Harry zrobił dokładnie to, co zamierzał. Zabrał Louisa w miejsce,
gdzie wszystko się zaczęło, ich prawdziwa przyjaźń i uczucia, które ze
sobą niosła. I choć bardzo żałował, że nie mogą spotkać się na
słonecznej polanie, bo przecież Louis nie miał wstępu do nieba, to nie
narzekał, bo przecież mógł zabrać szatyna w to wyjątkowe miejsce tu, na
Ziemi, dokładnie tam, gdzie tak naprawdę zaczęła się ich przyjaźń.
Więc
zabrał Louisa w miejsce, gdzie pierwszy raz zdali sobie sprawę z tego,
jak bardzo ważni są dla siebie, dokładnie tam, gdzie Harry zrozumiał, że
Louis jest dla niego kimś więcej, niż tylko przyjacielem.
- Jesteśmy. – rzekł Harry i pozwolił Louisowi zabrać swoje dłonie z jego oczu.
Chłopak mrugnął kilka razy powiekami, by przyzwyczaić je do światła, po czym rozejrzał się.
Poznawał
to miejsce: znaleźli je z Harrym, gdy pierwszy raz postanowili wybrać
się na Ziemię, by zobaczyć, jak wygląda świat ludzi. Łza zakręciła się w
jego oku, gdy przypomniał sobie, że to właśnie tu zorientował się, że
młodszy chłopak znaczy dla niego, tak bardzo dużo i że prawdopodobnie
jest w nim zakochany. I gdy pomyślał sobie, że stoi tu, tuż obok niego,
dokładnie tak samo, jak przed laty, łza spłynęła po jego zarumienionym
policzku, gdy zrozumiał jak wiele się zmieniło i dotarło do niego, że
utraconych uczuć prawdopodobnie nie da się przywrócić.
Po chwili
poczuł, jak smukłe palce przyjaciela delikatnie dotykają jego policzka,
ścierając łzę, która po min spłynęła. Odwrócił twarz i ujrzał uroczą
buzię Harry`ego, która uśmiechała się niewinnie, ukazując dwa dołeczki. I
Louis sam nie mógł powstrzymać uśmiechu, na ten widok, bo uroczy Harry,
był tym, którego Louis lubił najbardziej.
Louis odwrócił wzrok
i jeszcze raz się rozejrzał. Miejsce to niewiele się zmieniło. Drzewa
tak samo duże, jak były, otoczone zielonymi krzewami, nieco większymi,
niż Louis je zapamiętał i różanymi krzaczkami w różowym odcieniu. Na
środku, tuż pod największym drzewem zawieszone były dwie huśtawki, o
podstawie z desek i Louis musiał wziąć głębszy oddech, bo uczucia, które
go wypełniły były tak ogromne, że powoli zaczynało brakować mu
powietrza.
Odwrócił głowę, by jeszcze raz spojrzeć na Harry`ego.
- Chodź. – rzekł chłopak i pociągnął Louisa za rękę w stronę huśtawek.
Louis
spojrzał na niego, a potem na ich złączone dłonie, a ciepło rozlało się
po jego ciele na uczucie ciepłych i dużych dłoni zielonookiego.
Odważył
się spleść ich palce razem i ponownie zerknął na przyjaciela, ale ten
tylko posłał mu szeroki uśmiech i zacieśnił uścisk.
Louis
podążył za nim, aż dotarli do drzewa, na którym zawieszone zostały
huśtawki. Zajęli miejsca i jednym, łagodnym ruchem nogi, wpędzili je w
ruch.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytał Louis po chwili ciszy.
Harry uśmiechnął się delikatnie i otworzył oczy, które do tej pory były
schowane pod powiekami. –Pomyślałem, że to dobry pomysł, by zacząć
wszystko od początku.
Spojrzał na starszego chłopaka i posłał mu
ciepły uśmiech, a ten odwzajemnił gest i przymknął oczy, delektując się
ciszą, jaka panowała wokół nich.
- Co z twoim chłopakiem, Harry. Tym, którego kochasz? – Louis odwrócił się w stronę młodszego chłopaka. – Powiedziałeś mu już?
- Jeszcze nie. – odparł Harry i zatrzymał się. – Ale mam zamiar zrobić to wkrótce.
Szatyn posłał mu słaby uśmiech i zatrzymał się, by już po chwili spokojnie chodzić po trawie.
- Dawno nas tu nie było, prawda? – zapytał Harry, znajdując się tuż obok niego.
Starszy chłopak przytaknął. – Ale niewiele się tu zmieniło. To wszystko… Jakby czas zatrzymał się tu w miejscu.
- Racja.
Zapanowała
cisza, która, o dziwno, dla żadnego z nich nie była krepująca. Louis
zajął miejsce pod drzewem i poklepał dłonią trawę obok siebie,
zachęcając tym Harry`ego, by usiadł przy nim. Więc loczek dołączył do
przyjaciela, a ich ramiona i kolana dotykały się.
- Byłeś tu wcześniej… no wiesz… sam? – zapytał Louis, przenosząc wzrok na młodszego chłopaka.
- Nie. – odparł Harry. – To nasze miejsce. Nie chciałem być tu sam.
Louis zawahał się. – Przepraszam. – rzekł i ujął dłoń Harry`ego w swoją, by delikatnie ją ścisnąć.
-
Jest dobrze. – odrzekł Harry i uśmiechnął się. – Teraz już jest. – po
czym splótł ich palce razem i mógł zobaczyć jak twarz Louisa rozświetla
uśmiech, a oczy błyszczą i sam również nie mógł powstrzymać uśmiechu,
gdy widział tak radosną twarz przyjaciela.
Louis oparł niepewnie
swoją głowę na ramieniu loczka i przysunął się odrobinę bliżej. Chwilę
później mógł poczuć, jak ramię Harry`ego przyciągnęło go jeszcze bliżej
do siebie i objęło w pasie, na co serce Louisa poruszyło się szybszym
rytem, a na twarz wpłynął szeroki uśmiech, podczas gdy w głowie wirowało
mnóstwo myśli i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Harry`emu choć trochę
na mim zależy.
~~~*~~~
Louis nie myślał, że to wszystko będzie takie proste. Wydawało mu
się, że będzie musiał starać się i robić znacznie więcej, niż to prostu
być, by Harry zwrócił na niego choć część swojej uwagi. Ale ku jego
zdziwieniu było zupełnie odwrotnie. Louis wcale nie musiał nic wymyślać,
by sprawić, że Harry uśmiechnie się do niego w ten jeden wyjątkowy
sposób i spojrzy na niego swoim zielonym, tak bardzo ciepłym i radosnym,
spojrzeniem. I choć wydawało mu się to dziwne, bo przecież Harry kochał
już kogoś i obecność Louisa nie powinna tak na niego działać, a dotyk
szatyna nie powinien wywoływać u niego dreszczy, co zdarzyło się kilka
razy, to Louis wcale nie narzekał. Lubił widzieć, jak działa na
Harry`ego, jak chłopak cieszy się na każde ich spotkanie i jak
delikatnie ujmuje jego dłoń, by potem móc spleść ich palce razem. I może
to było dziwne, bo Harry nie powinien chcieć trzymać jego dłoni, to
Louis cieszył się, bo każda, nawet najmniejsza rzecz, sprawiała, że czuł
się wyjątkowo, wiedząc, że Harry robi to sam, bez jego ingerencji.
Harry
z kolei nie spodziewał się, że Louis pozwoli mu na to wszystko.
Myślał, że będzie musiał się bardzo postarać, by Louis chciał poddać się
jego czynom, ale gdy zobaczył, że Louis zgadza się na wszystko, nie
pytając o nic i posyłając mu przy tym tak bardzo szczery i szczęśliwy
uśmiech, zdziwienie wstąpiło na jego twarz. Nie bardzo wiedział, co
kierowało niebieskookim. Czy robił to wszystko, bo naprawdę lubił
spędzać z nim czas, czy może miał plan, a to wszystko było tylko
kolejnym krokiem, by osiągnąć sukces. I choć Harry nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że właśnie tak było, to im dłużej spotykał się z Louisem, tym
więcej nabierał pewności, że Louis naprawdę chce spędzać z nim swój czas
i nie robi tego dlatego, że musi, tylko dlatego, że chce. I ta myśl
sprawiła, że Harry się uśmiechnął, bo to było coś, co chciał, by miało
miejsce.
Oboje byli zaskoczeni tym, jak łatwo jest przebywać im w
swoim towarzystwie. Byli pewni, że po pięciu latach, próba zbliżenia
się do siebie zajmie im o wiele więcej czasu, niż kilka dni. Ale nie
śmieli narzekać, bo przecież właśnie tego chcieli. I choć byli
zaskoczeni bliskością, która panowała pomiędzy nimi już od pierwszych
chwil, nie narzekali, bo to było tym, za czym najbardziej tęsknili.
Kiedyś potrafili przesiedzieć całe dnie, spleceni w uścisku, ze
splątanymi dłońmi. I obaj wiedzieli, że jest to czysto przyjacielski
gest, który nie znaczył nic więcej poza tym, że są dla siebie bardzo
ważni.
I teraz, gdy Harry pomyślał, że po pięciu latach, wciąż
potrafią siedzieć razem pod drzewem, spleceni w silnym uścisku, ciepło
rozlewało się po jego ciele, bo to była najpiękniejsza rzecz na
świecie.
Więc Harry dalej widywał się z Louisem i dalej
próbował odnaleźć w nim uczucia. I czasem miał wrażenie, że widzi w jego
spojrzeniu i gestach tą miłość, która chciał odnaleźć. I mimo, że
uczucia te bardzo szybko znikały, Harry wiedział, że tam są i to
sprawiło, że jeszcze bardziej uwierzył w słowa Boga i w to, że uda mu
się, a jego uczucia zostaną odwzajemnione.
Harry widział się z
Louisem każdego dnia, i każdego z nich zabierał go w inne miejsce.
Czasem spacerowali wśród ludzi, a czasem po prostu siedzieli obok siebie
na ławce lub pod drzewem i cieszyli się swoją obecnością. Żadne z nich
nie narzekało; po prostu byli tam, dla tego drugiego chłopaka i cieszyli
się z każdej chwili spędzonej razem.
A za każdym razem serce
Louisa przyspieszało, tak samo jak puls Harry`ego, a oczy świeciły się
jasnym blaskiem, gdy napotykało na swojej drodze drugiego chłopaka i
zaglądało w jego tęczówki.
To było oczywiste, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy.
Więc byli tam dla siebie każdego dnia, i każdego z nich zakochiwali się w sobie bardziej.
Spacerowali
właśnie między alejkami wesołego miasteczka, a na ich ustach gościł
szeroki uśmiech. Wokół niech biegały dzieci i spacerowali rodzice,
którzy pilnowali, by ich pociechy nie zrobiły sobie krzywdy. Było głośno
i radośnie, ale zdawało się, się żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
Szli obok siebie, co chwila zerkając na tego drugiego chłopaka i
posyłając sobie nieśmiały uśmiech, gdy zdarzyło się, że ich spojrzenia
spotkały się.
Harry z uwielbieniem przypatrywał się roześmianym i
szczęśliwym twarzom dzieci, które biegały wokół niego. Udało mu się
namówić Louisa, by przyszli tu jako normalni ludzi, których inni będą
mogli zobaczyć i zachowywali się tak, jak przystało na człowieka. Więc
byli tu, ubrani w normalny strój, niczym nie wyróżniający się z tłumu i
starali się, by ich druga natura nie wyszła na jaw.
I Harry skłamałby, gdyby powiedział, że nie podobało mu się to.
Louis
również zdawał się nie mieć nic przeciwko, takiemu zachowaniu, choć
Harry kilka razy widział w jego oczach psotne ogniki i miał wrażenie, że
szatyn z całych sił powstrzymuje się, by nie zrobić nikomu żartu. Ale
nie reagował, a Louis świetnie sobie radził, powstrzymując się i Harry
był z niego naprawdę dumny.
- Gdzie teraz? – zapytał Louis, gdy odeszli od budki z misiami.
Spojrzał na Harry`ego, który rozglądał się wokoło i tulił misia, którego Louis dla niego wygrał.
Chłopak
protestował, gdy Louis zaprowadził go do stanowiska i kazał wybrać
sobie pluszaka. Twierdził, że wcale nie musi tego dla niego robić, ale
Louis wiedział, że Harry chciał misia. I gdy tylko podał mu wygrana
zabawkę, jego oczy zaświeciły się, a usta wygięły w szerokim uśmiechu i
Louis wiedział, że było warto.
- Co powiesz na Watę cukrową?
Louis uśmiechnął się delikatnie. – Jasne.
Ruszyli
wzdłuż alejki, wokół której rozciągały się stoiska z różnego rodzaju
atrakcjami; od loterii, przez walenie młotem w wysokie coś, czego Louis
nie potrafił określić, aż po budki w których zestrzeliwano kaczki.
W
końcu doszli do stoiska, w którym sprzedawano kolorowy przysmak i
ustawili się w kolejce, która była nieco większa, niż się spodziewali.
Odczekali kilka minut, zanim przyszła ich kolej, w czasie których
rozmawiali, aż w końcu Harry zamówili sobie jedną, dużą, niebieską watę
cukrową na pół.
Ruszyli dalej, jedząc, rozmawiając i śmiejąc się, a przy okazji przyglądając, jak ludzie bawią się i spędzają czas.
- Harry. – rzekł w pewnej chwili Louis i wybuchł śmiechem.
Loczek
spojrzał na niego pytająco, zupełnie nie wiedząc o co chłopakowi
chodzi, po czym sięgnął do niebieskiego puchu, oderwał kawałek i wsadził
sobie do ust.
- Wyglądasz uroczo. – rzekł ponownie Louis i sięgnął dłonią jego policzka, by zetrzeć z niego przyklejony, niebieski cukier.
Harry zarumienił się i odwrócił twarz.
-
Hey. – dotarł do niego głos przyjaciela. – Harry. – Ujął jego podbródek
w dłonie i odwrócił twarz, tak, że patrzyli sobie w oczy. – Ktoś tu
się zawstydził. – uśmiechnął się, a Harry chciał spuścić twarz w dół,
ale palce Louisa skutecznie uniemożliwiały mu to. – Nie wstydź się. –
powiedział. – To całkiem urocze, że się rumienisz. I słodkie. – dodał,
po czym stanął na palcach i złożył na policzku Harry`ego delikatny,
niczym skrzydełka motyla, pocałunek.
Harry otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, na co Louis tylko uśmiechnął się szeroko.
- Chodź. – rzekł i pociągnął go za rękę w stronę karuzeli.
Loczek
wpatrywał się tępo przed siebie, dając się prowadzić Louisowi, a jego
wolna ręka powędrowała do zarumienionego policzka i przejechała placem
po miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu spoczywały wargi Louisa.
Po chwili otrząsnął się i dołączył do przyjaciela, a już kilka minut później obaj siedzieli na karuzeli.
- Wracamy? – zapytał Harry, kilka chwil później, gdy z uśmiechami na ustach opuścili huśtawki.
Louis
przytaknął głową, a Harry pozwolił sobie nieśmiało ująć jego dłoń i
spleść ich place razem, gdy kierowali się do wyjścia. Między nimi
panowała cisza, a każde z nich było pogrążone we własnych myślach.
Loczek
myślał o dzisiejszym dniu i przede wszystkim o pocałunku, który był tak
bardzo przyjemny i których wysłał delikatne dreszcze do każdej komórki
jego ciała. Mógł przysiąc, że w chwili w której usta Louisa zetknęły się
z jego skórą, jego serce stanęło na kilka chwil, by potem ruszyć ze
zdwojonym tempem. To było coś nowego i nieoczekiwanego i Harry nie
spodziewał się, że to nastąpi, ale bardzo się z tego cieszył.
Louis tylko uśmiechał się.
Po
chwili do uszu Harry`ego dotarł płacz dziecka, więc obrócił się, by
zobaczyć, skąd dochodzi hałas. Zobaczył małego chłopczyka, na jego oko
mógł mieć ze trzy lata, który leżał na ziemi i płakał. Bez zastanowienia
podbiegł do chłopca i podniósł go, starając się uspokoić. Przytulił go
do delikatnie do siebie i rozejrzał się, starając się dostrzec jego
rodziców. Gdy ich nie znalazł, spojrzał na Louisa, który tylko stał i
przypatrywał się wszystkiemu z boku.
Harry rozumiał to. Nie
wymagał od Louisa, by z dnia na dzień zmienił się, ale świadomość, że
nie próbuje go odciągnąć od tego chłopca i zostawić go, sprawiała, że
miał ochotę się uśmiechać, bo to znaczyło, że ta miłość, która kiedyś
Louis w sobie miał, nadal w nim jest.
Loczek patrzył przez kilka
minut na Louisa i uśmiechnął się delikatnie do niego, a jego serce
zatrzepotało radośnie, gdy dostrzegł, jak chłopak powoli podchodzi do
niego i kuca, by zrównać się z malcem.
- Gdzie są twoi rodzice? – spytał chłopca i delikatnie dotknął jego ramienia.
Dziecko
płakało jeszcze przez chwilę, wtulone w Harry`ego, po czym podniosło
wzrok i przetarło piąstką oczy, by potem móc spojrzeć na Louisa.
Poraziła go zieleń jego tęczówek, tak bardzo podobna do tych, które miał
Harry, a dziwne uczucie rozprzestrzeniło się w jego wnętrzu.
Chłopiec wyciągnął dłoń i wskazał na parę ludzi, która rozmawiała ze swoimi znajomymi, jak sądził Louis.
- Pójdziemy do nich, dobrze? – zapytał i odważył się dotknąć policzka dziecka, by zetrzeć łzy, które po nim spływały.
To
było dziwne i Louis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie powinien, a
jego zachowanie było błędem. Ale gdy spojrzał w zapłakane i czerwone
oczy chłopczyka, nie potrafił się powstrzymać. Ta cała sytuacja
przypominała mu dom, gdzie zajmował się swoimi młodszymi siostrami, a
fakt, że malec miał zielone, jak trawa oczy niczego nie ułatwiał. Tak
bardzo przypominał mu loczka, a Louis, mimo swojej natury, nie potrafił
patrzeć na łzy w jego ciepłych, szmaragdowych oczach.
Chłopiec
kiwnął głową na znak, ze się zgadza, więc Harry podniósł go z ziemi i
chwycił za małą rączkę, spoglądając na niego z uśmiechem, a potem
przenosząc wzrok na Louisa. I szatyn był pewny, że przez chwilę widział w
jego oczach coś na kształt niedowierzania, radości i uwielbienia i nie
mógł powstrzymać uśmiechu, który sam malował się na jego ustach.
Posłał przyjacielowi uśmiech i spojrzał w stronę rodziców chłopca, by już po chwili ruszyć w ich kierunku.
~~~*~~~
- I jak tam sprawy z Louisem? – zapytał Liam
wchodząc do salonu i stawiając lody waniliowe na stoliczku przed nimi.
Zajął miejsce obok przyjaciela na kanapie i odwrócił twarz w jego
stronę.
Harry uśmiechnął się, odwracają ku niemu swoja twarz. – Dobrze. – powiedział. – Mam wrażenie, że aż za dobrze.
-
Nie widać, aby ci to przeszkadzało – rzekł Niall, który siedział po
drugiej jego stronie. – Cały czas chodzisz uśmiechnięty, a szczęście
bije od ciebie na kilometr.
- Bo nie przeszkadza. – odrzekł
chłopak. – Tylko… czy to nie dziwne? – zapytał. – No wiecie… nie
widzieliśmy się pięć lat, na dodatek Louis nie jest aniołem, a mimo to
nie ma miedzy nami za hamowań. Robimy te wszystkie rzeczy, które
robiliśmy zanim odszedł i zachowujemy się tak, jakby te pięć lat nie
miało miejsca. Przytulamy się i trzymamy za ręce… a przecież… Louis jest
zły i to wszystko… czy to nie powinno mu przeszkadzać? Nasza bliskość,
zwłaszcza, że jesteśmy tak bardzo inni?
Spojrzał na przyjaciół,
którzy przypatrywali się mu. Przenieśli wzrok na siebie i spojrzeli
sobie w oczy, po czym z powrotem spojrzeli na Harry`ego, który patrzył
na nich niepewnie.
- Może to jest odrobinę dziwne… - powiedział
Niall i położył swoją dłoń na ramieniu loczka. – Ale Harry… byliście
kiedyś przyjaciółmi, a Louis był aniołem. Nie poznajecie się pierwszy
raz, tylko próbujecie odbudować swoją przyjaźń. Znacie się i wiecie o
sobie praktycznie wszystko, więc nic dziwnego, że bliskość między sobą
jest taka naturalna.
Harry zamyślił się na chwilę, po czym
powiedział. – Nie wydaje wam się, że to wszystko dzieje się zbyt szybko?
No wiecie… spotkaliśmy się kilka dni temu, a miedzy nami już jest tak,
jak było wcześniej. Czy to nie dziwne?
- Dlaczego miałoby być? –
zapytał Liam i spojrzał na przyjaciela, kładąc swoją dłoń na jego
ramieniu. – To naturalne, że chcecie, jak najszybciej odbudować swoje
relacje i nadrobić stracony czas.
Loczek wzruszył ramionami. –
Po prostu mam wrażenie, że to zbyt szybko. Cieszę się, że pomimo tych
wszystkich wydarzeń, potrafimy ze sobą rozmawiać i spędzać razem czas. I
cieszę się, że wciąż potrafimy być ze sobą tak blisko, tylko… boję się.
– powiedział i spuścił wzrok na swoje dłonie.
Niall zmarszczył brwi, podobnie, jak Liam. – Czego? – zapytał blondyn.
-
Tego, że jestem dla Louisa tylko zabawką. Celem, który chce osiągnąć. –
odważył się spojrzeć na przyjaciół, na twarzach których malowała się
troska.
- Dlaczego tak myślisz, Harry? – zapytał Liam,
przysuwając się bliżej przyjaciela . – Przecież mówiłeś, że Louis nadal
jest taki, jaki był. Że masz wrażenie, jakby miedzy wami nic się nie
zmieniło.
- Bo tak jest. – odparł loczek. – Jest cudowny i kocham go, tylko…
-
Więc mu zaufaj, Harry. – rzekł Liam.- Uwierz mi, że gdybyś był mu
całkowicie obojętny, nie zachowywał by się w ten sposób. Wiele razy
mówiłeś, że czasem dostrzegasz w jego oczach ten specyficzny blask, te
iskierki…
- Louis jest świetnym aktorem. – przerwał chłopak, spoglądając w brązowe oczy przyjaciela.
Liam
tylko uśmiechnął się, a Niall powtórzył jego gest. – Uwierz mi, Harry,
gdy mówię, że gdybyś nic dla niego nie znaczył, nie widziałbyś w jego
oczach tego blasku. Miłości nie da się udawać, a zakochanego spojrzenia
nie można zagrać. To jest coś, co można zobaczyć, tylko wtedy, gdy żyje w
nas i jest prawdziwe.
- Tak myślisz? – zapytał Harry kilka chwil później, patrząc na przyjaciela z nadzieją w oczach.
- Tak właśnie myślę. – odparł i uśmiechnął się.
-
Ale jeśli masz wątpliwości – dodał Niall. – Daj temu czas i pozwól, by
sam napisał wam scenariusz. Nie pospieszaj niczego. Po prostu czekaj, a
właściwy moment sam przyjdzie.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie i przytulił przyjaciół do siebie, dociskając ich mocno do swojej klatki piersiowej.
- Jesteście najlepsi, wiecie? – powiedział przez uśmiech.
- Wiemy.
~~~
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem i... cóż mogę powiedzieć? Nie było mnie ponad dwa tygodnie, wiem, przepraszam. Mam teraz taki ciężki czas na studiach, mnóstwo projektów do oddania, zaliczeń, kolokwiów, a do tego sesja, która zbliża się wielkimi krokami. Trudno w tym wszystkim znaleźć chociaż chwilę, by pomyśleć nad rozdziałem, a co dopiero siąść i zacząć pisać.
Niemniej jednaj, chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze i za to, że czekacie na kolejny rozdział. Bo czeka ktoś, prawda?
Co do nominacji... nawet nie było chwili, by pomyśleć o tym, więc zostawię to tak, jak jest.
I na koniec... naprawdę nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Postaram się, byście nie musieli zbyt długo czekać na niego, ale nie chcę wam nic obiecywać, bo najzwyczajniej w świecie, nie wiem, jak będzie z czasem. :)
Jeśli przeczytałeś - skomentuj, proszę. To dla mnie naprawdę ważne. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!
Aww Po raz kolejny się uśmiecham, jak to czytam :D
OdpowiedzUsuńPo prostu cudo :")
Szczerze, brakuje mi słów, żeby napisać jak cudownie to wszystko opisujesz :)
Ta akcja z chłopcem była przesłodka ^^
Życzę ci duużo weny i oczywiście sukcesów w nauce :D
http://larrystylinson-stories.blogspot.com/