czwartek, 30 stycznia 2014

Koniec.

Cześć Wam!
Dużo myślałam nad tym, co mam tu napisać i w końcu doszłam do wniosku, że powiem to po prostu, bez zbędnego "gadania".
Postanowiłam zakończyć swoją działalność tutaj. Nie widzę sensu, by publikować tu dalej swoje opowiadanie. Czytelników jest niewiele, a komentarzy jeszcze mniej, dlatego doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie, jak skończę publikowanie tu swoich prac.
W związku z tym, chciałabym podziękować każdemu, kto choć raz zajrzał tu i znalazł czas, by przeczytać to, co udało mi się napisać. Oraz każdemu, kto zostawił po sobie opinię. Nawet nie wiecie, ile wasze słowa dawały motywacji, by dalej pisać oraz chęci, a każde z nich za każdym razem wywoływało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Miło było wiedzieć, że jest ktoś, komu podoba się to co pisze, i że nie jest to całkowicie beznadziejne.
Dlatego dziękuje wam wszystkim za słowa, które tu zostawiliście i czas, który poświęciliście, by na chwilę tu wejść.
Kiedy zaczynałam publikować "Room 206" nie myślałam, że może się ono komukolwiek spodobać. Zaczynałam je pisać z myślą, że nigdy nie zostanie wyciągnięte z szuflady i, szczerze, nie myślałam, że kiedykolwiek zaczne je publikować i znajdzie się ktoś, kto będzie chciał je przeczytać.
Dlatego jeszcze raz bardzo wam dziękuje,  bo to dzięki waszej opinii kontynuuje pisanie, a przede wszystkim publikowanie tego. Daliście mi poczucie, że nie jest to takie złe, jak myślałam.
Nie kończę swojej działalności w ogóle. Jeśli znajdzie się tu ktoś, kto będzie chciał przeczytać co spod mojego pióra serdecznie zapraszam na TUMBLR, gdzie będę kontynuować "The two sides of the mirror" oraz realizować swoje kolejne pomysły na opowiadania i shoty, a przyznam, że mam ich kilka w zanadrzu. :)
Tak więc jeszcze raz bardzo wam wszystkim dziękuje. jesteście najlepsi! <3

Tyle ode mnie.

Już nie do napisania! Bye. :) 

sobota, 18 stycznia 2014

The two sides of the mirror - rozdział szósty

Harry zrobił dokładnie to, co zamierzał. Zabrał Louisa w miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, ich prawdziwa przyjaźń i uczucia, które ze sobą niosła. I choć bardzo żałował, że nie mogą spotkać się na słonecznej polanie, bo przecież Louis nie miał wstępu do nieba, to nie narzekał, bo przecież mógł zabrać szatyna w to wyjątkowe miejsce tu, na Ziemi, dokładnie tam, gdzie tak naprawdę zaczęła się ich przyjaźń.

Więc zabrał Louisa w miejsce, gdzie pierwszy raz zdali sobie sprawę z tego, jak bardzo ważni są dla siebie, dokładnie tam, gdzie Harry zrozumiał, że Louis jest dla niego kimś więcej, niż tylko przyjacielem.

- Jesteśmy. – rzekł Harry i pozwolił Louisowi zabrać swoje dłonie z jego oczu.

Chłopak mrugnął kilka razy powiekami, by przyzwyczaić je do światła, po czym rozejrzał się.

Poznawał to miejsce: znaleźli je z Harrym, gdy pierwszy raz postanowili wybrać się na Ziemię, by zobaczyć, jak wygląda świat ludzi. Łza zakręciła się w jego oku, gdy przypomniał sobie, że to właśnie tu zorientował się, że młodszy chłopak znaczy dla niego, tak bardzo dużo i że prawdopodobnie jest w nim zakochany. I gdy pomyślał sobie, że stoi tu, tuż obok niego, dokładnie tak samo, jak przed laty, łza spłynęła po jego zarumienionym policzku, gdy zrozumiał jak wiele się zmieniło i dotarło do niego, że utraconych uczuć prawdopodobnie nie da się przywrócić.

Po chwili poczuł, jak smukłe palce przyjaciela delikatnie dotykają jego policzka, ścierając łzę, która po min spłynęła. Odwrócił twarz i ujrzał uroczą buzię Harry`ego, która uśmiechała się niewinnie, ukazując dwa dołeczki. I Louis sam nie mógł powstrzymać uśmiechu, na ten widok, bo uroczy Harry, był tym, którego Louis lubił najbardziej.

Louis odwrócił wzrok i jeszcze raz się rozejrzał. Miejsce to niewiele się zmieniło.  Drzewa tak samo duże, jak były, otoczone zielonymi krzewami, nieco większymi, niż Louis je zapamiętał i różanymi krzaczkami w różowym odcieniu. Na środku, tuż pod największym drzewem zawieszone były dwie huśtawki, o podstawie z desek i Louis musiał wziąć głębszy oddech, bo uczucia, które go wypełniły były tak ogromne, że powoli zaczynało brakować mu powietrza.

Odwrócił głowę, by jeszcze raz spojrzeć na Harry`ego.

- Chodź. – rzekł chłopak i pociągnął Louisa za rękę w stronę huśtawek.

Louis spojrzał na niego, a potem na ich złączone dłonie, a ciepło rozlało się po jego ciele na uczucie ciepłych i dużych dłoni zielonookiego.
Odważył się spleść ich palce razem i ponownie zerknął na przyjaciela, ale ten tylko posłał mu szeroki uśmiech i zacieśnił uścisk.

Louis podążył za nim, aż dotarli do drzewa, na którym zawieszone zostały huśtawki.  Zajęli miejsca i jednym, łagodnym ruchem nogi, wpędzili je w ruch.

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytał Louis po chwili ciszy.

Harry uśmiechnął się delikatnie i otworzył oczy, które do tej pory były schowane pod powiekami. –Pomyślałem, że to dobry pomysł, by zacząć wszystko od początku.

Spojrzał na starszego chłopaka i posłał mu ciepły uśmiech, a ten odwzajemnił gest i przymknął oczy, delektując się ciszą, jaka panowała wokół nich.

- Co z twoim chłopakiem, Harry. Tym, którego kochasz? – Louis odwrócił się w stronę młodszego chłopaka. – Powiedziałeś mu już?

- Jeszcze nie. – odparł Harry i zatrzymał się. – Ale mam zamiar zrobić to wkrótce.

Szatyn posłał mu słaby uśmiech i zatrzymał się, by już po chwili spokojnie chodzić po trawie.

- Dawno nas tu nie było, prawda? – zapytał Harry, znajdując się tuż obok niego.

Starszy chłopak przytaknął. – Ale niewiele się tu zmieniło.  To wszystko… Jakby czas zatrzymał się tu w miejscu.

- Racja.

Zapanowała cisza, która, o dziwno, dla żadnego z nich nie była krepująca. Louis zajął miejsce pod drzewem i poklepał dłonią trawę obok siebie, zachęcając tym Harry`ego, by usiadł przy nim. Więc loczek dołączył do przyjaciela, a ich ramiona i kolana dotykały się.

- Byłeś tu wcześniej… no wiesz… sam? – zapytał Louis, przenosząc wzrok na młodszego chłopaka.

- Nie. – odparł Harry. – To nasze miejsce. Nie chciałem być tu sam.

Louis zawahał się. – Przepraszam. – rzekł i ujął dłoń Harry`ego w swoją, by delikatnie ją ścisnąć.

- Jest dobrze. – odrzekł Harry i uśmiechnął się. – Teraz już jest.  – po czym splótł ich palce razem i mógł zobaczyć jak twarz Louisa rozświetla uśmiech, a oczy błyszczą i sam również nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy widział tak radosną twarz przyjaciela.

Louis oparł niepewnie swoją głowę na ramieniu loczka i przysunął się odrobinę bliżej. Chwilę później mógł poczuć, jak ramię Harry`ego przyciągnęło go jeszcze bliżej do siebie i objęło w pasie, na co serce Louisa poruszyło się szybszym rytem, a na twarz wpłynął szeroki uśmiech, podczas gdy w głowie wirowało mnóstwo myśli i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Harry`emu choć trochę na mim zależy.

~~~*~~~


Louis nie myślał, że to wszystko będzie takie proste. Wydawało mu się, że będzie musiał starać się i robić znacznie więcej, niż to prostu być, by Harry zwrócił na niego choć część swojej uwagi. Ale ku jego zdziwieniu było zupełnie odwrotnie. Louis wcale nie musiał nic wymyślać, by sprawić, że Harry uśmiechnie się do niego w ten jeden wyjątkowy sposób i spojrzy na niego swoim zielonym, tak bardzo ciepłym i radosnym, spojrzeniem. I choć wydawało mu się to dziwne, bo przecież Harry kochał już kogoś i obecność Louisa nie powinna tak na niego działać, a dotyk szatyna nie powinien wywoływać u niego dreszczy, co zdarzyło się kilka razy, to Louis wcale nie narzekał. Lubił widzieć, jak działa na Harry`ego, jak chłopak cieszy się na każde ich spotkanie i jak delikatnie ujmuje jego dłoń, by potem móc spleść ich palce razem. I może to było dziwne, bo Harry nie powinien chcieć trzymać jego dłoni, to Louis cieszył się, bo każda, nawet najmniejsza rzecz, sprawiała, że czuł się wyjątkowo, wiedząc, że Harry robi to sam, bez jego ingerencji.

Harry z kolei nie spodziewał się, że Louis pozwoli mu na to wszystko.  Myślał, że będzie musiał się bardzo postarać, by Louis chciał poddać się jego czynom, ale gdy zobaczył, że Louis zgadza się na wszystko, nie pytając o nic i posyłając mu przy tym tak bardzo szczery i szczęśliwy uśmiech, zdziwienie wstąpiło na jego twarz. Nie bardzo wiedział, co kierowało niebieskookim.  Czy robił to wszystko, bo naprawdę lubił spędzać z nim czas, czy może miał plan, a to wszystko było tylko kolejnym krokiem, by osiągnąć sukces. I choć Harry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że właśnie tak było, to im dłużej spotykał się z Louisem, tym więcej nabierał pewności, że Louis naprawdę chce spędzać z nim swój czas i nie robi tego dlatego, że musi, tylko dlatego, że chce. I ta myśl sprawiła, że Harry się uśmiechnął, bo to było coś, co chciał, by miało miejsce.

Oboje byli zaskoczeni tym, jak łatwo jest przebywać im w swoim towarzystwie. Byli pewni, że po pięciu latach, próba zbliżenia się do siebie zajmie im o wiele więcej czasu, niż kilka dni. Ale nie śmieli narzekać, bo przecież właśnie tego chcieli. I choć byli zaskoczeni bliskością, która panowała pomiędzy nimi już od pierwszych chwil, nie narzekali, bo to było tym, za czym najbardziej tęsknili. Kiedyś potrafili przesiedzieć całe dnie, spleceni w uścisku, ze splątanymi dłońmi. I obaj wiedzieli, że jest to czysto przyjacielski gest, który nie znaczył nic więcej poza tym, że są dla siebie bardzo ważni.

I teraz, gdy Harry pomyślał, że po pięciu latach, wciąż potrafią siedzieć razem pod drzewem, spleceni w silnym uścisku, ciepło rozlewało się po jego ciele, bo to była najpiękniejsza rzecz na świecie.    

Więc Harry dalej widywał się z Louisem i dalej próbował odnaleźć w nim uczucia. I czasem miał wrażenie, że widzi w jego spojrzeniu i gestach tą miłość, która chciał odnaleźć. I mimo, że uczucia te bardzo szybko znikały, Harry wiedział, że tam są i to sprawiło, że jeszcze bardziej uwierzył w słowa Boga i w to, że uda mu się, a jego uczucia zostaną odwzajemnione.

Harry widział się z Louisem każdego dnia, i każdego z nich zabierał go w inne miejsce. Czasem spacerowali wśród ludzi, a czasem po prostu siedzieli obok siebie na ławce lub pod drzewem i cieszyli się swoją obecnością. Żadne z nich nie narzekało; po prostu byli tam, dla tego drugiego chłopaka i cieszyli się z każdej chwili spędzonej razem.

A za każdym razem serce Louisa przyspieszało, tak samo jak puls Harry`ego, a oczy świeciły się jasnym blaskiem, gdy napotykało na swojej drodze drugiego chłopaka i zaglądało w jego tęczówki.

To było oczywiste, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy. 

Więc byli tam dla siebie każdego dnia, i każdego z nich zakochiwali się w sobie bardziej.

Spacerowali właśnie między alejkami wesołego miasteczka, a na ich ustach gościł szeroki uśmiech.  Wokół niech biegały dzieci i spacerowali rodzice, którzy pilnowali, by ich pociechy nie zrobiły sobie krzywdy. Było głośno i radośnie, ale zdawało się, się żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Szli obok siebie, co chwila zerkając na tego drugiego chłopaka i posyłając sobie nieśmiały uśmiech, gdy zdarzyło się, że ich spojrzenia spotkały się.

Harry z uwielbieniem przypatrywał się roześmianym i szczęśliwym twarzom dzieci, które biegały wokół niego. Udało mu się namówić Louisa, by przyszli tu jako normalni ludzi, których inni będą mogli zobaczyć i zachowywali się tak, jak przystało na człowieka. Więc byli tu, ubrani w normalny strój, niczym nie wyróżniający się z tłumu i starali się, by ich druga natura nie wyszła na jaw. 

I Harry skłamałby, gdyby powiedział, że nie podobało mu się to.

Louis również zdawał się nie mieć nic przeciwko, takiemu zachowaniu, choć Harry kilka razy widział w jego oczach psotne ogniki i miał wrażenie, że szatyn z całych sił powstrzymuje się, by nie zrobić nikomu żartu. Ale nie reagował, a Louis świetnie sobie radził, powstrzymując się i Harry był z niego naprawdę dumny.

- Gdzie teraz? – zapytał Louis, gdy odeszli od budki z misiami.

Spojrzał na Harry`ego, który rozglądał się wokoło i tulił misia, którego Louis dla niego wygrał.

Chłopak protestował, gdy Louis zaprowadził go do stanowiska i kazał wybrać sobie pluszaka. Twierdził, że wcale nie musi tego dla niego robić, ale Louis wiedział, że Harry chciał misia. I gdy tylko podał mu wygrana zabawkę, jego oczy zaświeciły się, a usta wygięły w szerokim uśmiechu i Louis wiedział, że było warto. 

- Co powiesz na Watę cukrową?

Louis uśmiechnął się delikatnie. – Jasne.

Ruszyli wzdłuż alejki,  wokół której rozciągały się stoiska z różnego rodzaju atrakcjami; od loterii, przez walenie młotem w wysokie coś, czego Louis nie potrafił określić, aż po budki w których zestrzeliwano kaczki.

W końcu doszli do stoiska, w którym sprzedawano kolorowy przysmak i ustawili się w kolejce, która była nieco większa, niż się spodziewali. Odczekali kilka minut, zanim przyszła ich kolej, w czasie których rozmawiali, aż w końcu Harry zamówili sobie jedną, dużą, niebieską watę cukrową na pół.

Ruszyli dalej, jedząc, rozmawiając i śmiejąc się, a przy okazji przyglądając, jak ludzie bawią się i spędzają czas.

- Harry. – rzekł w pewnej chwili Louis i wybuchł śmiechem.

Loczek spojrzał na niego pytająco, zupełnie nie wiedząc o co chłopakowi chodzi, po czym sięgnął do niebieskiego puchu, oderwał kawałek i wsadził sobie do ust.

- Wyglądasz uroczo. – rzekł ponownie Louis i sięgnął dłonią jego policzka, by zetrzeć z niego przyklejony, niebieski cukier.

Harry zarumienił się i odwrócił twarz.

- Hey. – dotarł do niego głos przyjaciela. – Harry. – Ujął jego podbródek w dłonie i odwrócił twarz, tak, że patrzyli sobie w oczy.  – Ktoś tu się zawstydził. – uśmiechnął się, a Harry chciał spuścić twarz w dół, ale palce Louisa skutecznie uniemożliwiały mu to. – Nie wstydź się. – powiedział. – To całkiem urocze, że się rumienisz. I słodkie. – dodał, po czym stanął na palcach i złożył na policzku Harry`ego delikatny, niczym skrzydełka motyla, pocałunek.

Harry otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, na co Louis tylko uśmiechnął się szeroko.

- Chodź. – rzekł i pociągnął go za rękę w stronę karuzeli.

Loczek wpatrywał się tępo przed siebie, dając się prowadzić Louisowi, a jego wolna ręka powędrowała do zarumienionego policzka i przejechała placem po miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu spoczywały wargi Louisa.    

Po chwili otrząsnął się i dołączył do przyjaciela, a już kilka minut później obaj siedzieli na karuzeli.

- Wracamy? – zapytał Harry, kilka chwil później, gdy z uśmiechami na ustach opuścili huśtawki.

Louis przytaknął głową, a Harry pozwolił sobie nieśmiało ująć jego dłoń i spleść ich place razem, gdy kierowali się do wyjścia. Między nimi panowała cisza, a każde z nich było pogrążone we własnych myślach.

Loczek myślał o dzisiejszym dniu i przede wszystkim o pocałunku, który był tak bardzo przyjemny i których wysłał delikatne dreszcze do każdej komórki jego ciała. Mógł przysiąc, że w chwili w której usta Louisa zetknęły się z jego skórą, jego serce stanęło na kilka chwil, by potem ruszyć ze zdwojonym tempem.  To było coś nowego i nieoczekiwanego i Harry nie spodziewał się, że to nastąpi, ale bardzo się z tego cieszył.

Louis tylko uśmiechał się.

Po chwili do uszu Harry`ego dotarł płacz dziecka, więc obrócił się, by zobaczyć, skąd dochodzi hałas. Zobaczył małego chłopczyka, na jego oko mógł mieć ze trzy lata, który leżał na ziemi i płakał. Bez zastanowienia podbiegł do chłopca i podniósł go, starając się uspokoić. Przytulił go do delikatnie do siebie i rozejrzał się, starając się dostrzec jego rodziców. Gdy ich nie znalazł, spojrzał na Louisa, który tylko stał i przypatrywał się wszystkiemu z boku.

Harry rozumiał to. Nie wymagał od Louisa, by z dnia na dzień zmienił się, ale świadomość, że nie próbuje go odciągnąć od tego chłopca i zostawić go, sprawiała, że miał ochotę się uśmiechać, bo to znaczyło, że ta miłość, która kiedyś Louis w sobie miał, nadal w nim jest.

Loczek patrzył przez kilka minut na Louisa i uśmiechnął się delikatnie do niego, a jego serce zatrzepotało radośnie, gdy dostrzegł, jak chłopak powoli podchodzi do niego i kuca, by zrównać się z malcem.

- Gdzie są twoi rodzice? – spytał chłopca i delikatnie dotknął jego ramienia.

Dziecko płakało jeszcze przez chwilę, wtulone w Harry`ego, po czym podniosło wzrok i przetarło piąstką oczy, by potem móc spojrzeć na Louisa. Poraziła go zieleń jego tęczówek, tak bardzo podobna do tych, które miał Harry, a dziwne uczucie rozprzestrzeniło się w jego wnętrzu.

Chłopiec wyciągnął dłoń i wskazał na parę ludzi, która rozmawiała ze swoimi znajomymi, jak sądził Louis.

- Pójdziemy do nich, dobrze? – zapytał i odważył się dotknąć policzka dziecka, by zetrzeć łzy, które po nim spływały.

To było dziwne i Louis nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie powinien, a jego zachowanie było błędem. Ale gdy spojrzał w zapłakane i czerwone oczy chłopczyka, nie potrafił się powstrzymać. Ta cała sytuacja przypominała mu dom, gdzie zajmował się swoimi młodszymi siostrami, a fakt, że malec miał zielone, jak trawa oczy niczego nie ułatwiał. Tak bardzo przypominał mu loczka, a Louis, mimo swojej natury, nie potrafił patrzeć na łzy w jego ciepłych, szmaragdowych oczach.

Chłopiec kiwnął głową na znak, ze się zgadza, więc Harry podniósł go z ziemi i chwycił za małą rączkę, spoglądając na niego z uśmiechem, a potem przenosząc wzrok na Louisa. I szatyn był pewny, że przez chwilę widział w jego oczach coś na kształt niedowierzania, radości i uwielbienia i nie mógł powstrzymać uśmiechu, który sam malował się na jego ustach.

Posłał przyjacielowi uśmiech i spojrzał w stronę rodziców chłopca, by już po chwili ruszyć w ich kierunku.

~~~*~~~


- I jak tam sprawy z Louisem? – zapytał Liam wchodząc do salonu i stawiając lody waniliowe na stoliczku przed nimi. Zajął miejsce obok przyjaciela na kanapie i odwrócił twarz w jego stronę.

Harry uśmiechnął się, odwracają ku niemu swoja twarz. – Dobrze. – powiedział. – Mam wrażenie, że aż za dobrze.

- Nie widać, aby ci to przeszkadzało – rzekł Niall, który siedział po drugiej jego stronie. – Cały czas chodzisz uśmiechnięty, a szczęście bije od ciebie na kilometr.

- Bo nie przeszkadza. – odrzekł chłopak. – Tylko… czy to nie dziwne? – zapytał. – No wiecie… nie widzieliśmy się pięć lat, na dodatek Louis nie jest aniołem, a mimo to nie ma miedzy nami za hamowań. Robimy te wszystkie rzeczy, które robiliśmy zanim odszedł i zachowujemy się tak, jakby te pięć lat nie miało miejsca. Przytulamy się i trzymamy za ręce… a przecież… Louis jest zły i to wszystko… czy to nie powinno mu przeszkadzać? Nasza bliskość, zwłaszcza, że jesteśmy tak bardzo inni?

Spojrzał na przyjaciół, którzy przypatrywali się mu. Przenieśli wzrok na siebie i spojrzeli sobie w oczy, po czym z powrotem spojrzeli na Harry`ego, który patrzył na nich niepewnie.

- Może to jest odrobinę dziwne… - powiedział Niall i położył swoją dłoń na ramieniu loczka. – Ale Harry… byliście kiedyś przyjaciółmi, a Louis był aniołem. Nie poznajecie się pierwszy raz, tylko próbujecie odbudować swoją przyjaźń. Znacie się i wiecie o sobie praktycznie wszystko, więc nic dziwnego, że bliskość między sobą jest taka naturalna.

Harry zamyślił się na chwilę, po czym powiedział. – Nie wydaje wam się, że to wszystko dzieje się zbyt szybko? No wiecie… spotkaliśmy się kilka dni temu, a miedzy nami już jest tak, jak było wcześniej. Czy to nie dziwne?

- Dlaczego miałoby być? – zapytał Liam i spojrzał na przyjaciela, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. – To naturalne, że chcecie, jak najszybciej odbudować swoje relacje i nadrobić stracony czas.

Loczek wzruszył ramionami. – Po prostu mam wrażenie, że to zbyt szybko. Cieszę się, że pomimo tych wszystkich wydarzeń, potrafimy ze sobą rozmawiać i spędzać razem czas. I cieszę się, że wciąż potrafimy być ze sobą tak blisko, tylko… boję się. – powiedział i spuścił wzrok na swoje dłonie.

Niall zmarszczył brwi, podobnie, jak Liam. – Czego? – zapytał blondyn.

- Tego, że jestem dla Louisa tylko zabawką. Celem, który chce osiągnąć. – odważył się spojrzeć na przyjaciół, na twarzach których malowała się troska.

- Dlaczego tak myślisz, Harry? – zapytał Liam, przysuwając się bliżej przyjaciela . – Przecież mówiłeś, że Louis nadal jest taki, jaki był. Że masz wrażenie, jakby miedzy wami nic się nie zmieniło.

- Bo tak jest. – odparł loczek. – Jest cudowny i kocham go, tylko…

- Więc mu zaufaj, Harry. – rzekł Liam.- Uwierz mi, że gdybyś był mu całkowicie obojętny, nie zachowywał by się w ten sposób. Wiele razy mówiłeś, że czasem dostrzegasz w jego oczach ten specyficzny blask, te iskierki…

- Louis jest świetnym aktorem. – przerwał chłopak, spoglądając w brązowe oczy przyjaciela.

Liam tylko uśmiechnął się, a Niall powtórzył jego gest.  – Uwierz mi, Harry, gdy mówię, że gdybyś nic dla niego nie znaczył, nie widziałbyś w jego oczach tego blasku. Miłości nie da się udawać, a zakochanego spojrzenia nie można zagrać. To jest coś, co można zobaczyć, tylko wtedy, gdy żyje w nas i jest prawdziwe.

- Tak myślisz? – zapytał Harry kilka chwil później, patrząc na przyjaciela z nadzieją w oczach.

- Tak właśnie myślę. – odparł i uśmiechnął się.

- Ale jeśli masz wątpliwości – dodał Niall. – Daj temu czas i pozwól, by sam napisał wam scenariusz. Nie pospieszaj niczego.  Po prostu czekaj, a właściwy moment sam przyjdzie.

Chłopak uśmiechnął się delikatnie i przytulił przyjaciół do siebie, dociskając ich mocno do swojej klatki piersiowej.

- Jesteście najlepsi, wiecie? – powiedział przez uśmiech.

- Wiemy.

~~~
Przybywam do was z kolejnym rozdziałem i... cóż mogę powiedzieć? Nie było mnie ponad dwa tygodnie, wiem, przepraszam. Mam teraz taki ciężki czas na studiach, mnóstwo projektów do oddania, zaliczeń, kolokwiów, a do tego sesja, która zbliża się wielkimi krokami. Trudno w tym wszystkim znaleźć chociaż chwilę, by pomyśleć nad rozdziałem, a co dopiero siąść i zacząć pisać.
Niemniej jednaj, chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze i za to, że czekacie na kolejny rozdział. Bo czeka ktoś, prawda?
Co do nominacji... nawet nie było chwili, by pomyśleć o tym, więc zostawię to tak, jak jest.
I na koniec... naprawdę nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Postaram się, byście nie musieli zbyt długo czekać na niego, ale nie chcę wam nic obiecywać, bo najzwyczajniej w świecie, nie wiem, jak będzie z czasem. :)
Jeśli przeczytałeś - skomentuj, proszę. To dla mnie naprawdę ważne. :)
Tyle ode mnie.
Do napisania!

środa, 1 stycznia 2014

The two sides of the mirror - rozdział piąty


- Tęsknisz czasem? – zapytał Harry, gdy spacerowali londyńskimi uliczkami. – Za rodziną, za domem?

- Każdego dnia. – odrzekł chłopak i spojrzał na przyjaciela, a Harry mógł dostrzec smutek w jego niebieskim spojrzeniu. – Za rodzicami, za dziewczynkami, za przyjaciółmi. Za wszystkim.

Harry nic nie powiedział, zamiast tego szedł przed siebie i wpatrywał się w przestrzeń, próbując poukładać sobie wszystko.

Gdy kilka dni temu spotkał się z Louisem i dał szansę, by spróbować naprawić wspólną przyjaźń, nie do końca wiedział, że tak będzie to wyglądać. Spodziewał się niezręczności, sprzeczności podglądów i różnego zdania na każdy temat, ale zamiast tego otrzymał zrozumienie, wspólne tematy, które w ogóle się nie zmieniły przez czas ich rozłąki. Oczekiwał kłótni, a zamiast niej otrzymał spokojną rozmowę, jakby wydarzenia, które miały miejsce, nie zdarzyły się, a czas który upłynął w ogóle nie istniał i nie była widoczna granica, która utworzyła mur między nimi. W jednej chwili, w której zamienili pierwsze słowo mur runął, a Harry poczuł się, jakby wreszcie odnalazł to, czego tak bardzo szukał przez te wszystkie lata. 

Spotkania z Luisem dawały mu wiele radości. Przez te kilka dni miał wrażenie, jakby wszystko wróciło do normy, a uczucie samotności i bólu z powodu odejścia najlepszego przyjaciela odeszło.
Wiele dowiedział się o życiu Louisa po opuszczeniu nieba i o tym, jak sobie radził z dala od najbliższych. Louis powiedział mu o Zaynie i kilku swoich przygodach, lecz nigdy nie wspomniał o tym, czego dokonał, jakby chciał ustrzec Harry`ego przed złem, które w nim siedziało. A Harry nigdy nie pytał, choć często zastanawiał się, co kierowało Lousiem, gdy czynił te wszystkie rzeczy. Ale trzymał to w sobie, nie mając odwagi, by zapytać.

Harry z kolei dużo opowiadał szatynowi o życiu w niebie. O sobie, o swojej rodzinie i przyjaciołach. O obowiązkach i pomaganiu innym. Wiele razy wspomniał tez o rodzinie Louisa, gdy chłopak zadawał pytania, często przy tym przerywając wypowiedzi młodszego chłopaka. Ale Harry nie narzekał. Lubił, gdy Louis pytał i wyrażał swoje zainteresowanie jego życiem i tym co się działo na górze, dlatego zawsze chętnie odpowiadał na wszystko, często sam dodając coś od siebie, gdy widział błyszczące od ciekawości, spojrzenie przyjaciela.

Każdego dnia spędzał z Louisem tyle czasu, ile tylko mógł, by nie zaniedbać swoich obowiązków tam, na górze, a za każdym razem, gdy musiał powiedzieć mu „żegnaj” jego serce niebezpiecznie przyspieszało, jakby bało się, że to spotkanie było ich ostatnim.

Harry myślał, że właśnie tak to się skończy. Że Louis odejdzie, zostawiając go samego i załamanego, z roztrzaskanym sercem, jak za pierwszym razem, bo Harry, mimo, że minęło tylko kilka dni, zdążył się przyzwyczaić już do obecności chłopaka i nie wyobrażał sobie tego, że może go nie być.

Ale Louis nie odszedł, ani pierwszego dnia, gdy się spotkali, ani następnego i kolejnego też nie.

Został, a serce Harry`ego radowało się i wybijało szybszy rytm na samą myśl o spotkaniu ze starszym chłopakiem, jakby chciało wyrwać się z jego piersi, by odnaleźć to Louisa, które pomimo czasu i ogromnej zmiany wciąż miało w sobie tę niewielką cześć miłości, którą posiadał w sobie chłopak, zanim opuścił niebo. 

I to sprawiało, że Harry czasem gubił się w swoich uczuciach. Nie do końca rozumiał, jak to było możliwe: Louis był zły i Harry wiedział, że nie powinien go kochać, ale coś w jego wnętrzu podpowiadało mu, że jest inaczej. Chłopak nie do końca rozumiał, jak to możliwe, że gdy spotyka się ze starszym chłopakiem, jest on miły i sprawia wrażenie, jakby jego druga strona w ogóle nie istniała, ale gdy tyko ich drogi rozchodzą się, powraca on do swojej codziennej postaci, powodując smutek i łzy. 

To przerażało Harry`ego. Louis był zły, o czym niejednokrotnie się przekonał, widząc jego czyny i naprawiając krzywdy, jakie wyrządził innym.  Ale z drugiej strony wciąż był tym samym chłopakiem, którego Harry znał, gdy jeszcze byli przyjaciółmi. I Harry nie mógł zrozumieć, dlaczego tak jest. Louis pokazał mu drugiego siebie i chłopak domyślał się, że to właśnie zasługa jego drugiego oblicza, że serce anioła wybijało szybszy rytm za każdym razem, gdy napotykało na swojej drodze starszego chłopaka.

Harry wiedział, ze to niewłaściwe, dlatego bronił się przed tym, jak tylko mógł, bo przecież był aniołem i nie mógł pozwolić sobie na miłość, szczególnie z Louisem, który był tak bardzo inny niż on. Więc odpychał od siebie te myśli tak daleko, jak tylko mógł, choć z dnia na dzień stawało się to coraz trudniejsze, bo Louisa, pomimo jego demonicznej strony, nie dało się nie kochać i Harry wiedział to aż za dobrze.

Ale milczał, więc wszystko toczyło się dalej swoim rytmem i nikt nie zauważył, że uśmiech chłopaka z dnia na dzień staje się coraz bardziej przygaszony.

- Chciałbyś móc ich zobaczyć? – zapytał po chwili i przeniósł swoje zielone spojrzenie na twarz przyjaciela.

Louis uniósł wzrok i spojrzał na chłopaka. – Bardzo.

- Możesz.

Chłopak uniósł brwi ku górze i uśmiechnął się delikatnie. – Nie mogę. Upadli nie mają wstępu do nieba, Harry.

Loczek zacisnął usta w wąską linię i spojrzał na Louisa przepraszająco. Po chwili jednak zapytał niepewnie.

- A gdybyś tak… spróbował… nawrócić się?

- Nawrócić się?  - chłopak spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami, a potem tylko spuścił głowę kręcąc ją i nieznaczenie się uśmiechnął. – Wybacz Harry, ale nie. Wiem co wybrałem i co niosła ze sobą moja decyzja. Tęsknie za rodziną, za dziewczynkami, choć pewnie już nimi nie są, ale nie. Nie wrócę do nieba, Harry.

W tym momencie serce Harry`ego upadło i roztrzaskało się ma miliony małych kawałeczków, gdy słowa Louisa dotarły do jego umysłu.  Uczucia Harry`ego nie zostaną odwzajemnione i nie było szansy, by kiedykolwiek mogli z Louisem spróbować być razem, bo chłopak dokonał już wyboru i nie zamierzał zmieniać swojej decyzji.  Nie zamierzał wrócić.

Harry odwrócił wzrok, by Louis nie mógł dostrzec łzy, która spłynęła po jego bladym policzku. A więc tak to się miało skończyć.

 
- Harry?  -dotarł do niego głos starszego chłopaka.  – Wszystko w porządku?

Odwrócił twarz, uprzednio ścierając z niej kropelki słonej cieczy i uśmiechnął się delikatnie, choć uśmiech ten nie sięgał jego oczu.

- Tak. – odparł spoglądając w oczy przyjaciela.  –W porządku.

Louis jeszcze przez chwilę przyglądał mu się, a Harry miał wrażenie, jakby widział w jego spojrzeniu troskę, ale szybko odrzucił tę myśl od siebie. Przecież Louis nie potrafił się troszczyć.

Milczeli, a głos Harry`ego przerwał ciszę.

- Opowiesz mi o tobie i Zaynie? – Nie mógł pozwolić, by Louis domyślił się, jak bardzo jego słowa dotknęły go.

Chłopak spojrzał podejrzanie na przyjaciela, lecz po chwili kiwnął głową na znak zgody.

- Jesteśmy przyjaciółmi, jeśli można nas tak nazwać.  – zaczął – Mieszkamy razem, spędzamy ze sobą dużo czasu i świetnie się razem bawimy. Czasem też, jesteśmy przyjaciółmi z korzyściami.

- Och.  – wyrwało się z ust Harry`ego. A więc Zayn miał to prawo. I to sprawiło, że serce zielonookiego chłopca zatrzepotało boleśnie i mocno, wywołując ucisk w jego klatce piersiowej.

- Kochacie się? – zapytał po chwili, przyglądając się uważnie starszemu chłopakowi.

Louis zaśmiał się.  – Nie. Oczywiście, że nie. – odparł. – Lubimy się, ale coś takiego, jak miłość… wątpię, by była w stanie nas dosięgnąć. Zayn nie należy do osób, które bawią się w związki, a tym bardziej, które wierzą, że taka więź istnieje. My po prostu… korzystamy z tego, że mamy siebie pod ręką i zaspokajamy swoje potrzeby, nie wplątując w to żadnych głębszych uczuć.

- A ty? – zapytał kędzierzawy chłopiec, patrząc uważnie na Louisa. – Kochasz go?

- Nie. – odparł Louis i było to tak pewne, że Harry już o nic więcej nie pytał. Zamiast tego próbował zignorować uczucie radości, które zaczynało się rozlewać po jego ciele, gdy usłyszał słowa przyjaciela. Nie chciał sobie robić nadziei, ale coś w jego wnętrzu podsuwało mu myśl, że ma szanse i Harry choć bardzo chciał, nie potrafił oprzeć się tej wizji. I to sprawiło, że jego usta wygięły się w uśmiechu, który uwidocznił jego dwa dołeczki i wytworzył dziwne iskierki w jego zielonych oczach.

- A ty, Harry – zapytał Louis – Kochasz kogoś?

Harry uśmiechnął się do niego delikatnie. – Myślę, że jest ktoś taki.  

W tej chwili uśmiech Louisa zmalał, oczy straciły blask, a Harry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś dla Louisa znaczy.

- Powiesz mi, kto to taki?

Pokręcił przecząco głową.  – Nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego?

- Jeśli ci powiem, stracę szanse, by kiedykolwiek być z tą osobą.

- Ale… - zaczął Louis i spojrzał na Harry`ego swoim szklanym wzrokiem, któremu Harry nigdy nie umiał odmówić.  – Nikomu nie powiem. Obiecuję.     

Harry musiał naprawdę się postarać, by nie ulec chłopaki, ale udało mu się.

- Przykro mi. – powiedział kręcąc przecząco głową.

Louis zasmucił się, ale za chwilę jego twarz znów się rozświetliła, choć uśmiech, który się na niej malował nie sięgał jego ciemnych oczu i loczek wiedział, że Louis próbował udawać radość.

- A powiesz mi chociaż, jaki on jest? – poprosił.

Harry uśmiechnął się i przytaknął, a Louis zaklaskał w dłonie i podskoczył, niczym mała dziewczynka.

- No więc?

- Jest najlepszy… - zaczął Harry -  I najgorszy zarazem. Ale lu… kocham go, tak, myślę, że to odpowiednie słowo, i mam nadzieję, że któregoś dnia, odwzajemni moje uczucia.

- Ooo… - wyrwało się z ust Louisa. – Coś jeszcze?

- Tak on… jest szalony i zabawny i ma najpiękniejsze oczy na świecie. Jest wyjątkowy i pomimo swojej postawy, wiem, że gdzieś tam w środku potrafi kochać, tylko boi się to pokazać. Potrafi sprawić, że uśmiecham się na sam jego widok i ma w sobie coś takiego, co sprawia, że nie umiem o nim zapomnieć.  – Mówiąc to Harry uśmiechnął się, a serce Louisa poruszyło się boleśnie. To nie był on. –Mam nadzieję, że któregoś dnia, da mi szansę, bym mógł pokazać mu, jak bardzo jest niezwykły.

Louis posłał chłopakowi delikatny uśmiech i odwrócił twarz, próbując powstrzymać rosnącą mu w gardle gulę, na słowa przyjaciela.  Poczekał kilka chwil, by być pewnym, że jego głos nie zadrży i nie zdradzi w jakim jest stanie, po czym powiedział. – Jestem pewny, że ją dostaniesz. – rzekł spoglądając na Harry`ego. – Jesteś świetnym facetem, a tamten chłopak musiałby być kompletnym idiota, by tego nie dostrzec.

- Tak myślisz? – zapytał loczek, a w jego głosie można było usłyszeć radość.

- Jestem tego pewny.

Harry uśmiechnął się szeroko i niepewnie podszedł do Louisa, porywając go w swoje objęcia i przyciskając do piersi. 

I gdy tylko ich ciała zetknęły się, serce Harry`ego przyspieszyło swój bieg, a na ciało wkroczył rumieniec, który próbował ukryć, wtulając twarz we włosy przyjaciela.  

~~~*~~~

- I jak twój plan? – zapytał Zayn, wchodząc do ich wspólnego pokoju.

- W porządku. – odparł Louis, siadając na kanapie obok mulata. – Tak myślę. Sprawy nieco się skomplikowały.

Zayn zmarszczył brwi. – Co masz na myśli?

Louis spuścił wzrok na swoje dłonie. – Harry, on… zakochał się. – powiedział, po czym ukrył twarz w dłoniach.

- To świetnie. – odparł Zayn i uśmiechnął się szeroko. – Teraz masz już go w garści. Nie odmówi ci.

- Nie we mnie.

- Co, nie w tobie?

- Nie we mnie się zakochał. – rzekł Louis i spojrzał na przyjaciela.

Zayn wpatrywał się przez chwile tępo w przyjaciela, nie rozumiejąc jego smutnej miny, po czym odezwał się.  – Co z tego. – rzekł. – Znajdziesz tego chłopaka i sprawisz, że zrezygnuje z niego.

- Nie mogę tego zrobić. – powiedział Louis i odwrócił wzrok, by Zayn nie dostrzegł jego zaszklonych oczu.

- Dlaczego? – zapytał.

- Nie mogę.

- Chwila.- rzekł Zayn i podniósł się z kanapy. – Nie rozumiem. O co ci chodzi?

Louis milczał.

- Chcesz Harry`ego, tak? To dlaczego najzwyczajniej w świecie nie weźmiesz go sobie, zamiast tej całej szopki i nie zaoszczędzisz sobie czasu?

Louis dalej milczał, nie chcąc wypowiadać słowa, bo wiedział, że jego głos zdradzi wszystko, a wiedział, że Zayn nie zrozumie.

- Czekaj, czy ty… - mulat zawahał się. – Chyba mi nie powiesz, że zakochałeś się w nim?

Louis odważył się spojrzeć na przyjaciela i gdy tylko jego oczy spotkały te brązowe Zayna, wiedział, że to był błąd.

- Kochasz go?! – krzyknął mulat, a w jego oczach iskrzyły się błyskawice. – Odbiło Ci?!

Szatyn znów milczał.

- Powiedz coś! – krzyknął, ale widząc, że Louis nie zamierza nic powiedzieć, kontynuował. – Miałeś tylko sprawić, by ci zaufał! Nic więcej! A ty co?! Zakochałeś się! Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo wszystko utrudniłeś? Miałeś go po prostu sobie wziąć.

Louis ponownie ukrył twarz w dłoniach, a po jego rozpalonym policzku spłynęła pierwsza łza, skapując na jego koszulkę. Złość wezbrała się w nim, więc skrył dłonie we włosach, ciągnąc mocno za ich kosmyki. Podniósł się i spojrzał na Zayna, który wpatrywał się w niego z rozczarowaniem.

- Myślisz, że nie wiem, że to nie powinno się zdarzyć?!- krzyknął. – Wiem, doskonale wiem, że zawaliłem, ale nie umiem nad tym panować! To silniejsze ode mnie.

Upadł na kolana i zamknął powieki spod których, wypływały słone kropelki przezroczystej cieczy.
Trwali przez chwilę w milczeniu, aż w końcu, po kilku minutach Zayn odezwał się.

- Może to nie tak źle.

Louis spojrzał na niego pytająco.

- Wiesz… -zaczął – Wystarczy, że sprawisz, że pokocha cię bardziej niż tamtego chłopaka. 

Szatyn zmarszczył brwi. – Co sugerujesz?

- Rozkochaj go w sobie. – odparł. – Spraw, by świata poza tobą nie widział.

Louis podniósł się i z powrotem usiadł na kanapie.

- Wtedy bez problemu uda ci się zrealizować swój plan i będziesz go miał dla siebie.

Louis uśmiechnął się delikatnie. Pomysł Zayna nie był zły, zawłaszcza, że Harry wcale nie musiał wiedzieć, jak było naprawdę.
~~~*~~~

- Czego się dowiedziałeś, Harry? – Spytał głos, gdy po raz kolejny rozmawiali na zalanej słońcem polanie.

- Niewiele – odparł. – Louis bardzo mało mówi, o tym co planuje i w ogóle o tym, czego dokonał. Unika tego, jakby się bał. Przepraszam. – dodał po kilku chwilach.

- Nie przepraszaj, Haroldzie. – rzekł, miłym i spokojnym głosem Bóg. – Na wszystko przyjdzie czas. Zobaczysz, że gdy Louis będzie gotowy, sam Ci wszystko powie, a nawet pokaże i wcale nie będziesz musiał go o to prosić.

- Tak Bóg myśli? – zapytał Harry, unosząc głowę ku niebu.

- Tak. Jestem tego pewny. – odrzekł Bóg, a na polanie zapadł cisza, podczas której Harry próbował poukładać swoje myśli.

- Coś się stało, Haroldzie? – spytał głos, przerywając cisze.  – Jesteś strasznie cichy dziś.

- Jest w porządku.

- Haroldzie?

Harry wypuścił drżący oddech. – Kocham go. Kocham, choć wiem, że nie powinienem.

- Dlaczego tak myślisz?

Harry zawahał się. – Bo on… On jest złym duchem. Jak mogę kochać kogoś, kto jest zupełnym przeciwieństwem mnie?

- Och, Haroldzie. – rzekł Bóg delikatnym głosem. – Miłość przybiera różne postaci i często łamie kanony zasad, jakie panują. Kochamy nie za to, kto kim jest, jakie ma włosy i nos, ale za to, jaki jest. Jak zachowuje się wobec nas.  Nie ma nic dziwnego w tym, że zakochałeś się w Louisie. Kochając, serce często dokonuje na pozór absurdalne wybory, ale czy takie są? Tylko spójrz… Kochasz Louisa, bo wiesz, jaki jest. Potrafisz dostrzec jego drugie oblicze i sprawić, że ukazuje się ono światu. Pamiętasz tą historię z chłopczykiem. – zapytał Bóg, a Harry kiwną głową. – Jest ona idealnym dowodem na to, że miłość potrafi złamać wszystkie bariery i pokonać największe zło i strach, ale tylko wtedy, gdy żyjąca w nas jest prawdziwa. Louis ocalił tego chłopca, bo tak bardzo przypominał mu ciebie. Spójrz, jak bardzo absurdalne to jest. Odszedł i zostawił cię, ale mimo to nie potrafi zrobić ci krzywdy. Jak myślisz dlaczego?

Harry zastanowił się przez chwilę. – Bo przemawiała przez niego miłość?

- Otóż to, Harry. – rzekł głos. – Otóż to.

- Ale przecież… Louis jest zły.

- A kto powiedział, że źli nie potrafią kochać? – rzekł głos.- Miłość żyje w każdym z nas, bez względu na to, kim jesteśmy, lecz nie każdy pozawala jej działać.  Żyje w tobie, co widać na każdym kroku, ale żyje też w Louise, tyle, że tego nie widać.

- Czyli… zaczął Harry. – To nie jest źle, że zakochałem się akurat w nim?

- Oczywiście, że nie.  – odparł Bóg – Louis był kiedyś aniołem i ta miłość, którą kiedyś nosił na ramieniu, gdzieś tam w nim jest, ukryta bardzo głęboko, pod warstwą kurzu i wspomnień, ale mimo to wciąż jest. Musisz ją tylko odnaleźć.

- Myśli Bóg, że to się uda?  - zapytał loczek - Że będziemy jeszcze szczęśliwi?

- To już zależy tylko i wyłącznie od was.


Harry uśmiechnął się delikatnie, z wdzięcznością, nie wypowiadając już żadnych słów, wiedząc, że ten mały gest wystarczy, by podziękować Bogu za jego słowa. I Harry właśnie tak, miał zamiar zrobić. Chciał odnaleźć miłość w Louisie


~~~

Przepraszam, wiem, że rozdział miał pojawić się do końca roku, i pojawiłby się wczoraj, gdyby moje plany na sylwestra raptownie się nie zmieniły. Ale jest! I jestem z niego nawet zadowolona. :) Mam dla was dwa ogłoszenia. 


1. Podjęłam decyzje w sprawie mojej działalności tutaj.

Dokończę publikację tego opowiadania na tym blogu, a potem zakończę swoją współprace z Blogspot. Liczba czytelników jest bardzo niewielka i nie widzę sensu, by kontynuować, niemniej dokończę to, co zaczęłam.
Ale chciałbym prosić każdego, kto przeczyta rozdział, by zostawił coś po sobie. Wasza opinia naprawdę dużo dla mnie znaczy i motywuje. A poza tym, chciałabym wiedzieć, ile osób naprawdę czyta to opowiadanie.
 

2. Nominacja do Liebster Award!
 

Chciałbym podziękować bardzo serdecznie Maggie98 za nominację. Jest mi strasznie miło, że pomyślała o mnie i znalazła miejsce w swoich nominacjach na mojego bloga. Dziękuje. xx :)

Tradycyjnie, małe przypomnienie, lub wyjaśnienie zasad tej gry
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania, które dostałam:
  1. Jaką cechę cenisz u ludzi najbardziej?
    - Szczerość.
  2. Najlepszy prezent, jaki ktoś ci podarował?
    - Nie ma takiego. Wszystkie prezentu były tak samo niesamowite. :)
  3. Słodkie czy słone?
    - Słodkie.
  4. Miejsce, które najbardziej chcesz zwiedzić?
    - New York City.
  5. Masz idola, jakiś autorytet? Jeśli tak, to kto to?
    - Aktualnie brak takiej osoby.
  6. Twój ostatni sukces (może być nawet ten najmniejszy)?
    - Wiara, która przyszła całkiem niedawno, po kolokwium, i która sprawiła, że uwierzyłam, iż Mechanika Płynów jest do zaliczenia. :)
  7. Twoja największa zaleta i wada?
    - Wada: jestem chyba zbyt pedantyczna i poukładana, tak myślę. Zaleta: Lubię porządek, dlatego zazwyczaj go mam, to chyba się liczy, prawda?
  8. Bez czego nie wychodzisz z domu?
    - Telefon i czapka aktualnie.
  9. Piosenka na dziś?
    - Jonathan Clay - Heart On Fire
  10. Gdybyś mogła podróżować w czasie, to przeniosłabyś się w przeszłość i zmieniła bieg historii, czy nie?
    - Myślę, że nie. Jest dobrze, tak jak jest, choć nie doskonale.
  11. Jedno życzenie, o jakie poprosiłabyś np. dżina to....?
    - Więcej odwagi, bym mogła spełniać marzenia, które są na wyciągnięcie reki. :)

    Jeśli chodzi o nominację, to pomyśle nad nimi i zaktualizuję ten wpis, wtedy też pojawia się moje pytania. Jak zwykle mam z tym problem, ponieważ niewiele jest blogów tutaj, które znam i czytam. :)

    Tyle ode mnie.                    
                                               SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!