Cześć Wam!
Przybywam tu tylko na chwilę, aby wyjaśnić i jednocześnie przeprosić za brak rozdziału. Wiem, że minęło już sporo czasu od ostatniego wpisu, ale nic nie mogę na to poradzić. Studia pochłaniają cały mój czas: masa projektów, nad którymi trzeba posiedzieć, kolokwia i do tego przedmioty, które nie są wcale takie łatwe i którym trzeba poświęcić czas.
Wiem, że to dość marne wytłumaczenie, ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie miałam nawet chwili czasu, by pomyśleć nad tym, co chce napisać, a co dopiero, by otworzyć Worda i zacząć.
Tak więc stanęło na tym, że liczba słów w przyszłym rozdziale wynosi "zero". Zdaję sobie sprawę z tego, że wpis powinien się już pojawić, ale nie chce wam wstawiać czegoś, z czego nie będę zadowolona i co nie będzie na jakimś tam poziomie, choć wiem, że moja twórczość nie jest zbyt dobra.
Rozdział się pojawi, na pewno się pojawi i postaram się zrobić wszystko, by pojawił się jak najszybciej. Postaram się napisać coś w weekend i może uda mi się go wstawić w następnym tygodniu, ale nie chce wam nic obiecywać, bo wiem, że może być ciężko z dotrzymaniem słowa.
Dziękuje wam bardzo za wszystkie komentarze i cierpliwość. Mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś z was czeka jeszcze na rozdział. :)
+ Nie podjęłam jeszcze decyzji dotyczącej końca swojej działalności tutaj, ale mam nadzieję, że taka informacja pojawi się wraz z następnym rozdziałem. :)
Jeśli macie do mnie jakieś pytania, lub po prostu chcecie ze mną porozmawiać i dowiedzieć się, jak postępują prace nad rozdziałem - zapraszam TU.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam i dziękuje. Za wszystko. :)
Do napisania!
czwartek, 21 listopada 2013
niedziela, 3 listopada 2013
The two sides of thhe mirror - Rozdział trzeci
Minęły trzy dni, odkąd Harry zobaczył Louisa. W tym czasie
jego myśli cały czas były zajęte przez niebieskookiego chłopaka, nie pozwalając
mu się na niczym skupić. Każda próba ucieczki przed wspomnieniami i niebieskim
odcieniem jego tęczówek, który Harry bardzo dobrze zapamiętał i miał nadzieję,
że wciąż takie są, kończyła się niepowodzeniem. Louis skutecznie zajmował jego
umysł, nie pozwalając skupić myśli na niczym innym.
I tak Harry spędził całe trzy dni, na myśleniu o Louisie: o jego niebieskich, jak ocean oczach, uśmiechu, który był tak piękny, jak gwiazdy na niebie i o kurzych łapkach wokół jego oczu, które ze sobą przynosił. O jego nieskazitelnej, porcelanowej twarzy, tak bardzo delikatnej w dotyku, smukłych dłoniach, których place niejednokrotnie splatały się z tymi Harry`ego, o jego śmiechu, tak bardzo uroczym i słodkim, że Harry mógł go słuchać godzinami i nigdy mu się nie nudził.
Myślał o ich przeszłości. O tym co mieli, jako para najlepszych przyjaciół, którzy bardzo dawno temu, przekroczyli tą granicę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Myślał o uczuciu, które ich wtedy łączyło, a które mimo wszystkich wydarzeń i odległości fizycznej między nimi, nie uległo zmianie. I choć Harry nie był go wtedy świadomy, to wystarczyło jedno spojrzenie, po tylu latach separacji, by zrozumieć, że te wszystkie dziwne rzeczy, które wyprawiało jego ciało, gdy napotykało na swojej drodze Louisa, to właśnie miłość.
Harry siedział na parapecie w swoim mieszkaniu i obserwował, jak życie toczy się powoli, nie dosięgając go. Odkąd spotkał Louisa miał wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu, wskazówki zegara stanęły i nie chciały ruszyć dalej, choć Harry tak bardzo tego pragnął.
Rozmowa z Bogiem wiele wyjaśniła, choć nie rozwiała jego wątpliwości. Podjął decyzje, ale im więcej czasu mijało, tym więcej negatywnych myśli nawiedzało jego umysł. Nie umiał oprzeć się wrażeniu, że gdy tylko pozwoli Louisowi wrócić do jego spokojnego życia, szatyn zrani go, a on znów zostanie sam z tym palącym uczuciem w piersi. Nie chciał tego. Pomimo, że kochał i że był gotowy, by pozwolić Louisowi rozkochać go w sobie na nowo, bał się.
Dlatego tak bardzo zwlekał z tym, by ponownie stawić mu czoła. Dużo myślał nad ich spotkaniem, nad tym co zrobi, gdy stanie z nim twarzą w twarz, co mu powie i nad tym, co zrobi Louis, a Harry wiedział, że stać go na wiele.
Wiele razy przeprowadzał w myślach ich rozmowę, lecz za każdym razem wydawała się ona być coraz bardziej absurdalna, więc odpuścił, postanawiając działać spontanicznie.
Wyjrzał przez okno, za którym kilka białych postaci przechadzało się chodnikiem i uśmiechało, gdy ktoś obok mich przechodził. Harry uśmiechnął się na ten widok, wiedząc, że nie ważne, jak bardzo źle się działo, oni zawsze się uśmiechali i był gotowi pomóc każdemu, kto ich pomocy potrzebował, nawet jeśli oni sami jej potrzebowali.
Przeniósł swój wzrok na niebo, które było przejrzyście czyste, bez żadnej chmury i białych smug, które czasem się na nim pojawiały. Jego błękitny odcień był nieskazitelnie czysty, a słońce odbijało w nim swoje promienie, sprawiając, że wszystko wokół emanowało spokojem i radością, a uśmiech sam malował się na twarzy.
I pierwszy raz, Harry miał ochotę uciec stąd. Po prostu wyjść i nie wrócić, schować się przed światem tak, by nikt go nie znalazł.
Nie umiał się odnaleźć we własnych uczuciach.
Po chwili poczuł, jak ciepłe ramiona otoczyły go, a głowa przyjaciela oparła się o jego własną. Wtulił się w niego i przymknął powieki, powoli relaksując się pod wpływem obecności Liama.
- Znów o tym myślisz.
Podniósł głowę i zerknął na przyjaciela, którego brązowe tęczówki patrzyły na niego z troską wypisaną w ich odcieniu. Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami, po czym z powrotem wtulił się w jego tors.
- Nie umiem nie myśleć. – odparł, wpatrując się w okno. – To mnie przeraża.
Liam odsunął się i zajął miejsce naprzeciwko niego, lekko pocierając jego łydki.
- To, że go kochasz?
Harry przytaknął. – Boję się tego.
- Nie musisz się bać, Harry. – rzekł Liam, na co Harry spojrzał na niego, swoimi zielonymi oczyma. – Louis nic nie wie o twoich uczuciach i nie musi wiedzieć, jeśli nie będziesz tego chciał. Tylko od ciebie zależy, czy dowie się o tym, że kochasz, czy nie. Nie ma czego się bać. Wszystko jest w twoich rękach.
Harry uśmiechnął się delikatnie. – Dzięki.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, podczas której Liam przyglądał się Harry`emu, który wpatrywał się w okno.
- To nie wszystko, prawda? – odezwał się Liam, po kilku minutach.
Harry spuścił wzrok na swoje kolana.
- Harry. – powiedział Liam i uniósł podbródek loczka ku górze, tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy.
– Co się dzieje?
Harry milczał.
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, prawda? – rzekł. – Jestem twoim przyjacielem i pomogę ci, cokolwiek to jest.
Harry odwrócił wzrok, a Liam opuścił rękę, dając przyjacielowi kilka chwil na zebranie się w sobie.
- Jestem tchórzem. – odezwał się Harry po chwili i spojrzał na swojego przyjaciela smutnym wzrokiem. – Od trzech dni unikam spotkania z Louisem, jak tylko mogę, bo boję się, że nie dam sobie z tym rady. Robię wszystko, by opóźnić nasze spotkanie, z obawy, że gdy tylko spojrzę w jego oczy, przepadnę, zapominając o tym, co tak właściwie mam zrobić. Uciekam, zamiast stawić czoła temu, co mnie czeka. Jak mam pomagać innym, skoro sam nie mogę uporać się z własnymi uczuciami. Nie zasługuje na to, by być tym, kim jestem.
Po policzku Loczka spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starł, a po chwili poczuł, jak ramiona Liama znów go obejmują i znów otoczyło go to poczucie bezpieczeństwa oraz to charakterystyczne ciepło.
Wtulił się w nie, a chłopak przejechał kilka razy dłonią po jego plecach, w celu uspokojenia go.
- Nie jesteś tchórzem, Harry. – odparł. – I jeśli jest ktoś, o kim mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie zasługuje na to, by być aniołem, to możesz być nim tylko ty, Harry.
Odsunął go od siebie na wyciągnięcie ramion. – Jesteś najlepszym Aniołem, jakiego spotkałem. Masz serce tak wielkie, ze pomieściłbyś w nim cały świat. Nie potrafisz przejść obojętnie obok cudzego cierpienia i zawsze stawiasz dobro innych ponad własne. Masz duszę utkaną z miłości, Harry i wcale nie jesteś tchórzem. Potrzeba wielkiej odwagi, by stawić czoło przeszłości, i jeszcze większej, by stawić czoło przyjaciołom.
- Boję się… - wtrącił.
- Odważnym jest nie ten, kto się nie boi, Harry, ale ten, kto wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach. I ty to wiesz. Pomimo swojego strachu idziesz dalej, bo wiesz, że od ciebie zależy przyszłość i szczęście ludzi. Stawiasz czoło Louisowi, pomimo tego, co się miedzy wami wydarzyło, ponieważ wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, ludzie będą cierpieć. Potrafisz postawić ich szczęście ponad własne uczucia i to jest twoja odwaga, Harry na którą niewielu stać.
- Ostatnio nic nie zrobiłem. – powiedział Harry drżącym głosem. – Widziałem, jak Louis namawia ludzi do zła i nie umiałem zareagować. Nie jestem odważny.
- Każdy ma chwile załamania, Harry. – odparł. – Nie oceniaj siebie tak szybko. Dasz radę. Musisz tylko znaleźć w sobie tą siłę.
- Nie umiem. – rzekł. – Nie umiem jej w sobie odnaleźć.
- To jest prostsze niż myślisz, Harry. – odrzekł. – Wszystko czego potrzebujesz, by móc stawić temu czoła masz tutaj. – przyłożył swoją dłoń do piersi chłopaka, gdzie miarowo biło jego serce. – Słuchaj go, a zawsze sobie poradzisz.
- Co masz na myśli?
- Poradzisz sobie z Louisem, ale tylko wtedy, gdy będziesz kierował się miłością, którą w sobie masz. Pozwól działać temu uczuciu, a uda ci się i być może zyskasz coś więcej.
Harry zamyślił się na chwile, próbując analizować słowa Liama, ale nic nie przychodziło mu do głowy, oprócz tego, że zdecydowanie chłopak miał rację. Musiał stawić czoło Luisowi i przestać się bać, bo chłopak nic nie wie o jego uczuciu i nie musi wiedzieć. I choć Harry był pewny, że gdy tylko go zobaczy nie będzie umiał udawać, że nic nie czuje, to i tak chciał to zrobić. Louis był mu winny wyjaśnienia i Harry chciał je poznać, nawet jeśli będzie musiał spędzić z Louisem więcej czasu, niż to konieczne.
- Dziękuje. – szepnął po chwili.
- Nie dziękuj. – odpowiedział. – Od tego ma się przyjaciół.
I Harry po raz kolejny w życiu dziękował Bogu za to, że ich ma.
I tak Harry spędził całe trzy dni, na myśleniu o Louisie: o jego niebieskich, jak ocean oczach, uśmiechu, który był tak piękny, jak gwiazdy na niebie i o kurzych łapkach wokół jego oczu, które ze sobą przynosił. O jego nieskazitelnej, porcelanowej twarzy, tak bardzo delikatnej w dotyku, smukłych dłoniach, których place niejednokrotnie splatały się z tymi Harry`ego, o jego śmiechu, tak bardzo uroczym i słodkim, że Harry mógł go słuchać godzinami i nigdy mu się nie nudził.
Myślał o ich przeszłości. O tym co mieli, jako para najlepszych przyjaciół, którzy bardzo dawno temu, przekroczyli tą granicę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Myślał o uczuciu, które ich wtedy łączyło, a które mimo wszystkich wydarzeń i odległości fizycznej między nimi, nie uległo zmianie. I choć Harry nie był go wtedy świadomy, to wystarczyło jedno spojrzenie, po tylu latach separacji, by zrozumieć, że te wszystkie dziwne rzeczy, które wyprawiało jego ciało, gdy napotykało na swojej drodze Louisa, to właśnie miłość.
Harry siedział na parapecie w swoim mieszkaniu i obserwował, jak życie toczy się powoli, nie dosięgając go. Odkąd spotkał Louisa miał wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu, wskazówki zegara stanęły i nie chciały ruszyć dalej, choć Harry tak bardzo tego pragnął.
Rozmowa z Bogiem wiele wyjaśniła, choć nie rozwiała jego wątpliwości. Podjął decyzje, ale im więcej czasu mijało, tym więcej negatywnych myśli nawiedzało jego umysł. Nie umiał oprzeć się wrażeniu, że gdy tylko pozwoli Louisowi wrócić do jego spokojnego życia, szatyn zrani go, a on znów zostanie sam z tym palącym uczuciem w piersi. Nie chciał tego. Pomimo, że kochał i że był gotowy, by pozwolić Louisowi rozkochać go w sobie na nowo, bał się.
Dlatego tak bardzo zwlekał z tym, by ponownie stawić mu czoła. Dużo myślał nad ich spotkaniem, nad tym co zrobi, gdy stanie z nim twarzą w twarz, co mu powie i nad tym, co zrobi Louis, a Harry wiedział, że stać go na wiele.
Wiele razy przeprowadzał w myślach ich rozmowę, lecz za każdym razem wydawała się ona być coraz bardziej absurdalna, więc odpuścił, postanawiając działać spontanicznie.
Wyjrzał przez okno, za którym kilka białych postaci przechadzało się chodnikiem i uśmiechało, gdy ktoś obok mich przechodził. Harry uśmiechnął się na ten widok, wiedząc, że nie ważne, jak bardzo źle się działo, oni zawsze się uśmiechali i był gotowi pomóc każdemu, kto ich pomocy potrzebował, nawet jeśli oni sami jej potrzebowali.
Przeniósł swój wzrok na niebo, które było przejrzyście czyste, bez żadnej chmury i białych smug, które czasem się na nim pojawiały. Jego błękitny odcień był nieskazitelnie czysty, a słońce odbijało w nim swoje promienie, sprawiając, że wszystko wokół emanowało spokojem i radością, a uśmiech sam malował się na twarzy.
I pierwszy raz, Harry miał ochotę uciec stąd. Po prostu wyjść i nie wrócić, schować się przed światem tak, by nikt go nie znalazł.
Nie umiał się odnaleźć we własnych uczuciach.
Po chwili poczuł, jak ciepłe ramiona otoczyły go, a głowa przyjaciela oparła się o jego własną. Wtulił się w niego i przymknął powieki, powoli relaksując się pod wpływem obecności Liama.
- Znów o tym myślisz.
Podniósł głowę i zerknął na przyjaciela, którego brązowe tęczówki patrzyły na niego z troską wypisaną w ich odcieniu. Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami, po czym z powrotem wtulił się w jego tors.
- Nie umiem nie myśleć. – odparł, wpatrując się w okno. – To mnie przeraża.
Liam odsunął się i zajął miejsce naprzeciwko niego, lekko pocierając jego łydki.
- To, że go kochasz?
Harry przytaknął. – Boję się tego.
- Nie musisz się bać, Harry. – rzekł Liam, na co Harry spojrzał na niego, swoimi zielonymi oczyma. – Louis nic nie wie o twoich uczuciach i nie musi wiedzieć, jeśli nie będziesz tego chciał. Tylko od ciebie zależy, czy dowie się o tym, że kochasz, czy nie. Nie ma czego się bać. Wszystko jest w twoich rękach.
Harry uśmiechnął się delikatnie. – Dzięki.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, podczas której Liam przyglądał się Harry`emu, który wpatrywał się w okno.
- To nie wszystko, prawda? – odezwał się Liam, po kilku minutach.
Harry spuścił wzrok na swoje kolana.
- Harry. – powiedział Liam i uniósł podbródek loczka ku górze, tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy.
– Co się dzieje?
Harry milczał.
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, prawda? – rzekł. – Jestem twoim przyjacielem i pomogę ci, cokolwiek to jest.
Harry odwrócił wzrok, a Liam opuścił rękę, dając przyjacielowi kilka chwil na zebranie się w sobie.
- Jestem tchórzem. – odezwał się Harry po chwili i spojrzał na swojego przyjaciela smutnym wzrokiem. – Od trzech dni unikam spotkania z Louisem, jak tylko mogę, bo boję się, że nie dam sobie z tym rady. Robię wszystko, by opóźnić nasze spotkanie, z obawy, że gdy tylko spojrzę w jego oczy, przepadnę, zapominając o tym, co tak właściwie mam zrobić. Uciekam, zamiast stawić czoła temu, co mnie czeka. Jak mam pomagać innym, skoro sam nie mogę uporać się z własnymi uczuciami. Nie zasługuje na to, by być tym, kim jestem.
Po policzku Loczka spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starł, a po chwili poczuł, jak ramiona Liama znów go obejmują i znów otoczyło go to poczucie bezpieczeństwa oraz to charakterystyczne ciepło.
Wtulił się w nie, a chłopak przejechał kilka razy dłonią po jego plecach, w celu uspokojenia go.
- Nie jesteś tchórzem, Harry. – odparł. – I jeśli jest ktoś, o kim mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie zasługuje na to, by być aniołem, to możesz być nim tylko ty, Harry.
Odsunął go od siebie na wyciągnięcie ramion. – Jesteś najlepszym Aniołem, jakiego spotkałem. Masz serce tak wielkie, ze pomieściłbyś w nim cały świat. Nie potrafisz przejść obojętnie obok cudzego cierpienia i zawsze stawiasz dobro innych ponad własne. Masz duszę utkaną z miłości, Harry i wcale nie jesteś tchórzem. Potrzeba wielkiej odwagi, by stawić czoło przeszłości, i jeszcze większej, by stawić czoło przyjaciołom.
- Boję się… - wtrącił.
- Odważnym jest nie ten, kto się nie boi, Harry, ale ten, kto wie, że istnieją rzeczy ważniejsze niż strach. I ty to wiesz. Pomimo swojego strachu idziesz dalej, bo wiesz, że od ciebie zależy przyszłość i szczęście ludzi. Stawiasz czoło Louisowi, pomimo tego, co się miedzy wami wydarzyło, ponieważ wiesz, że jeśli tego nie zrobisz, ludzie będą cierpieć. Potrafisz postawić ich szczęście ponad własne uczucia i to jest twoja odwaga, Harry na którą niewielu stać.
- Ostatnio nic nie zrobiłem. – powiedział Harry drżącym głosem. – Widziałem, jak Louis namawia ludzi do zła i nie umiałem zareagować. Nie jestem odważny.
- Każdy ma chwile załamania, Harry. – odparł. – Nie oceniaj siebie tak szybko. Dasz radę. Musisz tylko znaleźć w sobie tą siłę.
- Nie umiem. – rzekł. – Nie umiem jej w sobie odnaleźć.
- To jest prostsze niż myślisz, Harry. – odrzekł. – Wszystko czego potrzebujesz, by móc stawić temu czoła masz tutaj. – przyłożył swoją dłoń do piersi chłopaka, gdzie miarowo biło jego serce. – Słuchaj go, a zawsze sobie poradzisz.
- Co masz na myśli?
- Poradzisz sobie z Louisem, ale tylko wtedy, gdy będziesz kierował się miłością, którą w sobie masz. Pozwól działać temu uczuciu, a uda ci się i być może zyskasz coś więcej.
Harry zamyślił się na chwile, próbując analizować słowa Liama, ale nic nie przychodziło mu do głowy, oprócz tego, że zdecydowanie chłopak miał rację. Musiał stawić czoło Luisowi i przestać się bać, bo chłopak nic nie wie o jego uczuciu i nie musi wiedzieć. I choć Harry był pewny, że gdy tylko go zobaczy nie będzie umiał udawać, że nic nie czuje, to i tak chciał to zrobić. Louis był mu winny wyjaśnienia i Harry chciał je poznać, nawet jeśli będzie musiał spędzić z Louisem więcej czasu, niż to konieczne.
- Dziękuje. – szepnął po chwili.
- Nie dziękuj. – odpowiedział. – Od tego ma się przyjaciół.
I Harry po raz kolejny w życiu dziękował Bogu za to, że ich ma.
~~~*~~~
Pomarańczowe płomienie oświetlały cały pokój, nadając mu specyficzny klimat, a ciepło towarzyszące ich kolorowi otulało ciało Louisa. Siedział na podłodze, wpatrzony w ich blask i zafascynowany różnymi kształtami, które przybierały, gdy raz za razem dmuchał w nie powietrzem.
Podkurczył kolana i otoczył je ramionami, kładąc na nich głowę i przymykając oczy zatracił się we wspomnieniach.
W jego głowie od razu pojawiły się dwie zielone tęczówki i uśmiech z dołeczkami, który wywołał w jego klatce piersiowej to palące uczucie, którego Louis nie potrafił się pozbyć, odkąd tylko zobaczył swojego przyjaciela. Wspomnienia Harry`ego wracały, z każdą chwilą było ich coraz więcej, a ich obraz wyostrzał się, przypominając wszystko to, o czym Louis tak bardzo chciał zapomnieć. Przez te pięć lat robił wszystko, by obraz loczka w jego głowie zatarł się, a to dziwne uczucie zniknęło.
Każdego dnia starał się coraz bardziej i mocnej, by wspomnienia jego dawnego życia przepadły, by nie musiał oglądać w swojej głowie smutnych zielonych oczu i tego rozczarowania, które było w nich wypisane, gdy Louis powiedział, że odchodzi. Nie chciał ich, ponieważ wiedział, że ten smutek na delikatnej twarzy chłopaka to jego wina, a Louis mimo całego zła, które w sobie posiadał, nie umiał żyć z myślą, że wyrządził krzywdę najważniejszej dla siebie osobie.
Harry był delikatny. Był uroczy i nieskazitelnie czysty o czym Louis niejednokrotnie mógł się przekonać. Harry było kochany i w tej swojej miłości tak bardzo szczery i niewinny, że Louis nie mógł znieść myśli, że kiedykolwiek może zatracić te wartości i cechy, które sprawiały, że był tak bardzo wyjątkowy.
Dlatego postanowił odejść.
Louis był zupełnie inny niż Harry. Lubił psocić, a zasady nie były tym, czego chłopak lubił przestrzegać. Zawsze żartował z innych i nie bał się powiedzieć przykrych słów, nawet jeśli wiedział, że kogoś za bolą. Był całkowitym przeciwieństwem kędzierzawego chłopca, który niejednokrotnie go hamował, a Louis zawsze słuchał się jego słów, ku jego własnemu zdziwieniu.
Dlatego odszedł. Nie chciał, by jego najlepszy przyjaciel zatracił siebie i wszystko to, co składa się na jego osobowość, której nie jedna osoba mogła mu pozazdrościć. Nie chciał, by Harry z czułego i uroczego chłopaka zmienił się w kogoś takiego, jak on. A Louis wiedział, że jest to możliwe, bo im dłużej razem przebywali, tym bardziej Harry był obojętny na jego zachowanie. Nie zawsze; gdy uznał, że Louis przesadza nie wahał się powiedzieć, że źle robi, ale im więcej czasu spędzali razem, tym mniej nieodpowiedniego zachowania w takich sytuacjach chłopak dostrzegał. A Louis tak bardzo nie chciał, by tak było.
Harty był dla niego ważny, dlatego pomimo bólu i cierpienia, które towarzyszyły ich rozstaniu i łez, które spłynęły po bladych policzkach zielonookiego, postanowił odejść, bo lubił Harry’ego zbyt mocno, by pozwolić mu zatracić to, kim jest.
Nie byli tacy sami.
Byli całkowicie różni, jak dwa magnesy o różnych biegunach, które idealne do siebie pasują
Usłyszał kroki, więc odwrócił twarz w stronę drzwi w których Zayn opierał się o ich framugę.
- Ile razy znajdę cię jeszcze w takiej pozycji, hm? – zapytał, podchodząc jednocześnie do Louisa i klękając obok niego.
Chłopak wzruszył ramionami, po czym odwrócił wzrok, znów z zaciekawieniem przypatrując się pomarańczowym płomieniom.
- Znów o nim myślisz, prawda?
Chłopak nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami.
- Louis do cholery jasnej, nie możesz tak siedzieć! – krzyknął, a echo jego słów rozniosło się po pokoju odbijając się od ścian i wracając do ich uszu. – Od kilku dni nic nie robisz tylko siedzisz i myślisz o tym pieprzonym chłopaku. Weź się w garść! - Zayn podniósł się i zaczął wymachiwać rękoma, a jego głos stawał się coraz głośniejszy. - Kiedy w końcu dotrze do ciebie, że Harry to przeszłość i nie wróci. To nic nie warty aniołek, który wierzy, że gdzieś tam na końcu czeka go szczęście i miłość. Próbuje naprawić świat, choć jego czyny są godne pożałowania. Spójrz tylko… spotkał ciebie i nawet nie miał odwagi, by unicestwić cię. Spotkał mnie i nawet nie zareagował na moje działania. Nie jest taki święty, jak wszyscy o nim mówią, więc przestań w końcu rozpamiętywać go i zajmij się tym, co jest ważne, a nie tracisz czas na kogoś, kto był zbyt wielkim tchórzem, by stanąć po właściwej stronie!
Louis podniósł się i podszedł do Mulata. Jego twarz wyrażała czystą złość, podczas gdy prawa ręka powędrowała ku górze w stronę twarzy Zayna.
- Nie waż się nigdy więcej tak o nim mówić! – powiedział przez zaciśnięte żeby. – Nie znasz go i nic o nim nie wiesz, więc zamknij swoje usta, zanim nie powstrzymam się i moja ręka wyląduje na twojej twarzy.
Zayn zaśmiał się tylko.
- No dalej Tomlinson. – rzekł. – Uderz mnie. Pokaż, że masz jaja.
Podszedł bliżej do Louisa tak, ze prawie stykali się ciałami.
- Brakuje ci odwagi. – powiedział, a jego oddech otulił twarz Louisa. – Stajesz się zbyt troskliwy, Tomlinson. Nawet nie potrafisz mnie uderzyć. Co się z tobą stało? – zatrzymał się na chwilę, wpatrując w ciemne oczy towarzysza, w których tlił się gniew i odrobina czegoś, czego chłopak nie umiał zidentyfikować, ale co przypominało litość. – Och… a może to wina tego chłopaczka, co? Już tak całkowicie wyprał ci mózg, że nie potrafisz uderzyć? Kiedyś nie miałeś z tym problemu.
Louis opuścił rękę, którą złożył w pięść i ścisnął mocno, nie chcą dawać Zaynowi tej satysfakcji.
- Skończ!
- Och… - zaczął. – Czyżby słowa bolały?
Louis prztyknął oczy. – Skończ! Powiedziałem.
- No proszę… - zaśmiał się. - Louis Tomlinson ma uczucia. Ten, który swoimi grami i podstępami jest w stanie pokonać samego diabła, potrafi czuć. Kto by pomyślał.
Louis wziął oddech. - Nie twój interes. – odarł chłodno.
- A myślałem, że to ciebie nie dotyczy. A jednak… Co taka mała cnotka potrafi zrobić z człowiekiem.
Louis nie wytrzymał i nawet nie zauważył kiedy jego dłoń spotkała się z policzkiem drugiego chłopaka, a cichy plask rozniósł się po pomieszczeniu. Kiedy uniósł wzrok dostrzegł, jak dłoń Zayna obejmuje jego policzek.
- Zadowolony jesteś? – zapytał. – Masz co chciałeś.
Zayn tylko uśmiechnął się głośno.
- A jednak… - zaczął i podszedł do Louisa obejmując dłońmi jego pas, przysuwając go bliżej. – Masz jaja i nie miałbym nic przeciwko, gdybyś mi je teraz pokazał.
Przycisnął mocno swoje wargi do tych Louisa i zaczął go zachłannie całować, a Louis pomimo swojej niechęci i złości skierowanej do przyjaciela nie umiał odmówić, więc już kilka chwil później odwzajemniał każdy jego pocałunek z taką samą niecierpliwością.
Wszystkie złe emocje ulotniły się gdzieś, zastąpione przez pożądanie i chęć posiadania drugiego chłopaka i Louis nie protestował, tak bardzo potrzebując dotyku.
Myśli o Harrym uciekły gdzieś daleko, jednak były na tyle blisko, by Louis mógł sobie wyobrazić, że to właśnie on doprowadza go w tej chwili na szczyt rozkoszy i szepcze te wszystkie słowa, które tylko potęgowały doznania.
I kiedy w końcu poczuł, że dochodzi, a przyjemny orgazm zaczął wypełniać jego ciało, ostatnie o czym pomyślał, zanim doszedł na swój brzuch oraz brzuch Zayna, była para zielonych tęczówek, a gdy poczuł, jak biała maź opuszcza jego ciało z jego ust wyszedł jeden cichy szept. Harry.
~~~
Ok! Udało mi się skończyć rozdział i jestem z niego całkiem zadowolona. Miałam umieścić tu jeszcze jedną scenę, ale rozdział i tak jest długi, więc stwierdziłam, że poczekacie jeszcze na nią. :)
I obiecuję wam, że przyszłe rozdziały będą ciekawsze i w końcu wszystko się wyjaśni.
Kolejna rzecz. Dziękuje tym dwóm osobom, które w komentarzu wyraziły swoja opinię. Wasze zdanie ma dla mnie bardzo duże znaczenie: wiem co mam zmienić lub poprawić i przede wszystkim czy podoba wam się to, co piszę.
Martwi mnie tylko fakt, że z rozdziału na rozdział jest ich coraz mniej. To smutne. Jeśli nie podoba wam się ta historia - napiszcie. Każda opinia się liczy!
I na koniec. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy nie skończyć swojej działalności na blogspot. Chyba błędem było, że nie zrobiłam tego tuż po skończeniu "Room 206". Jeśli uda mi się coś postanowić - napisze wam o tym i mam nadzieję, że uda mi się podjąć decyzję przed publikacją następnego rozdziału.
Jeśli macie jakieś pytania zapraszam tu.TUMBLR.
Komentujcie, proszę. To dla mnie ważne.
Tyle ode mnie.
Do napisania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)