sobota, 18 stycznia 2014

The two sides of the mirror - rozdział szósty

Harry zrobił dokładnie to, co zamierzał. Zabrał Louisa w miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, ich prawdziwa przyjaźń i uczucia, które ze sobą niosła. I choć bardzo żałował, że nie mogą spotkać się na słonecznej polanie, bo przecież Louis nie miał wstępu do nieba, to nie narzekał, bo przecież mógł zabrać szatyna w to wyjątkowe miejsce tu, na Ziemi, dokładnie tam, gdzie tak naprawdę zaczęła się ich przyjaźń.

Więc zabrał Louisa w miejsce, gdzie pierwszy raz zdali sobie sprawę z tego, jak bardzo ważni są dla siebie, dokładnie tam, gdzie Harry zrozumiał, że Louis jest dla niego kimś więcej, niż tylko przyjacielem.

- Jesteśmy. – rzekł Harry i pozwolił Louisowi zabrać swoje dłonie z jego oczu.

Chłopak mrugnął kilka razy powiekami, by przyzwyczaić je do światła, po czym rozejrzał się.

Poznawał to miejsce: znaleźli je z Harrym, gdy pierwszy raz postanowili wybrać się na Ziemię, by zobaczyć, jak wygląda świat ludzi. Łza zakręciła się w jego oku, gdy przypomniał sobie, że to właśnie tu zorientował się, że młodszy chłopak znaczy dla niego, tak bardzo dużo i że prawdopodobnie jest w nim zakochany. I gdy pomyślał sobie, że stoi tu, tuż obok niego, dokładnie tak samo, jak przed laty, łza spłynęła po jego zarumienionym policzku, gdy zrozumiał jak wiele się zmieniło i dotarło do niego, że utraconych uczuć prawdopodobnie nie da się przywrócić.

Po chwili poczuł, jak smukłe palce przyjaciela delikatnie dotykają jego policzka, ścierając łzę, która po min spłynęła. Odwrócił twarz i ujrzał uroczą buzię Harry`ego, która uśmiechała się niewinnie, ukazując dwa dołeczki. I Louis sam nie mógł powstrzymać uśmiechu, na ten widok, bo uroczy Harry, był tym, którego Louis lubił najbardziej.

Louis odwrócił wzrok i jeszcze raz się rozejrzał. Miejsce to niewiele się zmieniło.  Drzewa tak samo duże, jak były, otoczone zielonymi krzewami, nieco większymi, niż Louis je zapamiętał i różanymi krzaczkami w różowym odcieniu. Na środku, tuż pod największym drzewem zawieszone były dwie huśtawki, o podstawie z desek i Louis musiał wziąć głębszy oddech, bo uczucia, które go wypełniły były tak ogromne, że powoli zaczynało brakować mu powietrza.

Odwrócił głowę, by jeszcze raz spojrzeć na Harry`ego.

- Chodź. – rzekł chłopak i pociągnął Louisa za rękę w stronę huśtawek.

Louis spojrzał na niego, a potem na ich złączone dłonie, a ciepło rozlało się po jego ciele na uczucie ciepłych i dużych dłoni zielonookiego.
Odważył się spleść ich palce razem i ponownie zerknął na przyjaciela, ale ten tylko posłał mu szeroki uśmiech i zacieśnił uścisk.

Louis podążył za nim, aż dotarli do drzewa, na którym zawieszone zostały huśtawki.  Zajęli miejsca i jednym, łagodnym ruchem nogi, wpędzili je w ruch.

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytał Louis po chwili ciszy.

Harry uśmiechnął się delikatnie i otworzył oczy, które do tej pory były schowane pod powiekami. –Pomyślałem, że to dobry pomysł, by zacząć wszystko od początku.

Spojrzał na starszego chłopaka i posłał mu ciepły uśmiech, a ten odwzajemnił gest i przymknął oczy, delektując się ciszą, jaka panowała wokół nich.

- Co z twoim chłopakiem, Harry. Tym, którego kochasz? – Louis odwrócił się w stronę młodszego chłopaka. – Powiedziałeś mu już?

- Jeszcze nie. – odparł Harry i zatrzymał się. – Ale mam zamiar zrobić to wkrótce.

Szatyn posłał mu słaby uśmiech i zatrzymał się, by już po chwili spokojnie chodzić po trawie.

- Dawno nas tu nie było, prawda? – zapytał Harry, znajdując się tuż obok niego.

Starszy chłopak przytaknął. – Ale niewiele się tu zmieniło.  To wszystko… Jakby czas zatrzymał się tu w miejscu.

- Racja.

Zapanowała cisza, która, o dziwno, dla żadnego z nich nie była krepująca. Louis zajął miejsce pod drzewem i poklepał dłonią trawę obok siebie, zachęcając tym Harry`ego, by usiadł przy nim. Więc loczek dołączył do przyjaciela, a ich ramiona i kolana dotykały się.

- Byłeś tu wcześniej… no wiesz… sam? – zapytał Louis, przenosząc wzrok na młodszego chłopaka.

- Nie. – odparł Harry. – To nasze miejsce. Nie chciałem być tu sam.

Louis zawahał się. – Przepraszam. – rzekł i ujął dłoń Harry`ego w swoją, by delikatnie ją ścisnąć.

- Jest dobrze. – odrzekł Harry i uśmiechnął się. – Teraz już jest.  – po czym splótł ich palce razem i mógł zobaczyć jak twarz Louisa rozświetla uśmiech, a oczy błyszczą i sam również nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy widział tak radosną twarz przyjaciela.

Louis oparł niepewnie swoją głowę na ramieniu loczka i przysunął się odrobinę bliżej. Chwilę później mógł poczuć, jak ramię Harry`ego przyciągnęło go jeszcze bliżej do siebie i objęło w pasie, na co serce Louisa poruszyło się szybszym rytem, a na twarz wpłynął szeroki uśmiech, podczas gdy w głowie wirowało mnóstwo myśli i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Harry`emu choć trochę na mim zależy.

~~~*~~~


Louis nie myślał, że to wszystko będzie takie proste. Wydawało mu się, że będzie musiał starać się i robić znacznie więcej, niż to prostu być, by Harry zwrócił na niego choć część swojej uwagi. Ale ku jego zdziwieniu było zupełnie odwrotnie. Louis wcale nie musiał nic wymyślać, by sprawić, że Harry uśmiechnie się do niego w ten jeden wyjątkowy sposób i spojrzy na niego swoim zielonym, tak bardzo ciepłym i radosnym, spojrzeniem. I choć wydawało mu się to dziwne, bo przecież Harry kochał już kogoś i obecność Louisa nie powinna tak na niego działać, a dotyk szatyna nie powinien wywoływać u niego dreszczy, co zdarzyło się kilka razy, to Louis wcale nie narzekał. Lubił widzieć, jak działa na Harry`ego, jak chłopak cieszy się na każde ich spotkanie i jak delikatnie ujmuje jego dłoń, by potem móc spleść ich palce razem. I może to było dziwne, bo Harry nie powinien chcieć trzymać jego dłoni, to Louis cieszył się, bo każda, nawet najmniejsza rzecz, sprawiała, że czuł się wyjątkowo, wiedząc, że Harry robi to sam, bez jego ingerencji.

Harry z kolei nie spodziewał się, że Louis pozwoli mu na to wszystko.  Myślał, że będzie musiał się bardzo postarać, by Louis chciał poddać się jego czynom, ale gdy zobaczył, że Louis zgadza się na wszystko, nie pytając o nic i posyłając mu przy tym tak bardzo szczery i szczęśliwy uśmiech, zdziwienie wstąpiło na jego twarz. Nie bardzo wiedział, co kierowało niebieskookim.  Czy robił to wszystko, bo naprawdę lubił spędzać z nim czas, czy może miał plan, a to wszystko było tylko kolejnym krokiem, by osiągnąć sukces. I choć Harry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że właśnie tak było, to im dłużej spotykał się z Louisem, tym więcej nabierał pewności, że Louis naprawdę chce spędzać z nim swój czas i nie robi tego dlatego, że musi, tylko dlatego, że chce. I ta myśl sprawiła, że Harry się uśmiechnął, bo to było coś, co chciał, by miało miejsce.

Oboje byli zaskoczeni tym, jak łatwo jest przebywać im w swoim towarzystwie. Byli pewni, że po pięciu latach, próba zbliżenia się do siebie zajmie im o wiele więcej czasu, niż kilka dni. Ale nie śmieli narzekać, bo przecież właśnie tego chcieli. I choć byli zaskoczeni bliskością, która panowała pomiędzy nimi już od pierwszych chwil, nie narzekali, bo to było tym, za czym najbardziej tęsknili. Kiedyś potrafili przesiedzieć całe dnie, spleceni w uścisku, ze splątanymi dłońmi. I obaj wiedzieli, że jest to czysto przyjacielski gest, który nie znaczył nic więcej poza tym, że są dla siebie bardzo ważni.

I teraz, gdy Harry pomyślał, że po pięciu latach, wciąż potrafią siedzieć razem pod drzewem, spleceni w silnym uścisku, ciepło rozlewało się po jego ciele, bo to była najpiękniejsza rzecz na świecie.    

Więc Harry dalej widywał się z Louisem i dalej próbował odnaleźć w nim uczucia. I czasem miał wrażenie, że widzi w jego spojrzeniu i gestach tą miłość, która chciał odnaleźć. I mimo, że uczucia te bardzo szybko znikały, Harry wiedział, że tam są i to sprawiło, że jeszcze bardziej uwierzył w słowa Boga i w to, że uda mu się, a jego uczucia zostaną odwzajemnione.

Harry widział się z Louisem każdego dnia, i każdego z nich zabierał go w inne miejsce. Czasem spacerowali wśród ludzi, a czasem po prostu siedzieli obok siebie na ławce lub pod drzewem i cieszyli się swoją obecnością. Żadne z nich nie narzekało; po prostu byli tam, dla tego drugiego chłopaka i cieszyli się z każdej chwili spędzonej razem.

A za każdym razem serce Louisa przyspieszało, tak samo jak puls Harry`ego, a oczy świeciły się jasnym blaskiem, gdy napotykało na swojej drodze drugiego chłopaka i zaglądało w jego tęczówki.

To było oczywiste, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy. 

Więc byli tam dla siebie każdego dnia, i każdego z nich zakochiwali się w sobie bardziej.

Spacerowali właśnie między alejkami wesołego miasteczka, a na ich ustach gościł szeroki uśmiech.  Wokół niech biegały dzieci i spacerowali rodzice, którzy pilnowali, by ich pociechy nie zrobiły sobie krzywdy. Było głośno i radośnie, ale zdawało się, się żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Szli obok siebie, co chwila zerkając na tego drugiego chłopaka i posyłając sobie nieśmiały uśmiech, gdy zdarzyło się, że ich spojrzenia spotkały się.

Harry z uwielbieniem przypatrywał się roześmianym i szczęśliwym twarzom dzieci, które biegały wokół niego. Udało mu się namówić Louisa, by przyszli tu jako normalni ludzi, których inni będą mogli zobaczyć i zachowywali się tak, jak przystało na człowieka. Więc byli tu, ubrani w normalny strój, niczym nie wyróżniający się z tłumu i starali się, by ich druga natura nie wyszła na jaw. 

I Harry skłamałby, gdyby powiedział, że nie podobało mu się to.

Louis również zdawał się nie mieć nic przeciwko, takiemu zachowaniu, choć Harry kilka razy widział w jego oczach psotne ogniki i miał wrażenie, że szatyn z całych sił powstrzymuje się, by nie zrobić nikomu żartu. Ale nie reagował, a Louis świetnie sobie radził, powstrzymując się i Harry był z niego naprawdę dumny.

- Gdzie teraz? – zapytał Louis, gdy odeszli od budki z misiami.

Spojrzał na Harry`ego, który rozglądał się wokoło i tulił misia, którego Louis dla niego wygrał.

Chłopak protestował, gdy Louis zaprowadził go do stanowiska i kazał wybrać sobie pluszaka. Twierdził, że wcale nie musi tego dla niego robić, ale Louis wiedział, że Harry chciał misia. I gdy tylko podał mu wygrana zabawkę, jego oczy zaświeciły się, a usta wygięły w szerokim uśmiechu i Louis wiedział, że było warto. 

- Co powiesz na Watę cukrową?

Louis uśmiechnął się delikatnie. – Jasne.

Ruszyli wzdłuż alejki,  wokół której rozciągały się stoiska z różnego rodzaju atrakcjami; od loterii, przez walenie młotem w wysokie coś, czego Louis nie potrafił określić, aż po budki w których zestrzeliwano kaczki.

W końcu doszli do stoiska, w którym sprzedawano kolorowy przysmak i ustawili się w kolejce, która była nieco większa, niż się spodziewali. Odczekali kilka minut, zanim przyszła ich kolej, w czasie których rozmawiali, aż w końcu Harry zamówili sobie jedną, dużą, niebieską watę cukrową na pół.

Ruszyli dalej, jedząc, rozmawiając i śmiejąc się, a przy okazji przyglądając, jak ludzie bawią się i spędzają czas.

- Harry. – rzekł w pewnej chwili Louis i wybuchł śmiechem.

Loczek spojrzał na niego pytająco, zupełnie nie wiedząc o co chłopakowi chodzi, po czym sięgnął do niebieskiego puchu, oderwał kawałek i wsadził sobie do ust.

- Wyglądasz uroczo. – rzekł ponownie Louis i sięgnął dłonią jego policzka, by zetrzeć z niego przyklejony, niebieski cukier.

Harry zarumienił się i odwrócił twarz.

- Hey. – dotarł do niego głos przyjaciela. – Harry. – Ujął jego podbródek w dłonie i odwrócił twarz, tak, że patrzyli sobie w oczy.  – Ktoś tu się zawstydził. – uśmiechnął się, a Harry chciał spuścić twarz w dół, ale palce Louisa skutecznie uniemożliwiały mu to. – Nie wstydź się. – powiedział. – To całkiem urocze, że się rumienisz. I słodkie. – dodał, po czym stanął na palcach i złożył na policzku Harry`ego delikatny, niczym skrzydełka motyla, pocałunek.

Harry otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, na co Louis tylko uśmiechnął się szeroko.

- Chodź. – rzekł i pociągnął go za rękę w stronę karuzeli.

Loczek wpatrywał się tępo przed siebie, dając się prowadzić Louisowi, a jego wolna ręka powędrowała do zarumienionego policzka i przejechała placem po miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu spoczywały wargi Louisa.    

Po chwili otrząsnął się i dołączył do przyjaciela, a już kilka minut później obaj siedzieli na karuzeli.

- Wracamy? – zapytał Harry, kilka chwil później, gdy z uśmiechami na ustach opuścili huśtawki.

Louis przytaknął głową, a Harry pozwolił sobie nieśmiało ująć jego dłoń i spleść ich place razem, gdy kierowali się do wyjścia. Między nimi panowała cisza, a każde z nich było pogrążone we własnych myślach.

Loczek myślał o dzisiejszym dniu i przede wszystkim o pocałunku, który był tak bardzo przyjemny i których wysłał delikatne dreszcze do każdej komórki jego ciała. Mógł przysiąc, że w chwili w której usta Louisa zetknęły się z jego skórą, jego serce stanęło na kilka chwil, by potem ruszyć ze zdwojonym tempem.  To było coś nowego i nieoczekiwanego i Harry nie spodziewał się, że to nastąpi, ale bardzo się z tego cieszył.

Louis tylko uśmiechał się.

Po chwili do uszu Harry`ego dotarł płacz dziecka, więc obrócił się, by zobaczyć, skąd dochodzi hałas. Zobaczył małego chłopczyka, na jego oko mógł mieć ze trzy lata, który leżał na ziemi i płakał. Bez zastanowienia podbiegł do chłopca i podniósł go, starając się uspokoić. Przytulił go do delikatnie do siebie i rozejrzał się, starając się dostrzec jego rodziców. Gdy ich nie znalazł, spojrzał na Louisa, który tylko stał i przypatrywał się wszystkiemu z boku.

Harry rozumiał to. Nie wymagał od Louisa, by z dnia na dzień zmienił się, ale świadomość, że nie próbuje go odciągnąć od tego chłopca i zostawić go, sprawiała, że miał ochotę się uśmiechać, bo to znaczyło, że ta miłość, która kiedyś Louis w sobie miał, nadal w nim jest.

Loczek patrzył przez kilka minut na Louisa i uśmiechnął się delikatnie do niego, a jego serce zatrzepotało radośnie, gdy dostrzegł, jak chłopak powoli podchodzi do niego i kuca, by zrównać się z malcem.

- Gdzie są twoi rodzice? – spytał chłopca i delikatnie dotknął jego ramienia.

Dziecko płakało jeszcze przez chwilę, wtulone w Harry`ego, po czym podniosło wzrok i przetarło piąstką oczy, by potem móc spojrzeć na Louisa. Poraziła go zieleń jego tęczówek, tak bardzo podobna do tych, które miał Harry, a dziwne uczucie rozprzestrzeniło się w jego wnętrzu.

Chłopiec wyciągnął dłoń i wskazał na parę ludzi, która rozmawiała ze swoimi znajomymi, jak sądził Louis.

- Pójdziemy do nich, dobrze? – zapytał i odważył się dotknąć policzka dziecka, by zetrzeć łzy, które po nim spływały.

To było dziwne i Louis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie powinien, a jego zachowanie było błędem. Ale gdy spojrzał w zapłakane i czerwone oczy chłopczyka, nie potrafił się powstrzymać. Ta cała sytuacja przypominała mu dom, gdzie zajmował się swoimi młodszymi siostrami, a fakt, że malec miał zielone, jak trawa oczy niczego nie ułatwiał. Tak bardzo przypominał mu loczka, a Louis, mimo swojej natury, nie potrafił patrzeć na łzy w jego ciepłych, szmaragdowych oczach.

Chłopiec kiwnął głową na znak, ze się zgadza, więc Harry podniósł go z ziemi i chwycił za małą rączkę, spoglądając na niego z uśmiechem, a potem przenosząc wzrok na Louisa. I szatyn był pewny, że przez chwilę widział w jego oczach coś na kształt niedowierzania, radości i uwielbienia i nie mógł powstrzymać uśmiechu, który sam malował się na jego ustach.

Posłał przyjacielowi uśmiech i spojrzał w stronę rodziców chłopca, by już po chwili ruszyć w ich kierunku.

~~~*~~~


- I jak tam sprawy z Louisem? – zapytał Liam wchodząc do salonu i stawiając lody waniliowe na stoliczku przed nimi. Zajął miejsce obok przyjaciela na kanapie i odwrócił twarz w jego stronę.

Harry uśmiechnął się, odwracają ku niemu swoja twarz. – Dobrze. – powiedział. – Mam wrażenie, że aż za dobrze.

- Nie widać, aby ci to przeszkadzało – rzekł Niall, który siedział po drugiej jego stronie. – Cały czas chodzisz uśmiechnięty, a szczęście bije od ciebie na kilometr.

- Bo nie przeszkadza. – odrzekł chłopak. – Tylko… czy to nie dziwne? – zapytał. – No wiecie… nie widzieliśmy się pięć lat, na dodatek Louis nie jest aniołem, a mimo to nie ma miedzy nami za hamowań. Robimy te wszystkie rzeczy, które robiliśmy zanim odszedł i zachowujemy się tak, jakby te pięć lat nie miało miejsca. Przytulamy się i trzymamy za ręce… a przecież… Louis jest zły i to wszystko… czy to nie powinno mu przeszkadzać? Nasza bliskość, zwłaszcza, że jesteśmy tak bardzo inni?

Spojrzał na przyjaciół, którzy przypatrywali się mu. Przenieśli wzrok na siebie i spojrzeli sobie w oczy, po czym z powrotem spojrzeli na Harry`ego, który patrzył na nich niepewnie.

- Może to jest odrobinę dziwne… - powiedział Niall i położył swoją dłoń na ramieniu loczka. – Ale Harry… byliście kiedyś przyjaciółmi, a Louis był aniołem. Nie poznajecie się pierwszy raz, tylko próbujecie odbudować swoją przyjaźń. Znacie się i wiecie o sobie praktycznie wszystko, więc nic dziwnego, że bliskość między sobą jest taka naturalna.

Harry zamyślił się na chwilę, po czym powiedział. – Nie wydaje wam się, że to wszystko dzieje się zbyt szybko? No wiecie… spotkaliśmy się kilka dni temu, a miedzy nami już jest tak, jak było wcześniej. Czy to nie dziwne?

- Dlaczego miałoby być? – zapytał Liam i spojrzał na przyjaciela, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. – To naturalne, że chcecie, jak najszybciej odbudować swoje relacje i nadrobić stracony czas.

Loczek wzruszył ramionami. – Po prostu mam wrażenie, że to zbyt szybko. Cieszę się, że pomimo tych wszystkich wydarzeń, potrafimy ze sobą rozmawiać i spędzać razem czas. I cieszę się, że wciąż potrafimy być ze sobą tak blisko, tylko… boję się. – powiedział i spuścił wzrok na swoje dłonie.

Niall zmarszczył brwi, podobnie, jak Liam. – Czego? – zapytał blondyn.

- Tego, że jestem dla Louisa tylko zabawką. Celem, który chce osiągnąć. – odważył się spojrzeć na przyjaciół, na twarzach których malowała się troska.

- Dlaczego tak myślisz, Harry? – zapytał Liam, przysuwając się bliżej przyjaciela . – Przecież mówiłeś, że Louis nadal jest taki, jaki był. Że masz wrażenie, jakby miedzy wami nic się nie zmieniło.

- Bo tak jest. – odparł loczek. – Jest cudowny i kocham go, tylko…

- Więc mu zaufaj, Harry. – rzekł Liam.- Uwierz mi, że gdybyś był mu całkowicie obojętny, nie zachowywał by się w ten sposób. Wiele razy mówiłeś, że czasem dostrzegasz w jego oczach ten specyficzny blask, te iskierki…

- Louis jest świetnym aktorem. – przerwał chłopak, spoglądając w brązowe oczy przyjaciela.

Liam tylko uśmiechnął się, a Niall powtórzył jego gest.  – Uwierz mi, Harry, gdy mówię, że gdybyś nic dla niego nie znaczył, nie widziałbyś w jego oczach tego blasku. Miłości nie da się udawać, a zakochanego spojrzenia nie można zagrać. To jest coś, co można zobaczyć, tylko wtedy, gdy żyje w nas i jest prawdziwe.

- Tak myślisz? – zapytał Harry kilka chwil później, patrząc na przyjaciela z nadzieją w oczach.

- Tak właśnie myślę. – odparł i uśmiechnął się.

- Ale jeśli masz wątpliwości – dodał Niall. – Daj temu czas i pozwól, by sam napisał wam scenariusz. Nie pospieszaj niczego.  Po prostu czekaj, a właściwy moment sam przyjdzie.

Chłopak uśmiechnął się delikatnie i przytulił przyjaciół do siebie, dociskając ich mocno do swojej klatki piersiowej.

- Jesteście najlepsi, wiecie? – powiedział przez uśmiech.

- Wiemy.

~~~
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem i... cóż mogę powiedzieć? Nie było mnie ponad dwa tygodnie, wiem, przepraszam. Mam teraz taki ciężki czas na studiach, mnóstwo projektów do oddania, zaliczeń, kolokwiów, a do tego sesja, która zbliża się wielkimi krokami. Trudno w tym wszystkim znaleźć chociaż chwilę, by pomyśleć nad rozdziałem, a co dopiero siąść i zacząć pisać.
Niemniej jednaj, chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze i za to, że czekacie na kolejny rozdział. Bo czeka ktoś, prawda?
Co do nominacji... nawet nie było chwili, by pomyśleć o tym, więc zostawię to tak, jak jest.
I na koniec... naprawdę nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Postaram się, byście nie musieli zbyt długo czekać na niego, ale nie chcę wam nic obiecywać, bo najzwyczajniej w świecie, nie wiem, jak będzie z czasem. :)
Jeśli przeczytałeś - skomentuj, proszę. To dla mnie naprawdę ważne. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!

1 komentarz:

  1. Aww Po raz kolejny się uśmiecham, jak to czytam :D
    Po prostu cudo :")
    Szczerze, brakuje mi słów, żeby napisać jak cudownie to wszystko opisujesz :)
    Ta akcja z chłopcem była przesłodka ^^
    Życzę ci duużo weny i oczywiście sukcesów w nauce :D
    http://larrystylinson-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń