechem na ustach i zapytał, czy nie chciałbym się trochę zabawić. Zgodziłem się. – Zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na chłopaka obok, ale jego twarz nie wyrażała tym razem żadnych emocji, więc kontynuował, przenosząc wzrok na pobliskie drzewo. – Pokazał mi rzeczy, o których nie miałem pojęcia, że istnieją. Pokazał świat, tak bardzo różny od tego, który miałem na górze i było w nim coś, co uważałem na niesamowite. A mianowicie – nie było w nim zasad, żadnych reguł, oprócz jednej. Żyj tak, jak chcesz i niczym się nie przejmuj. Spodobało mi się. Pomyślałem sobie: chcę tego. Ale nie mogłem uciec z nieba, by tak po prostu żyć tutaj. Nie miałem osiemnastu lat, by decydować o sobie, a poza tym, nie chciałem cię zostawić. Więc zostałem, postanawiając sobie, że gdy tylko będę mógł, będę wracał na Ziemię. Wracałem. Za każdym razem, gdy ty byłeś zajęty nauką lub pomaganiem innym, ja wracałem, a Zayn za każdym razem pokazywał mi coś innego, co tylko bardziej sprawiało, że miałem ochotę rzucić życie tam i zacząć je tu. Lubiłem spędzać czas z mulatem, polubiliśmy się i zawsze świetnie bawiliśmy razem, ale zawsze potem wracałem do ciebie i uświadamiałem sobie, że nie mogę odejść. Nie kiedy ty tam zostaniesz. Czas spędzony z tobą zawsze znaczył dla mnie więcej niż ten spędzony z Zaynem.  Przy tobie mogłem po prostu być i nawet jak nic nie robiliśmy to i tak było cudownie, bo byliśmy razem. Nie potrzebowaliśmy słów, by się rozumieć i to było niesamowite. Znaczyłeś dla mnie naprawdę dużo Harry. Znaczyłeś wszystko. -  Spojrzał na zielonookiego i mógł dostrzec w jego oczach łzy, gdy ten obrócił twarz w jego stronę, obdarzając go smutnym spojrzeniem. Coś w klatce piersiowej Louisa poruszyło się, wywołując nieprzyjemne uczucie w środku i chłopak miał ochotę przytulic przyjaciela, bo widok łez w jego oczach była ostatnim, jaki chciał zobaczyć. – Mijał czas, a ja coraz bardziej wkręcałem się w to, co pokazywał mi chłopak. I coraz częściej przenosiłem to zachowanie tam na górę. Pamiętasz… zawsze mnie upominałeś, a ja zawsze słuchałem się ciebie. I tak to trwało. Zapytasz pewnie po co to mówię… Otóż – za każdym razem, gdy zrobiłem coś nieodpowiedniego: upominałeś mnie. Ale im dłużej razem przebywaliśmy tym mniej nieodpowiednich sytuacji dostrzegałeś w moim zachowaniu i coraz rzadziej zwracałeś mi uwagę. Zacząłem rozumieć, że im dłużej razem przebywaliśmy, tym bardziej ty stawałeś się obojętny na złe rzeczy, które czyniłem. To był mój powód, Harry, dla którego postanowiłem odejść. – Zrobił przerwę, by zaczerpnąć powietrza, po czym kontynuował wpatrując się w loczka. – Nigdy nie chciałem, byś kiedykolwiek stał się taki, jak ja. Byłeś tak bardzo niewinny Harry, i szczery w tym co robiłeś i zawsze miałeś na uwadze cudze dobro, a ja tak bardzo nie chciałem tego psuć. Postanowiłem odejść, bo wiedziałem, ze im dłużej będziemy przebywać razem, tym bardziej będziesz zatracał te wartości, które sprawiają, że jest tak bardzo wyjątkowy. Nie chciałem tego i wiedz, że widziałem… łzy w twoich oczach, gdy powiedziałem, że odchodzę. Nie reagowałem, bo wiedziałem, że gdy się poddam twoim namowom, nie będę umiał odejść. Byłeś dla mnie bardzo ważny Harry i może to dziwne, ale zostawienie ciebie tamtego dnia, było najtrudniejszą rzeczą, jaką mi przyszło kiedykolwiek zrobić, a łzy które spłynęły po twojej twarzy, gdy szeptałeś „Zostań” ostatni raz, roztrzaskały moje serce, bo Harry, byłem w tobie zakochany i wiedziałem, że musze cię zostawić, bo najzwyczajniej w świecie kochałem cię zbyt mocno, by pozwolić ci kiedykolwiek upaść.

Przeniósł wzrok na swoje splecione dłonie, po czym, po kilku chwilach, odważył się spojrzeć na kędzierzawego chłopca, który wpatrywał się w niego, a po jego bladych policzkach ciekły łzy, skapując na biała koszulkę.

Nie mówił nic, ale Louis nie musiał pytać, by wiedzieć, że czuje się zraniony. Jego oczy mówiły wszystko, co działo się w jego wnętrzu, a Louis wystarczająco długi czas mógł się w nie wpatrywać, by nauczyć się z nich czytać.

Były mocno zielone z kilkoma ciemnymi plamkami, pokryte wodospadem słonej cieczy, który powoli z nich wypływał i Louis wiedział, że chłopak toczył walkę z samym sobą i mógł jedynie mieć nadzieje, że dostanie szanse, by zrekompensować swój błąd.

I nie chodziło już o plan, który wymyślił Louis i o lustro, które miało wcielić go w życie. Chodziło o coś większego, o wiele więcej wartego, niż kilka ładnych zdobień i idealną taflę przezroczystego zwierciadła. Chodziło o przyjaźń i możliwość odzyskania jej, o uczucie i obecność, której Louisowi tak bardzo brakowało. Chodziło o Harry`ego i Louis wiedział, właśnie w tej chwili, że byłby w stanie poświęcić wszystko, by jeszcze kiedykolwiek zatracić się w jego dotyku i bezpiecznych ramionach.

Harry siedział i wpatrywał się w jeden punkt, nie do końca wiedząc co zrobić. Chciał wybaczyć Louisowi, zwłaszcza po tym co usłyszał, bo to było piękne i prawdziwe i Harry wiedział, że Louis nie kłamał, bo znał go zbyt dobrze, by ten był w stanie go oszukać. Louis nigdy nie umiał kłamać i choć chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko mogło się zmienić w czasie tych pięciu lat, to wystarczyło, że spojrzał w jego oczy, by wiedzieć, że chłopak był szczery.

Potrzebował kilku minut, by zebrać się w sobie i być pewnym, że jego głos nie zadrży i nie zdradzi w jakim jest stanie, po czym przeniósł wzrok na Louisa, który wpatrywał się w niego swoimi ciemnymi oczyma.

- Czego ode mnie oczekujesz, Louis?

Chłopak zawahał się.

- Ja… - zaczął – chciałbym odzyskać przyjaciela. Wiem, że schrzaniłem, ale, jeśli potrafisz, daj mi szansę, bym mógł to wszystko naprawić.

- Skąd mam wiedzieć, że to co powiedziałeś było prawdą, a nie zwykłą historyjką wyssaną z palca. Oboje dobrze wiemy, że potrafisz kłamać.

Harry wiedział, że było zupełnie odwrotnie, ale mimo to chciał usłyszeć potwierdzenie tego z jego ust.

- Każde słowo, które padło z moich ust było szczere. Zarówno te wypowiedziane teraz, jak i te wcześniejsze. – powiedział Louis wpatrując się jednocześnie w szmaragdowe tęczówki. – Nigdy cię nie okłamałem, Harry.

I teraz chłopak był już całkowicie pewny tego, że Louis mówił prawdę i może to, co chciał zrobić nie było do końca słuszne, to chciał dać mu tą szansę i spróbować odzyskać utraconą przyjaźń. I nie tylko dlatego, że tęsknił i że brakowało mu Louisa przez ten cały czas, ale też dlatego, że miał do wykonania zadanie, a to mogła być świetna okazja, by dowiedzieć się, co chłopakowi chodzi po głowie i co planuje.

Powoli kiwnął głową na znak zgody i mógł zobaczyć, jak twarz Louisa rozświetla się, a kurze łapki pokazują się wokół jego oczu, podczas gdy usta wyginają się w uśmiechu, który ani trochę się nie zmienił.

Louis niepewnie rozłożył ramiona w geście zaproszenia, a Harry przegryzł dolna wargę zastanawiając się co zrobić, na co serce Louisa zatrzepotało, po czym przysunął się niepewnie do szatyna i wtulił w niego, na co ten objął go ramionami.

I gdy to nastąpiło, oboje mogli poczuć charakterystyczne ciepło, które rozeszło się po ich ciałach, kiedy jasna skóra loczka spotkała się z ta ciemną Louisa i zatracić się w zapachu, jaki towarzyszył tej drugiej osobie.

I choć dotyk Louisa palił, to zatracenie się w nim było, jak powrót do domu. Do dzieciństwa i beztroski, gdzie uśmiech sam malował się każdego dnia na twarzy, a problemy nie miały racji bytu. Do zapachu kolorowych ciastek, który unosił się każdego ranka w mieszkaniu, gdy wspólnie jedli drugie śniadanie i polnych kwiatów, gdy każdego popołudnia bawili się na słonecznej polanie, a wszystko inne nie istniało. I znów mógł poczuć zapach deszczu, który tak bardzo lubił, bo zawsze kojarzył mu się z Louisem. I choć Harry był pewny, że nic już nie będzie takie, jak dawniej, a utraconych lat nie da się odzyskać, to jednak był gotowy, by spróbować chociaż trochę z tych wspomnień przywrócić. I choć nigdy już nie wypiją razem ciepłego mleka i nie zjedzą czekoladowych ciastek na drugie śniadanie, to mimo wszystko, Harry pisał się na to, bo wiedział, że czas spędzony z Louisem będzie tego warty, bez względu na to czy spotkają się w niebie na ich polanie, czy na ziemi, w parku, otoczeni ludźmi.

Zamknęli oczy i delektowali się ciepłem i swoją obecnością, za którą tak bardzo tęsknili, a którą w końcu mogli poczuć. I  choć żadne z ich nie miało pojęcia, jakie zamiary ma ta druga osoba, to jednak nie przejmowali się tym zbytnio. W tej chwili najważniejsze było to, że mają przy sobie tą jedną, szczególną osobę, która znaczyła dla nich najwięcej.

~~~
Przepraszam. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Mam nadzieję, że mimo tak długiego czasu mojej nieobecności, ktoś jeszcze czekał na rozdział. Starałam się wyrobić, by móc wstawić go dziś i jest i mam nadzieję, że jego długość zrekompensuje wam moją nieobecność. :)
Dziękuje wam bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem i liczę na to, że tym razem też pojawi się tak wiele opinii. 
jeśli macie do mnie jakieś pytania - zapraszam TU. Pytajcie śmiało :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!

czwartek, 21 listopada 2013

Przepraszam...

Cześć Wam!
Przybywam tu tylko na chwilę, aby wyjaśnić i jednocześnie przeprosić za brak rozdziału. Wiem, że minęło już sporo czasu od ostatniego wpisu, ale nic nie mogę na to poradzić. Studia pochłaniają cały mój czas: masa projektów, nad którymi trzeba posiedzieć, kolokwia i do tego przedmioty, które nie są wcale takie łatwe i którym trzeba poświęcić czas.
Wiem, że to dość marne wytłumaczenie, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie miałam nawet chwili czasu, by pomyśleć nad tym, co chce napisać, a co dopiero, by otworzyć Worda i zacząć.
Tak więc stanęło na tym, że liczba słów w przyszłym rozdziale wynosi "zero". Zdaję sobie sprawę z tego, że wpis powinien się już pojawić, ale nie chce wam wstawiać czegoś, z czego nie będę zadowolona i co nie będzie na jakimś tam poziomie, choć wiem, że moja twórczość nie jest zbyt dobra.
Rozdział się pojawi, na pewno się pojawi i postaram się zrobić wszystko, by pojawił się jak najszybciej. Postaram się napisać coś w weekend i może uda mi się go wstawić w następnym tygodniu, ale nie chce wam nic obiecywać, bo wiem, że może być ciężko z dotrzymaniem słowa.
Dziękuje wam bardzo za wszystkie komentarze i cierpliwość. Mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś z was czeka jeszcze na rozdział. :)
+ Nie podjęłam jeszcze decyzji dotyczącej końca swojej działalności tutaj, ale mam nadzieję, że taka informacja pojawi się wraz z następnym rozdziałem. :)
Jeśli macie do mnie jakieś pytania, lub po prostu chcecie ze mną porozmawiać i dowiedzieć się, jak postępują prace nad rozdziałem - zapraszam TU.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam i dziękuje. Za wszystko. :)
Do napisania!

niedziela, 3 listopada 2013

The two sides of thhe mirror - Rozdział trzeci



Minęły trzy dni, odkąd Harry zobaczył Louisa. W tym czasie jego myśli cały czas były zajęte przez niebieskookiego chłopaka, nie pozwalając mu się na niczym skupić. Każda próba ucieczki przed wspomnieniami i niebieskim odcieniem jego tęczówek, który Harry bardzo dobrze zapamiętał i miał nadzieję, że wciąż takie są, kończyła się niepowodzeniem. Louis skutecznie zajmował jego umysł, nie pozwalając skupić myśli na niczym innym.

I tak Harry spędził całe trzy dni, na myśleniu o Louisie: o jego niebieskich, jak ocean oczach, uśmiechu, który był tak piękny, jak gwiazdy na niebie i o kurzych łapkach wokół jego oczu, które ze sobą przynosił. O jego nieskazitelnej, porcelanowej twarzy, tak bardzo delikatnej w dotyku, smukłych dłoniach, których place niejednokrotnie splatały się z tymi Harry`ego, o jego śmiechu, tak bardzo uroczym i słodkim, że Harry mógł go słuchać godzinami i nigdy mu się nie nudził.

Myślał o ich przeszłości. O tym co mieli, jako para najlepszych przyjaciół, którzy bardzo dawno temu, przekroczyli tą granicę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Myślał o uczuciu, które ich wtedy łączyło, a które mimo wszystkich wydarzeń i odległości fizycznej między nimi, nie uległo zmianie. I choć Harry nie był go wtedy świadomy, to wystarczyło jedno spojrzenie, po tylu latach separacji, by zrozumieć, że te wszystkie dziwne rzeczy, które wyprawiało jego ciało, gdy napotykało na swojej drodze Louisa, to właśnie miłość.

Harry siedział na parapecie w swoim mieszkaniu i obserwował, jak życie toczy się powoli, nie dosięgając go. Odkąd spotkał Louisa miał wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu, wskazówki zegara stanęły i nie chciały ruszyć dalej, choć Harry tak bardzo tego pragnął.

Rozmowa z Bogiem wiele wyjaśniła, choć nie rozwiała jego wątpliwości. Podjął decyzje, ale im więcej czasu mijało, tym więcej negatywnych myśli nawiedzało jego umysł. Nie umiał oprzeć się wrażeniu, że gdy tylko pozwoli Louisowi wrócić do jego spokojnego życia, szatyn zrani go, a on znów zostanie sam z tym palącym uczuciem w piersi. Nie chciał tego. Pomimo, że kochał i że był gotowy, by pozwolić Louisowi rozkochać go w sobie na nowo, bał się.

Dlatego tak bardzo zwlekał z tym, by ponownie stawić mu czoła. Dużo myślał nad ich spotkaniem, nad tym co zrobi, gdy stanie z nim twarzą w twarz, co mu powie i nad tym, co zrobi Louis, a Harry wiedział, że stać go na wiele.

Wiele razy przeprowadzał w myślach ich rozmowę, lecz za każdym razem wydawała się ona być coraz bardziej absurdalna, więc odpuścił, postanawiając działać spontanicznie.  

Wyjrzał przez okno, za którym kilka białych postaci przechadzało się chodnikiem i uśmiechało, gdy ktoś obok mich przechodził. Harry uśmiechnął się na ten widok, wiedząc, że nie ważne, jak bardzo źle się działo, oni zawsze się uśmiechali i był gotowi pomóc każdemu, kto ich pomocy potrzebował, nawet jeśli oni sami jej potrzebowali.

Przeniósł swój wzrok na niebo, które było przejrzyście czyste, bez żadnej chmury i białych smug, które czasem  się na nim pojawiały. Jego błękitny odcień był nieskazitelnie czysty, a słońce odbijało w nim swoje promienie, sprawiając, że wszystko wokół emanowało spokojem i radością, a uśmiech sam malował się na twarzy.

I pierwszy raz, Harry miał ochotę uciec stąd. Po prostu wyjść i nie wrócić, schować się przed światem tak, by nikt go nie znalazł.

Nie umiał się odnaleźć we własnych uczuciach.  

Po chwili poczuł, jak ciepłe ramiona otoczyły go,  a głowa przyjaciela oparła się o jego własną.  Wtulił się w niego i przymknął powieki, powoli relaksując się pod wpływem obecności Liama.

- Znów o tym myślisz.

Podniósł głowę i zerknął na przyjaciela, którego brązowe tęczówki patrzyły na niego z troską wypisaną w ich odcieniu. Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami, po czym z powrotem wtulił się w jego tors.

- Nie umiem nie myśleć. – odparł, wpatrując się w okno. – To mnie przeraża.

Liam odsunął się i zajął miejsce naprzeciwko niego, lekko pocierając jego łydki.

- To, że go kochasz?

Harry przytaknął.  – Boję się tego.

- Nie musisz się bać, Harry. – rzekł Liam, na co Harry spojrzał na niego, swoimi zielonymi oczyma. – Louis nic nie wie o twoich uczuciach i nie musi wiedzieć, jeśli nie będziesz tego chciał.  Tylko od ciebie zależy, czy dowie się o tym, że kochasz, czy nie. Nie ma czego się bać. Wszystko jest w twoich rękach.

Harry uśmiechnął się delikatnie. – Dzięki.

Siedzieli przez chwilę w milczeniu, podczas której Liam przyglądał się Harry`emu, który wpatrywał się w okno.

- To nie wszystko, prawda? – odezwał się Liam, po kilku minutach.

Harry spuścił wzrok na swoje kolana.  

- Harry. – powiedział Liam i uniósł podbródek loczka ku górze, tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy. 

– Co się dzieje?

Harry milczał.

- Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, prawda? – rzekł. – Jestem twoim przyjacielem i pomogę ci, cokolwiek to jest.

Harry odwrócił wzrok, a Liam opuścił rękę, dając przyjacielowi kilka chwil na zebranie się w sobie.

- Jestem tchórzem. – odezwał się Harry po chwili i spojrzał na swojego przyjaciela smutnym wzrokiem.  – Od trzech dni unikam spotkania z Louisem, jak tylko mogę, bo boję się, że nie dam sobie z tym rady.  Robię wszystko, by opóźnić nasze spotkanie, z obawy, że gdy tylko spojrzę w jego oczy, przepadnę, zapominając o tym, co tak właściwie mam zrobić. Uciekam, zamiast stawić czoła temu, co mnie czeka. Jak mam pomagać innym, skoro sam nie mogę uporać się z własnymi uczuciami. Nie zasługuje na to, by być tym, kim jestem.

Po policzku Loczka spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starł, a po chwili poczuł, jak ramiona Liama znów go obejmują i znów otoczyło go to poczucie bezpieczeństwa oraz to charakterystyczne ciepło.

Wtulił się w nie, a chłopak przejechał kilka razy dłonią po jego plecach, w celu uspokojenia go.

- Nie jesteś tchórzem, Harry. – odparł.  – I jeśli jest ktoś, o kim mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie zasługuje na to, by być aniołem, to możesz być nim tylko ty, Harry.

Odsunął go od siebie na wyciągnięcie ramion. – Jesteś najlepszym Aniołem, jakiego spotkałem. Masz serce tak wielkie, ze pomieściłbyś w nim cały świat.  Nie potrafisz przejść obojętnie obok cudzego cierpienia i zawsze stawiasz dobro innych ponad własne. Masz duszę utkaną z miłości, Harry i wcale nie jesteś tchórzem. Potrzeba  wielkiej odwagi, by stawić czoło przeszłości, i jeszcze większej, by stawić czoło przyjaciołom.

- Boję się… - wtrącił.

- Odważnym jest nie ten, kto się nie boi, Harry, ale ten, kto wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach. I ty to wiesz. Pomimo swojego strachu idziesz dalej, bo wiesz, że od ciebie zależy przyszłość i szczęście ludzi. Stawiasz czoło Louisowi, pomimo tego, co się miedzy wami wydarzyło, ponieważ wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, ludzie będą cierpieć. Potrafisz postawić ich szczęście ponad własne uczucia i to jest twoja odwaga, Harry na którą niewielu stać. 

- Ostatnio nic nie zrobiłem. – powiedział Harry drżącym głosem. – Widziałem, jak Louis namawia ludzi do zła i nie umiałem zareagować. Nie jestem odważny.

- Każdy ma chwile załamania, Harry. – odparł. – Nie oceniaj siebie tak szybko. Dasz radę. Musisz tylko znaleźć w sobie tą siłę.

- Nie umiem. – rzekł. – Nie umiem jej w sobie odnaleźć.

- To jest prostsze niż myślisz, Harry. – odrzekł. – Wszystko czego potrzebujesz, by móc stawić temu czoła masz tutaj. – przyłożył swoją dłoń do piersi chłopaka, gdzie miarowo biło jego serce. – Słuchaj go, a zawsze sobie poradzisz.

- Co masz na myśli?

- Poradzisz sobie z Louisem, ale tylko wtedy, gdy będziesz kierował się miłością, którą w sobie masz. Pozwól działać temu uczuciu, a uda ci się i być może zyskasz coś więcej.

Harry zamyślił się na chwile, próbując analizować słowa Liama, ale nic nie przychodziło mu do głowy, oprócz tego, że zdecydowanie chłopak miał rację. Musiał stawić czoło Luisowi i przestać się bać, bo chłopak nic nie wie o jego uczuciu i nie musi wiedzieć. I choć Harry był pewny, że gdy tylko go zobaczy nie będzie umiał udawać, że nic nie czuje, to i tak chciał to zrobić. Louis był mu winny wyjaśnienia i Harry chciał je poznać, nawet jeśli będzie musiał spędzić z Louisem więcej czasu, niż to konieczne.

- Dziękuje. – szepnął po chwili.

- Nie dziękuj. – odpowiedział. – Od tego ma się przyjaciół.

I Harry po raz kolejny w życiu dziękował Bogu za to, że ich ma.

~~~*~~~

Pomarańczowe płomienie oświetlały cały pokój, nadając mu specyficzny klimat, a ciepło towarzyszące ich kolorowi otulało ciało Louisa. Siedział na podłodze, wpatrzony w ich blask i zafascynowany różnymi kształtami, które przybierały, gdy raz za razem dmuchał w nie powietrzem.
Podkurczył kolana i otoczył je ramionami, kładąc na nich głowę i przymykając oczy zatracił się we wspomnieniach.

W jego głowie od razu pojawiły się dwie zielone tęczówki  i uśmiech z dołeczkami, który wywołał w jego klatce piersiowej to palące uczucie, którego Louis nie potrafił się pozbyć, odkąd tylko zobaczył swojego przyjaciela. Wspomnienia Harry`ego wracały, z każdą chwilą było ich coraz więcej, a ich obraz wyostrzał się, przypominając wszystko to, o czym Louis tak bardzo chciał zapomnieć. Przez te pięć lat robił wszystko, by obraz loczka w jego głowie zatarł się, a to dziwne uczucie zniknęło.

Każdego dnia starał się coraz bardziej i mocnej, by wspomnienia jego dawnego życia przepadły, by nie musiał oglądać w swojej głowie smutnych zielonych oczu i tego rozczarowania, które było w nich wypisane, gdy Louis powiedział, że odchodzi.  Nie chciał ich, ponieważ wiedział, że ten smutek na delikatnej twarzy chłopaka to jego wina, a Louis mimo całego zła, które w sobie posiadał, nie umiał żyć z myślą, że wyrządził krzywdę najważniejszej dla siebie osobie.

Harry był delikatny. Był uroczy i nieskazitelnie czysty o czym Louis niejednokrotnie mógł się przekonać.  Harry było kochany i w  tej swojej miłości tak bardzo szczery i niewinny, że Louis nie mógł znieść myśli, że kiedykolwiek może zatracić te wartości i cechy, które sprawiały, że był tak bardzo wyjątkowy.

Dlatego postanowił odejść.

Louis był zupełnie inny niż Harry. Lubił psocić, a zasady nie były tym, czego chłopak lubił przestrzegać. Zawsze żartował z innych i nie bał się powiedzieć przykrych słów, nawet jeśli wiedział, że kogoś za bolą.  Był całkowitym przeciwieństwem kędzierzawego chłopca, który niejednokrotnie go hamował, a Louis zawsze słuchał się jego słów, ku jego własnemu zdziwieniu.

Dlatego odszedł. Nie chciał, by jego najlepszy przyjaciel zatracił siebie i wszystko to, co składa się na jego osobowość, której nie jedna osoba mogła mu pozazdrościć. Nie chciał, by Harry z czułego i uroczego chłopaka zmienił się w kogoś takiego, jak on. A Louis wiedział, że jest to możliwe, bo im dłużej razem przebywali, tym bardziej Harry był obojętny na jego zachowanie. Nie zawsze; gdy uznał, że Louis przesadza nie wahał się powiedzieć, że źle robi, ale im więcej czasu spędzali razem, tym mniej nieodpowiedniego zachowania w takich sytuacjach chłopak dostrzegał. A Louis tak bardzo nie chciał, by tak było.

Harty był dla niego ważny, dlatego pomimo bólu i cierpienia, które towarzyszyły ich rozstaniu i łez, które spłynęły po bladych policzkach zielonookiego, postanowił odejść, bo lubił Harry’ego zbyt mocno, by pozwolić mu zatracić to, kim jest. 

Nie byli tacy sami.

Byli całkowicie różni, jak dwa magnesy o różnych biegunach, które idealne do siebie pasują

Usłyszał kroki, więc odwrócił twarz w stronę drzwi w których Zayn opierał się o ich framugę.

- Ile razy znajdę cię jeszcze w takiej pozycji, hm? – zapytał, podchodząc jednocześnie do Louisa i klękając obok niego.

Chłopak wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok, znów z zaciekawieniem przypatrując się pomarańczowym płomieniom.

- Znów o nim myślisz, prawda?

Chłopak nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami.

- Louis do cholery jasnej, nie możesz tak siedzieć! – krzyknął, a echo jego słów rozniosło się po pokoju odbijając się od ścian i wracając do ich uszu. – Od kilku dni nic nie robisz tylko siedzisz i myślisz o tym pieprzonym chłopaku. Weź się w garść!  - Zayn podniósł się i zaczął wymachiwać rękoma, a jego głos stawał się coraz głośniejszy. -  Kiedy w końcu dotrze do ciebie, że Harry to przeszłość i nie wróci. To nic nie warty aniołek, który wierzy, że gdzieś tam na końcu czeka go szczęście i miłość. Próbuje naprawić świat, choć jego czyny są godne pożałowania. Spójrz tylko… spotkał ciebie i nawet nie miał odwagi, by unicestwić cię. Spotkał mnie i nawet nie zareagował na moje działania. Nie jest taki święty, jak wszyscy o nim mówią, więc przestań w końcu rozpamiętywać go i zajmij się tym, co jest ważne, a nie tracisz czas na kogoś, kto był zbyt wielkim tchórzem, by stanąć po właściwej stronie!

Louis podniósł się i podszedł do Mulata. Jego twarz wyrażała czystą złość, podczas gdy prawa ręka powędrowała ku górze w stronę twarzy Zayna.

- Nie waż się nigdy więcej tak o nim mówić! – powiedział przez zaciśnięte żeby. – Nie znasz go i nic o nim nie wiesz, więc zamknij swoje usta, zanim nie powstrzymam się i moja ręka wyląduje na twojej twarzy.   

Zayn zaśmiał się tylko.

- No dalej Tomlinson.  – rzekł. – Uderz mnie. Pokaż, że masz jaja.

Podszedł bliżej do Louisa tak, ze prawie stykali się ciałami.

- Brakuje ci odwagi. – powiedział, a jego oddech otulił twarz Louisa. – Stajesz się zbyt troskliwy, Tomlinson. Nawet nie potrafisz mnie uderzyć. Co się z tobą stało? – zatrzymał się na chwilę, wpatrując w ciemne oczy towarzysza, w których tlił się gniew i odrobina czegoś, czego chłopak nie umiał zidentyfikować, ale co przypominało litość. – Och… a może to wina tego chłopaczka, co? Już tak całkowicie wyprał ci mózg, że nie potrafisz uderzyć? Kiedyś nie miałeś z tym problemu.

Louis opuścił rękę, którą złożył w pięść i ścisnął mocno, nie chcą dawać Zaynowi tej satysfakcji.  

- Skończ!

- Och… - zaczął. – Czyżby słowa bolały?

Louis prztyknął oczy.  – Skończ! Powiedziałem.

- No proszę… - zaśmiał się. - Louis Tomlinson ma uczucia. Ten, który swoimi grami i podstępami jest w stanie pokonać samego diabła, potrafi czuć. Kto by pomyślał.

Louis wziął oddech. - Nie twój interes. – odarł chłodno.

- A myślałem, że to ciebie nie dotyczy. A jednak… Co taka mała cnotka potrafi zrobić z człowiekiem.

Louis nie wytrzymał i nawet nie zauważył kiedy jego dłoń spotkała się z policzkiem drugiego chłopaka, a cichy plask rozniósł się po pomieszczeniu. Kiedy uniósł wzrok dostrzegł, jak dłoń Zayna obejmuje jego policzek.

- Zadowolony jesteś? – zapytał. – Masz co chciałeś.  

Zayn tylko uśmiechnął się głośno.

- A jednak… - zaczął i podszedł do Louisa obejmując dłońmi jego pas, przysuwając go bliżej. – Masz jaja i nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mi je teraz pokazał. 

Przycisnął mocno swoje wargi do tych Louisa i zaczął go zachłannie całować, a Louis pomimo swojej niechęci i złości skierowanej do przyjaciela nie umiał odmówić, więc już kilka chwil później odwzajemniał każdy jego pocałunek z taką samą niecierpliwością.

Wszystkie złe emocje ulotniły się gdzieś, zastąpione przez pożądanie i chęć posiadania drugiego chłopaka i Louis nie protestował, tak bardzo potrzebując dotyku.

Myśli o Harrym uciekły gdzieś daleko, jednak były na tyle blisko, by Louis mógł sobie wyobrazić, że to właśnie on doprowadza go w tej chwili na szczyt rozkoszy i szepcze te wszystkie słowa, które tylko potęgowały doznania.

I kiedy w końcu poczuł, że dochodzi, a przyjemny orgazm zaczął wypełniać jego ciało, ostatnie o czym pomyślał, zanim doszedł na swój brzuch oraz brzuch Zayna, była para zielonych tęczówek, a gdy poczuł, jak biała maź opuszcza jego ciało z jego ust wyszedł jeden cichy szept. Harry.

~~~
Ok! Udało mi się skończyć rozdział i jestem z niego całkiem zadowolona. Miałam umieścić tu jeszcze jedną scenę, ale rozdział i tak jest długi, więc stwierdziłam, że poczekacie jeszcze na nią. :)
I obiecuję wam, że przyszłe rozdziały będą ciekawsze i w końcu wszystko się wyjaśni.
Kolejna rzecz. Dziękuje tym dwóm osobom, które w komentarzu wyraziły swoja opinię. Wasze zdanie ma dla mnie bardzo duże znaczenie: wiem co mam zmienić lub poprawić i przede wszystkim czy podoba wam się to, co piszę.
Martwi mnie tylko fakt, że z rozdziału na rozdział jest ich coraz mniej. To smutne. Jeśli nie podoba wam się ta historia - napiszcie. Każda opinia się liczy!
I na koniec. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy nie skończyć swojej działalności na blogspot. Chyba błędem było, że nie zrobiłam tego tuż po skończeniu "Room 206". Jeśli uda mi się coś postanowić - napisze wam o tym i mam nadzieję, że uda mi się podjąć decyzję przed publikacją następnego rozdziału.
Jeśli macie jakieś pytania zapraszam tu.TUMBLR.
Komentujcie, proszę. To dla mnie ważne.
Tyle ode mnie.
Do napisania!